Nowości płytowe
Maria Pomianowska & Mingjie Yu, L.U.C. & Rebel Babel Film Orchestra, Roderyk, Daj Ognia, Poleski skład smyczkowy, Lumpeks
Maria Pomianowska & Mingjie Yu, L.U.C. & Rebel Babel Film Orchestra, Roderyk, Daj Ognia, Poleski skład smyczkowy, Lumpeks
"W przypadku muzyka, który występuje na scenie od 30 lat, myślę, że trzeba mówić o zmieniających się inspiracjach. Na samym początku były to po prostu bodźce telewizyjno-radiowe takie jak Boney M. czy Abba, a potem inspiracje czerpane od mojego Taty, który słuchał muzyki angloamerykańskiej, tzw. dobrego rocka".
(Marcin Skrzypek)
Anna Abramowicz to instruktorka i popularyzatorka tańców francuskich w Polsce, instruktorka zawodowa tańców Europy. Dzięki niej wielu uczniów mogło poznać tańce, takie jak: bourrée, chappeloise, rondeau, an dro, mazurka, cercle circassien, scottish, mardi gras czy kost ar c’hoat, a teraz poznają jeszcze zorbę, tarantellę, dżanguricę, kopaninę, czereśniczki i wiele, wiele innych. Anna Abramowicz w rozmowie z Joanną Zarzecką opowiedziała o początkach francuskich tańców w Polsce, o tym, dlaczego chappeloise nazywamy belgijką, a także o wielu wspaniałych wydarzeniach, w których rolę główną odgrywały taniec i muzyka.
Sądecczyzna – region położony w południowej Małopolsce przy granicy ze Słowacją. Kraina, która w historii zajmowała ważne miejsce na mapie Polski zarówno pod kątem politycznym, jak i ekonomicznym, co związane było z położonymi w tej części Rzeczpospolitej szlakami handlowymi i rzeką Dunajec. Jest to miejsce odwiedzane przez królów i książęta w okresie rozkwitu w średniowieczu. Ludwik Węgierski, Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło czy Władysław Warneńczyk – to tylko część z postaci, które zapisały się w annałach Nowego Sącza. Sądecczyzna to przestrzeń, w której stykają się ze sobą różne kultury i religie. Lachy Sądeckie, Pogórzanie, Górale, Łemkowie, ale również Żydzi, Niemcy i Romowie Karpaccy, a historycznie także arianie – składają się na mozaikowy obraz regionu.
fot. z arch. domowego L. Józefowskiej: KRAM 1989, Myślec k. Starego Sącza
Sabina Jurasz to pochodząca z Przybędzy współwłaścicielka Pracowni Mody Regionalnej – Stroje Górali Żywieckich. Od dziecka zaangażowana w promowanie kultury ludowej, członkini regionalnego zespołu muzycznego górali żywieckich z Beskidu Żywieckiego Grojcowianie. Jest absolwentką Liceum Plastycznego im. Antoniego Kenara w Zakopanem oraz Krakowskich Szkół Artystycznych. O początkach swojej przygody z krawiectwem, o szacunku do stroju ludowego oraz o gwarze opowiedziała Justynie Michniuk.
fot. Justyna Michniuk: Sabina Jurasz w pracowni
Aneta Mazurkiewicz i Ignacy Gajo w rozmowie z Wittem Wilczyńskim opowiedzieli o początkach Werchowyny, zauroczeniu muzyką łemkowską, o płytach zespołu oraz o trzydziestych urodzinach grupy.
fot. z arch. prywatnego Witta Wilczyńskiego: Koncert Werchowyny w Studiu im. A. Osieckiej w Warszawie
W poszukiwaniu tematu do tego felietonu udałam się na spacer wczesnojesienną porą. Podziwiałam zieloność drzew i trzymające się ich jeszcze kasztany. Wokół miejsca, gdzie żyję, jest dużo zieleni – i dzikiej, i pięknie utrzymanej, co sprzyja refleksji spacerowej. Z tych powakacyjnych rozmyślań wyłonił się nie tyle temat, co myśl ogólniejsza, że latem 2023 roku – patrząc z perspektywy etnomuzykolożki i radiowca – odbyło się wiele arcyciekawych wydarzeń.
Czy można zostać klasykiem „przez zasiedzenie”? Przez mozolne długie trwanie? Co dziś oznaczają i jak bardzo „rozciągliwe” są pojęcia muzyki źródeł, tradycji, korzeni? I co to znaczy być „największym nośnikiem tradycji”? Wszystkie te pytania nasuwają się w związku z sukcesami Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Zdobył on w tym roku, za współpracę z Miuoshem, nagrodę Fryderyka w kategorii Zespół/Projekt Artystyczny Roku, a także został laureatem w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni za płytę „70-lecie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny. Największe przeboje”. Dodajmy jeszcze, że w roku ubiegłym Fryderyka w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni/Blues zyskała płyta „Pieśni współczesne” nagrana przez Zespół Pieśni i Tańca Śląsk oraz wspomnianego już Miuosha. Warto przy okazji przypomnieć, że w minionych latach przyjmowano owacyjnie również współpracę Goorala z zespołami Śląsk i Mazowsze.
