Lubelszczyzna widziana z zewnątrz

Co wyróżnia Lubelskie?

Moimi wszystkimi korzeniami i korzonkami (tymi, które znam) jestem przywiązany do Lubelszczyzny, mogę więc ulegać czarowi matczyzny i ojczyzny, ale nigdy na stałe nie mieszkałem ani w Lublinie, ani w regionie, co mi daje pewien dystans. Bez większego ryzyka mogę stwierdzić, że to miasto przez ostatnie pięćdziesiąt lat było de facto czymś w rodzaju stolicy polskiej kultury ludowej czy tradycyjnej – oba terminy dziś funkcjonują, a ten drugi propagował jako pionier Jan Bernad. Długo był Lublin silny żywą kulturą Lubelszczyzny – choć po wojnie bardzo zubożonej z wiadomych powodów, to wciąż bogatej i zróżnicowanej. Przez ostatnie dziesięć-piętnaście lat miasto z nawiązką oddaje to, co dostało od regionu. Usiłuje, jak sądzę, z powodzeniem sprostać trudnemu, wymagającemu uwagi i delikatności alchemicznemu procesowi jej ożywiania, rekonstrukcji, kultywowania, rozwijania. To temat na książkę. Jedynym sposobem, żeby zbliżyć się do jego streszczenia, jest podanie wyłącznie haseł, co niniejszym uczynię w formie tagów. Rozproszone korzenie sięgają ludzi i inicjatyw jeszcze z XIX wieku i międzywojnia (niech symbolizuje je nazwisko Łopaciński) oraz czegoś fundamentalnego, co pozwolę sobie nazwać wyraźnym rysem lubelskiej chłopskiej dumy. Zacznę od orientacyjnej cezury roku 1970.
Poziom 1.0 – ##WszyscyArtyściLudowi #wszystkieośrodkikultury #MuzeumWsiLubelskiej #StowarzyszenieTwórcówLudowych #OFKiŚLKazimierz #TargiSztukiLudowej #Pietrak #Niewiadomski #Dębski #Bartkowski #Bartmiński #poezjaludowa #religijnyśpiewludowy #etnolingwistyka
Poziom 2.0 – #TeatrGardzienice #TwórczośćLudowa #Adamowski #OrkiestraŚwMikołaja, #FundacjaMuzykaKresów #LetniaSzkołaMuzykiTradycyjnej #TeatrNNBramaGrodzka #Bernad #Bracha #Matecka #Skrzypek #GadkiZChatki #MikołajkiFolkowe #PolskieRadioLublin #Brzuskowska #BractwoUbogich #Zoła #NajstarszePieśniEuropy
Poziom 3.0 – #TaborWSzczebrzeszynie #SzkołaSukiBiłgorajskiej #KlubTyndyryndy #PieśniBagien #Grochowska #Gorczyca #Butryn #OśrodekRozdroża #FestiwalKody #WarsztatyKultury #JarmarkJagielloński
Proszę to potraktować jedynie sygnalnie i wybaczyć, jeśli o kimś czy o czymś zapomniałem. W skład wątku 3.0 wchodzi także większość inicjatyw z poziomów wcześniejszych, wciąż aktualnych, pracy intelektualnej, edukacyjnej, popularyzatorskiej, ogromna liczba lubelskich bądź orientujących się na dziedzictwo Lubelszczyzny publikacji książkowych, płytowych, internetowych, sześć tomów Lubelskiego. Nie przychodzi mi do głowy inny region i miasto z podobną liczbą inicjatyw, które z tak różnych perspektyw ujmują temat dziedzictwa kulturowego, także żydowskiego czy ukraińskiego. To dziedzictwo plus energia, praca i pomysły tworzą razem skarb, który z Lubelszczyzny jako pogranicza czyni szczególne centrum i z tego powodu warto tu przyjeżdżać.

Remek Mazur-Hanaj
Współtwórca ruchu domów tańca w Polsce, etnograf, animator i dokumentator tradycyjnej kultury etnomuzycznej, scenarzysta filmów dokumentalnych, współpracownik Polskiego Radia, redaktor naczelny portalu MuzykaTradycyjna.pl.

 

