Nigdzie nie spotkałem się z takim natężeniem ludzkiej serdeczności i gościnności jak w Turcji. Pamiętam, jak raz, jako dwudziestojednoletni chłopak, nocowałem w Yaprahisar w Kapadocji, by z samego rana przejść słynną dolinę Ihlary. Jako że nie chciałem iść o pustym żołądku, przed wyruszeniem w drogę postanowiłem coś zjeść, a jedyną rzeczą, na którą było mnie wtedy stać, był chleb. Ponieważ w tamtej okolicy nie władano jakimkolwiek językiem obcym, zmuszony byłem wydobyć z dna plecaka rozmówki. Oczywiście, skonstruowanie zdania typu „Przepraszam, gdzie tu się znajduje sklep, w którym można kupić pieczywo?” lub choćby „Gdzie jest piekarnia?” przekraczało moje możliwości, ale przynajmniej udało mi się zidentyfikować słowo „chleb”.