Wędrowaliśmy kiedyś po zakamarkach Lublina – ja z trzema zacnymi kolegami, osobowościami oryginalnymi, znanymi w mieście. Jeden był profesorem, drugi artystą, trzeci dyrektorem. Chodziliśmy śladami przeszłości, starając się dotrzeć do miejsc, w naszym mniemaniu, historycznych, ale co ważniejsze legendarnych – by je zobaczyć, dotknąć oraz puszczać wodze fantazji o tym, co kiedyś musiało się tutaj dziać. Tak dotarliśmy pod mur zakonu sióstr urszulanek, dawnej brygidek, od strony ulicy Dolnej Panny Marii – pod tak zwaną basztę wodną. Czworokątną, kamienną wieżę wzniesiono około roku 1564 w najwyższym wówczas miejscu Lublina. Dziś jest jedynym zachowanym artefaktem staropolskiego wodociągu miejskiego, dostarczającego niegdyś wodę do centrum miasta drewnianymi rurami z oddalonego o prawie cztery kilometry stawu Wrotkowskiego. U podnóża baszty działał rurmus, urządzenie pompujące wodę do znajdującej się wysoko skrzyni, z której, dzięki sile grawitacji, spływała ona do studzien na Starym Mieście i przy okolicznych kościołach. Rzecz jasna, nie ma już śladu po rurmusie, ale on przecież tam był. Dla nas ważne było, że w roku 1928 basztę wodną sfotografował sam wielki poeta Józef Czechowicz. Przypomniało mi się wtedy, że dawno temu jeździłem z mamą do ogrodu urszulanek (w których szkole się uczyła) po kwiaty i warzywa, jednak wieży nie pamiętałem.
Od muzyki z płyt winylowych słuchanych na gramofonie kupionym za pieniądze z SKO i szkolnych fascynacji heavy metalem, poprzez zakup pierwszej gitary, muzykę z kaset magnetofonowych i nagrań z MTV na VHS po projekty muzyczne takie jak: Kurz, Naczynia i zespół Kontrabelius, który współtworzy z córką Zośką. Rozmowa ze Sławomirem Księżniakiem – dyrektorem Dzielnicowego Domu Kultury „Węglin”. O fascynacjach i projektach muzycznych, a także o lubelskiej scenie muzycznej rozmawiała z nim Agnieszka Góra-Stępień.
fot. W. Kornet: Naczynia
Zapewne wiele osób czytających tytuł zastanawia się, o którym Izydorze mowa. W Kościele katolickim czczonych jest dwóch świętych o tym imieniu – Izydor z Sewilli, biskup i doktor Kościoła, którego wspomnienie liturgiczne przypada 4 kwietnia, oraz Izydor Oracz, którego postać postaram się przybliżyć czytelnikom w moim tekście.
Ilustracja z Święty Izydor Oracz: podarek dla szkółek ludu naszego Karola Antoniewicza, źródło: polona.pl
2 września tego roku w Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie zakończył się projekt pod nazwą „Śpiewy pogranicza ze zbiorów Jana Ignaciuka w Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie”. Jego celem było upowszechnienie
repertuaru pieśniowego, jaki w 2003 roku przekazał Muzeum regionalista Jan Ignaciuk. Koordynatorzy projektu, Agata Kusto i Łukasz Tarkowski, zaplanowali szereg wydarzeń. Warsztaty, koncerty i spotkania ze śpiewakami odbywały się w plenerze lubelskiego skansenu. Czy działania te mogą stanowić przykład dobrych praktyk w ochronie niematerialnego dziedzictwa kulturowego? Bardzo pozytywny odzew uczestników i odbiorców wydarzeń zdaje się to potwierdzać.
