Z notatnika byłej jurorki

Felieton. Maria Baliszewska

Po raz pierwszy od powstania Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja” uczestniczyłam w nim w tym roku (11-14 maja, Studio Koncertowe Polskiego Radia) nie jako jego twórca i jurorka, ale po prostu jako słuchaczka i odbiorca muzyki. To było doświadczenie wcześniej mi nieznane i chcę podzielić się garścią refleksji, z którymi opuszczałam Studio im. Witolda Lutosławskiego.
Prolog festiwalu odbył się nietypowo, w małym Studiu im. Władysława Szpilmana nabitym po brzegi, bo inaugurował nie kto inny, a Bester Kwartet, laureat Grand Prix „Nowej Tradycji 2000 2000 2000 2000 ” (wtedy jako Cracow Klezmer Band). Jarek Bester, zjawiskowy akordeonista i jego częściowo nowi muzycy (Dawid Lubowicz zastąpił Jarosława Tyrałę – skrzypce; Wojciech Adamczyk Wojciecha Fronta – kontrabas; Oleg Dyyak, jak na początku, tak i teraz na instrumentach perkusyjnych, duduku i klarnecie) czarowali jakością wykonania, muzyką, która nie da się jednoznacznie określić stylistycznie czy gatunkowo, bo i korzysta z żydowskich motywów, i jest komponowana głównie przez Bestera, szukającego inspiracji w różnych częściach globu. Wymyka się ona prostym definicjom, bo zawsze to muzyka wysokiego lotu z pogranicza jazzu, folku, tradycji, world music – etykietki niepotrzebne, to ich muzyka, krakowska. Słuchając tego koncertu, myślałam: cóż to był za laureat! Jak rozwinęli się muzycy i ich muzyka! Pełna treści, osobistych emocji, wirtuozowska w najwyższym stopniu.
Olśniona tym koncertem trochę zmartwiłam się późniejszymi przesłuchaniami zespołów, które nie tylko zgłosiły się do konkursu, ale zostały wybrane we wstępnej selekcji z 53 nadesłanych propozycji. Tych zespołów było dziesięć, ale żaden właściwie nie wywarł na mnie większego wrażenia. W pamięci pozostały tylko pojedyncze utwory. Może to ja byłam winna, spodziewając się zbyt wiele, a może to jednak jest jakiś kryzys w rozwoju muzyki z grubsza nazywanej folkową, choć to słowo-klucz wcale jej dobrze nie opisuje. Jej istotą jest czerpanie z tradycyjnej muzyki, ale podejść do niej można na wiele sposobów i w wielu stylach. Najważniejszy jest talent, który determinuje potem siłę przekazu – talent zarówno wykonawców, jak i tych, którzy wybierają pieśni czy melodie instrumentalne i przetwarzają je lub nie, podając w wersji prostej i zbliżonej do tradycji. Możliwości jest wiele, bo do dyspozycji są nie tylko tradycyjne instrumenty, ale i współczesne możliwości elektroniczne i techniczne. Z tego punktu widzenia zespoły biorące udział w tegorocznym konkursie były różnorodne – od laureata Grand Prix duetu Grochocki/Odorowicz z pieśniami żałobnymi, przez będący właściwe samą tradycją Skład Niearchaiczny, po eksperymenty komputerowe – mniej lub bardziej udane – kilku grup wykonawców. Tyle że niewiele z tego zróżnicowania wynikało od strony artystycznej.
Pierwotny cel tego festiwalu określony przed 20 20 laty to wspieranie polskiej muzyki folkowej (wówczas łatwiejszej do zdefiniowania niż dzisiaj), młodych wykonawców poszukujących zarówno nowych brzmień i dróg ich podania, jak i próbujących odtwarzać dawną muzykę ludową z pietyzmem, choć nie kopiując. Jury, które w ciągu tych lat zmieniało się jak w kalejdoskopie (przewodniczyli kolejno: Edward Pałłasz, Czesław Niemen, Zbigniew Namysłowski, Jarosław Bester, Marcin Pospieszalski i Olo Walicki), starało się tak przydzielać nagrody, by każdy z nurtów został dostrzeżony; by werdykt służył przyszłości, nie wyróżniając jednego tylko gatunku czy stylu. Zawsze poszukiwaliśmy indywidualności i często je znajdowaliśmy. Wśród laureatów znaleźli się tacy wykonawcy, jak Kapela Ze Wsi Warszawa, Muzykanci, wspomniany Cracow Klezmer Band, Kwadrofonik, Dikanda, Vołosi, Stilo – zespoły, które nie tylko przetrwały wiele lat, ale rozwijają się i stanowią wizytówkę festiwalu. W pewnym sensie zrobiły karierę i wciąż są obecne na muzycznej scenie kraju. Były też zespoły, których muzyka pozostała w pamięci i uchu, choć muzycy rozproszyli się – m.in. Stara Lipa, Odpust Zupełny, Swoją Drogą. W pamięci pozostali wybitni soliści: Anna Kiełbusiewicz i jej pieśni śląskie, Maciej Cierliński i jego lira korbowa, Adam Strug, Agata Siemaszko, lekko jazzujące Karolina Beimcik i Dana Wynicka, a także seria zespołów-meteorów, tworzonych często tylko dla tego konkursu – m.in. Pies Szczeka, Wędrowiec, Poszukiwacze Zaginionego Rulonu i wielu innych wykonawców, których nie wspominam tutaj, ale myślę o nich zawsze czule. Przez Studio im. Witolda Lutosławskiego przewinęła się rzesza (tak, rzesza!) młodych muzyków z całego kraju, poszukujących prawdy tkwiącej w tej muzyce, jej dawnych i nowych brzmień, i to uważam za największe osiągnięcie festiwalu. Kiedy zaczynaliśmy, scena folkowa w Polsce była skromna liczebnie, muzycznie i artystycznie.
Przez te dwadzieścia lat radiowa Nowa Tradycja spełniła swoje zadanie – pomagała i wspierała rozwój muzyki inspirującej się w taki czy inny sposób polską tradycją ludową. Polskie Radio pomagało laureatom wydawać pierwsze (i nie tylko) płyty, udostępniając studia, organizowało koncerty czy wysyłało wybranych muzyków na coroczne festiwale folkowe Europejskiej Unii Radiowej. Nawet dopuszczało ich do studiowania zawartości archiwum…
Czy jednak po dwudziestu latach nie trzeba zastanowić się, co dalej? Może warto zmienić regulamin, dostosować go do innej już sytuacji, bo ta muzyka na dobre zagościła w umysłach i sercach odbiorców, więc i wymagania wzrosły. Może trzeba teraz pomagać tworzyć ciekawsze zjawiska, osiągać wyższy poziom artystyczny, organizować warsztaty dla młodych wykonawców, dotyczące zarówno wykonawstwa, stosowania instrumentów, jak i repertuaru czy aranżacji. Słuchając tegorocznych prezentacji, nie byłam pewna, czy wszyscy wykonawcy w ogóle rozumieją, co grają i do czego sięgają, co niosą teksty pieśni.

Maria Baliszewska

Skrót artykułu: 

Po raz pierwszy od powstania Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja” uczestniczyłam w nim w tym roku (11-14 maja, Studio Koncertowe Polskiego Radia) nie jako jego twórca i jurorka, ale po prostu jako słuchaczka i odbiorca muzyki. To było doświadczenie wcześniej mi nieznane i chcę podzielić się garścią refleksji, z którymi opuszczałam Studio im. Witolda Lutosławskiego.

Dział: 

Dodaj komentarz!