Mimo że mieszkam od wielu lat w Wielkopolsce i generalnie nie czuję się związany z żadnym regionem, muszę przyznać, iż szczególną atencją darzę Lubelszczyznę.
Jest tak z kilku powodów. Część rodziny pochodzi właśnie z tego regionu, a – mityczne już dziś – Podróże i Odwiedziny, w których jako dziecko towarzyszyłem mojemu dziadkowi, pozostawiły w pamięci ślady aromatów, smaków, opowieści, melodii, po które do dziś na Lubelszczyznę wracam. Konsekwencją tych dziecięcych zauroczeń był pewnie pomysł na przewiezienie pod Poznań starego drewnianego domu z Biłgorajskiego, a poszukiwania te zbiegły się z pierwszymi wyprawami muzycznymi Bractwa Ubogich na Roztocze. Wsiąkliśmy wtedy w Lubelszczyznę na dobre, chłonąc piękną muzykę, odkrywając tradycyjne obrzędy, ucząc się innego pojmowania czasu i tu właśnie zdobywając pierwsze muzykanckie szlify.
Od tego czasu wielokrotnie miałem przyjemność uczestniczyć w przedsięwzięciach artystycznych organizowanych w różnych miejscach na Lubelszczyźnie, a przede wszystkim w Lublinie. Zawsze były to wydarzenia wyjątkowe. Myślę, że jest to dziś jeden z najbardziej kulturotwórczych ośrodków w Polsce. Składa się na to wiele elementów – korzystanie z niezwykle bogatej i wciąż żywej kultury tradycyjnej regionu, ale też poszukiwanie dla tejże nowych form artystycznej ekspresji, wielokulturowość ze świadomym ukierunkowaniem na „wschód”, mnogość działań interkulturowych angażujących przedstawicieli różnych dziedzin sztuki, ale też pewna „prowincjonalność” w dobrym tego słowa znaczeniu – czyli „ludzka” skala: spokój, czas na wzruszenia, spotkanie z przyjaciółmi na przepięknej lubelskiej starówce, którą można przemierzać pieszo (!), raz po raz odkrywając nowe, niespodziewane zaułki.

Jacek Hałas
Absolwent Akademii Sztuk Pięknych, współtwórca formacji muzycznych (m.in. Bractwo Ubogich, Muzykanci, Lautari), współpracownik zespołów teatralnych. Zajmuje się tańcem korowodowym, tradycją pieśni dziadowskich, prowadzi warsztaty i działania edukacyjne.

 

Lublin przyciągnął mnie do siebie w roku 1996 siłą przykładu kilku absolwentów KUL-owskiej muzykologii. Dość precyzyjnie znałem nazwiska tych, którzy ukończyli ten kierunek i pracowali, czynnie włączając się w życie kulturalno-oświatowe mojego opolskiego regionu. Warto zaznaczyć, że dostrzegałem nie ich muzykologiczny profesjonalizm – w zasadzie wartość tę doceniłem dopiero później, sam kształcąc się w tej dziedzinie. Najbardziej zachęciło mnie (i nie boję się tego sformułowania do dziś) ich świadectwo życia, przejawiające się umiejętnością twórczego korzystania z wiedzy z dość z reguły czytelnym rysem światopoglądowym. Trzeba więc przyznać, że region czy miasto oddziaływały na mnie niebezpośrednio, a jednak znacznie.
Na Lubelszczyźnie ciekawa jest specyfika ludowego wykonawstwa. Miałem okazję badać to zwłaszcza na przekazach należących do muzycznego folkloru religijnego, w ramach działalności naukowej oraz zupełnie praktycznie – pełniąc rolę organisty w moich rodzinnych, następnie lubelskich, po czym znów śląskich parafiach. Pokusiłem się o definicję: „Inny stosunek mieszkańców do czasu w życiu codziennym przejawia się również odmiennym traktowaniem czasu w muzyce”.
Na pierwszy rzut oka wydawało się po prostu, że wschodni śpiew charakteryzuje się wolniejszym tempem. Czas zweryfikował nieco ten pogląd. Dziś na gruncie religijnego folkloru muzycznego mogę wyrazić przypuszczenie, że nie chodzi tu dokładnie o tempo, a o metrum. Wschodni śpiew charakteryzuje się częściej frazowaniem jako elementem porządkującym z większą liczbą ozdobników i dźwięków przedłużanych, w których wykonawcy dążą do osiągnięcia pełni brzmienia. W moim regionie, wewnątrz tego frazowego rozczłonkowania, da się usłyszeć dość wyraźny puls, niekoniecznie oznaczający proste metrum (na dwa lub trzy). Stan owej pełni osiąga się natomiast poprzez współbrzmienie – harmonię, zgodność w śpiewie.
Tym sposobem, jako „obcy”, wcieliłem w życie kolejną definicję, zgodnie z którą silnym katalizatorem uświadomienia własnej tożsamości może być znalezienie się w odrębnym kontekście kulturowym. W moim przypadku tak się właśnie stało.
Trzeba przyznać, że ciekawość, którą wzbudziły wszystkie te zjawiska, była tak silna, że pchnęła mnie w kierunku etnomuzykologicznym. Środowisko lubelskie okazało się pod tym względem niezwykle bogate. Wiele zespołów, ośrodków i festiwali, w których miałem zaszczyt nie tylko uczestniczyć, ale i niekiedy z nimi współpracować, to moim zdaniem bezcenna wartość tego ośrodka. Trzeba przyznać, że przekonałem się o tym, mieszkając w Lublinie. Zapewne dziś zasięg tego oddziaływania jest jeszcze większy, dzięki współczesnym elektronicznym mediom. Podobnie było u mnie ze znajomością szczególnych elementów historii: przyznać muszę, że świadomość specyfiki tego miejsca, jako punktu, gdzie spotykają się ze sobą cechy kultur wschodu i zachodu, uzyskałem dopiero, będąc mieszkańcem Lublina. Dotyczy to również historii najnowszej: to tu działał i budował Ruch Światło – Życie ks. Franciszek Blachnicki – Ślązak jak ja…
Podsumowując: o ile kultura, historia i szczególne cechy zwłaszcza kultury tradycyjnej Lubelszczyzny nie były dla mnie szczególnym magnesem, o tyle ich wpływ skutkował fascynacją, która stała się moją specjalizacją zawodową.

