Patrzyłam na Lubelszczyznę zwykle z daleka, ale czasem z bliska. Urodziłam się niedaleko, w Sandomierzu. Kiedy wędrowałam na górę (tak, wtedy to była dla mnie góra!) Salve Regina, a taki był zwyczaj, to było stamtąd widać, jak San wpada do Wisły. Szeroki krajobraz, jaki rozpościera już po drugiej stronie rzeki, powodował, że jednym okiem patrzyłam także na jakąś część Lubelszczyzny. Z Sandomierza wyruszałam na pierwsze, dziecięce jeszcze wycieczki rodzinne na lubelską stronę – w kierunku Kraśnika, Modliborzyc, w Lasy Janowskie. Zawsze latem, bo do Sandomierza jeździłam na wakacje do mojej Babci, Marii Horodyskiej, i u niej w domu mogłam słuchać przyśpiewek z tamtego regionu od zawsze wesołych sióstr Kluszczyńskich: Anieli, Lucyny i Stefci.