fot. K. Wasilczyk: Panel naukowy. Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie, 2 września 2023
Gdy dwa lata temu zasiadałem na widowni Miejskiego Domu Kultury w Mławie, aby zasłuchać się w koncert projektu „Mazowsze Północne. Ziemia Nieznana” Janusza i Kai Prusinowskich, nie spodziewałem się tak wielu emocji. Ziemia moich korzeni ożyła na nowo muzyką zapomnianą, tradycją, która w znakomitej części zgasła nagle, ledwie parę dekad temu… Odrodziła się rytmami, do których tańczyli jeszcze moi dziadkowie
z północnego Mazowsza, z tej niepozornej szachownicy pól, łąk i lasów, rzadko odwiedzanej przez postronnych, nieczęsto pokazywanej krainy „pszenno-buraczanej”, „białej plamy”, spokojnie rozlanej na mapie między aglomeracją Warszawy a zielonymi krainami pojezierzy…
fot. z arch. aut.: Dworek w Gołotczyźnie
W 2010 roku w internecie pojawiły się sensacyjne informacje o rzekomo zaginionym gatunku fasoli z orzełkiem, który przetrwał na strychu w gospodarstwie koło Nowego Sącza. Ocalić miał ją Zenon Szewczyk z Podegrodzia, jeszcze całkiem niedawno jako jedyny miał mieć zaledwie garść tych niezwykłych nasion. Po kilku latach hodowli rośliny mógł zacząć dzielić się swoimi zbiorami. Sprawił również, że na wniosek Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Podegrodzkiej im. ojca Stanisława Papczyńskiego ta patriotyczna fasola została wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
fot. Kwiatek 24 / Wikimedia
Spotykałem Teodora Kupsia podczas każdej Jesieni na Pałukach – imprezy folklorystycznej, której targów sztuki ludowej oczekiwali wszyscy miłośnicy kultury tradycyjnej w regionie i poza nim. W legendarzach spotkania zapisały się opowieści o twórcach, którzy osaczeni przez kolekcjonerów sprzedawali swoje prace, zanim dotarli na wyznaczone dla nich kramy. Wspominają o tym nie tylko bywalcy żnińskiego święta, ale i wizytujący kiermasze w Kazimierzu Dolnym czy Płocku.
fot. z arch. aut.: Józef z Dzieciątkiem, rzeźba Teodora Kupsia
Kiedy byłam uczennicą szkoły podstawowej, chciałam spisać wspomnienia babci, która urodziła się w 1910 roku w małej wiosce Lutomek w zachodniej Wielkopolsce. Swoją opowieść zaczęła od słów: „ciągle pracowałam”. Wówczas ten początek nie spodobał mi się, zniechęcił mnie i niestety zrezygnowałam z utrwalenia jej przeżyć. Rodząca się wówczas żyłka dokumentalistki była nikła, a moja świadomość zbyt mała, by pozwoliła mi na zarejestrowanie tego, co babcia Prakseda chciała przekazać. Babcia, jak wiele ówczesnych kobiet, wyjechała ze swojej wioski za chlebem i pracą do większego ośrodka miejskiego – Poznania. Tu poznała dziadka Piotra (ur. 1905 w Niepruszewie). Żadne z nich nie miało możliwości pozostania na ojcowiźnie. Siłę babci do końca życia z lekką niechęcią wspominały córki urodzone na początku lat 30. XX wieku. W dzieciństwie, zamiast wyjeżdżać na wakacje, musiały udawać się na wieś i pracować.
Coraz częściej w Warszawie gościmy ekspozycje czasowe prezentujące kulturę i sztukę krajów azjatyckich. 3 września zakończyła się wystawa „Stworzone dźwiękiem. Muzyka i taniec w sztukach plastycznych Azji i Oceanii” w Muzeum Azji i Pacyfiku, a już 22 sierpnia w Muzeum Fryderyka Chopina została otwarta skromna ekspozycja tradycyjnych instrumentów koreańskich.
fot. K. Dzierzbicka
W pierwszej połowie sierpnia ruszyliśmy na południe. Dotarliśmy do Gučy, małej, malowniczej wioski w Serbii, która na kilka dni zamieniła się w miejsce głośne i radosne. Za sprawą odbywającego się tam Festiwalu
Trębaczy – we wsi rozbrzmiała muzyka.
fot. E. Skubis
Dzieciństwo „wynaleziono” dość późno, bo dopiero szesnastowieczna myśl renesansowa zaczęła je ujmować jako osobny okres życia, wymagający innego traktowania jednostki. Zdaniem Jacques’a Le Goffa refleksja taka rozpoczęła się w rezultacie ukształtowania się modelu rodziny nuklearnej w społeczeństwie mieszczańskim. Mary Kehily pisze z kolei, że dzieciństwo jest produktem kultury – jest nieuniwersalne, całkowicie zmienia się w zależności od miejsca i czasu jego doświadczania. Antropologia od schyłku XX wieku stara się uchwycić to doświadczenie, odchodząc od rozumienia dziecka jako elementu społeczeństwa dorosłych. W zamian ujmuje je jako odrębną osobę aktywnie współtworzącą życie społeczne.
„Hajda na Hajdę!” – tymi słowami zachęcam do wybrania się przy najbliższej sprzyjającej okazji na koncert zespołu Hajda Banda – polsko-białoruskiej grupy muzycznej. Specjalizuje się w wykonawstwie melodii przede wszystkim z polskiej i białoruskiej części Polesia, a także południowo-zachodniego Podlasia i pogranicza mazowiecko-podlaskiego tak na tradycyjną, jak i folkową nutę.
Bansidh „Orgetontiros”, Te Ruki „Marako Te Ruki”
Aleksandra Boćkowska, To wszystko nie robi się samo. Rozmowy na zapleczu kultury; Agnieszka Pajączkowska, Nieprzezroczyste. Historie chłopskiej fotografii; Tomasz Rokosz, Lasowiacka szopka z lalkami. Tradycyjne widowisko i jego repertuar muzyczny