Mariusz Pucia
Etnomuzykolog, muzyk, organista, adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego, współtwórca projektu Zaginione Archiwum.

 

Pochodzę ze Śląska. Od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam na Lubelszczyźnie. Przyjeżdżając do Lublina na studia, nie znałam tego miasta ani regionu i nie miałam w planach w nim zostawać. Wyszło inaczej...
Wtedy, ponad dwadzieścia lat temu największe wrażenie zrobiło na mnie lubelskie Stare Miasto, „górzystość” terenu, dużo zieleni zarówno wewnątrz, jak i wokół miasta, bliskość wschodu, który mnie fascynował, i wewnętrzny spokój „tubylców”. Obserwowałam ich trochę z boku, gdyż – mieszkając w Lublinie – niełatwo było ich poznać bliżej.
Sam Lublin to – ze względu na liczbę uczelni – miasto wielokulturowe, nawet wielonarodowe i choć czuć w nim nieco „sielski” klimat, to jednak, aby poznać Lubelszczyznę, trzeba z niego wyjechać.
Dla człowieka z zachodu Polski, gdzie mówiło się szybko, pracowało się szybko i do skutku, żyło się szybko, a ludzie z reguły byli zorganizowani, uporządkowani i konkretni, Lubelszczyzna wydała się światem, gdzie wszystko toczy się wolniej – czas płynie wolniej, pracuje się wolniej (i nie „do skutku”, tylko z przerwami) i nawet w kościele wolniej śpiewa się pieśni.
Dla człowieka z regionu, gdzie jedno miasto się jeszcze nie skończy, a już się drugie zaczyna, zieleń i urozmaicone ukształtowanie terenu „krainy wokół Lublina” były wytchnieniem dla oczu, płuc i głowy. Podczas lat podróżowania w rozmaite zakątki regionu dane mi było poznać Lubelszczyznę w wielu różnych wymiarach. Urzekła mnie swym bogactwem do tego stopnia, że już na zachód nie wróciłam. Jest to region bogaty swą wielokulturowością i wielowymiarowością. Tych bogactw różnorakich starczyłoby na niejeden obszar. Mnie urzekła przyroda, przestrzeń, miejscowe gwary, ale też ludowe pieśni i muzyka tak łatwo wpadające w ucho. Zwłaszcza tych ostatnich zaczęłam odkrywać dla siebie wielką rozmaitość. Idąc za głosami pieśni, które najmocniej brzmią poza stolicą województwa, osiadłam wśród pól i lasów, wprawdzie niedaleko Lublina, jednak nie w samym mieście – i postanowiłam dołączyć do grona osób, utwierdzających lubelaków w poczuciu, że bogactwo ich tradycji, muzyki, pieśni to skarb, z którego mogą być dumni, ale też zadanie, by nie dać im odejść w niepamięć.

Anna Różycka
Muzyk, muzykant, śpiewaczka, animator kultury. Studiowała na Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach oraz na KUL. Gra na suce biłgorajskiej, fideli płockiej, skrzypcach, mazankach, mandolinie, cymbałach, śpiewa, uczy. Współpracuje m.in. z Kapelą Drewutnia, Jarzębiną z Kocudzy, Orkiestrą Jarmarku Jagiellońskiego.

 

Sugerowane cytowanie: R. Mazur-Hanaj, J. Hałas, M. Pucia, A. Różycka, Lubelszczyzna widziana z zewnątrz, "Pismo Folkowe" 2020, nr 149 (4), s. 4-5

Skrót artykułu: 

Moimi wszystkimi korzeniami i korzonkami (tymi, które znam) jestem przywiązany do Lubelszczyzny, mogę więc ulegać czarowi matczyzny i ojczyzny, ale nigdy na stałe nie mieszkałem ani w Lublinie, ani w regionie, co mi daje pewien dystans. Bez większego ryzyka mogę stwierdzić, że to miasto przez ostatnie pięćdziesiąt lat było de facto czymś w rodzaju stolicy polskiej kultury ludowej czy tradycyjnej – oba terminy dziś funkcjonują, a ten drugi propagował jako pionier Jan Bernad.

(Remek Mazur-Hanaj)

Dział: 

Dodaj komentarz!