Z pamiętnika etnomuzykologa

Twarze Tradycji

Fot. M. Szymańska-Ilnata

22 marca 2013 r., Solok, Sumatra Zachodnia

Wreszcie możemy spokojnie podróżować. Odebraliśmy z komisariatu nowiutkie, indonezyjskie prawo jazdy, więc kontrole drogowe już nam niestraszne! Możemy jeździć w poszukiwaniu artystów. Dziś odwiedziliśmy muzyka, o którym usłyszeliśmy kilka dni temu. Dokładnego adresu oczywiście nie mieliśmy, więc musieliśmy kilka razy zatrzymywać się po drodze i pytać ludzi. Byliśmy już całkiem blisko celu, gdy spotkaliśmy młodego policjanta (w cywilu), którego wcześniej widzieliśmy na komisariacie. Poznał nas i zapytał, dokąd jedziemy. Okazało się, że zna człowieka, którego szukaliśmy. Pokazał nam drogę, jadąc na swoim motocyklu, a potem – ku naszemu zdumieniu – wszedł z nami do domu muzyka. Bardzo zdziwiliśmy się, gdy się dowiedzieliśmy, że jest jego uczniem.
Syafril ma 59 lat. Gra na kilku instrumentach: rababie pasisie[1], rabanie[2] i talempongu[3]. Prowadzi grupę indang[4], której członkiem jest nasz znajomy policjant. Właściwie dobrze się złożyło, że z nami przyjechał, bo razem (dołączył do nich jeszcze syn muzyka) mogli zaprezentować różne partie indangu. Obawiałam się tylko, że w obecności policjanta muzyk nie będzie chciał rozmawiać o praktykach magicznych, które bardzo mnie interesowały. Ludzie mówią, że policja nakłada kary na szamanów... Na szczęście do swojego ucznia i sąsiada, w dodatku po służbie, Syafril miał zaufanie. Oto najciekawsze z jego opowieści:
Zgodnie z tradycją na uroczystości zapraszane powinny być dwa zespoły indang, które konkurują ze sobą. Zadają sobie nawzajem pytania i muszą na nie odpowiadać. Publiczność lubi, gdy atmosfera jest gorąca, a nawet dochodzi do bijatyk. Bardziej niebezpieczne od nich są jednak zabiegi magiczne. Muzycy grają na bębnach obręczowych. Aby je nastroić, używa się pasma rotangu zwanego sidak, które wciska się pomiędzy obręcz a membranę, żeby ją bardziej napiąć. Syafril twierdził, że przed jednym z występów chciał przygotować swój instrument, ale pod wpływem magii sidak zamienił się w węża. Innym razem, gdy członkowie jego zespołu chcieli wstać na przerwę w występie, mata, na której siedzieli, przykleiła się do ich spodni. Zabiegi magiczne przeciwnego zespołu doprowadzały też czasem do choroby muzyków. Zdarzało się, że bolał ich brzuch, a gdy tylko go dotknęli, wypróżniali się samoistnie.
W celu uniknięcia takich „przygód” każdy zespół muzyczny powinien współpracować z szamanem. Niektórzy muzycy sami mają pewne zdolności magiczne, są do występów przygotowani zarówno fizycznie, jak i duchowo. Inni korzystają z ochrony specjalistów. Syafril mówił, że zawsze ostrzega członków zespołu, aby nie pili wody podsuwanej przez nieznajomych, bo w ten sposób mogą ulec działaniu czarnej magii. Chwytają się jej zespoły, które podczas uczciwej „potyczki” okazują się słabsze i są wyśmiewane przez lepszy zespół i publiczność. W prowadzonej przez siebie grupie to Syafril ma największe zdolności nadprzyrodzone i chroni pozostałych członków.
Jakie szczęście, że „nasz policjant” okazał się być wtajemniczonym we wszystkie te działania i Syafril mógł nam bez obaw o nich opowiedzieć. Szkoda tylko, że nie starczyło nam już czasu, żeby porozmawiać o jego rababie pasisie, który ma wyjątkowy, piękny kształt. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja, aby ponownie odwiedzić Syafrila i dokończyć rozmowę na ten temat.

Maria Szymańska-Ilnata

 

[1] Lutnia krótkoszyjkowa wyglądem przypominająca skrzypce; podczas gry trzymana pionowo, oparta o podłogę lub nogę muzyka.

[2] Niewielki bęben obręczowy, wykorzystywany w zespołach zwanych indang.

[3] Instrument złożony z pięciu lub sześciu gongów, na których gra trzech muzyków.

[4] Zespół złożony z kilkunastu chłopców i mężczyzn, którzy śpiewają, grają na rebanach i wykonują taneczne ruchy, siedząc w jednym rzędzie.

 

Sugerowane cytowanie: M. Szymańska-Ilnata, Z pamiętnika etnomuzykologa, "Pismo Folkowe" 2020, nr 150 (5), s. 17.

Skrót artykułu: 

Wreszcie możemy spokojnie podróżować. Odebraliśmy z komisariatu nowiutkie, indonezyjskie prawo jazdy, więc kontrole drogowe już nam niestraszne! Możemy jeździć w poszukiwaniu artystów. Dziś odwiedziliśmy muzyka, o którym usłyszeliśmy kilka dni temu. Dokładnego adresu oczywiście nie mieliśmy, więc musieliśmy kilka razy zatrzymywać się po drodze i pytać ludzi. Byliśmy już całkiem blisko celu, gdy spotkaliśmy młodego policjanta (w cywilu), którego wcześniej widzieliśmy na komisariacie. 

Fot. M. Szymańska-Ilnata

Dział: 

Dodaj komentarz!