Od Wołynia do Lublina

W poszukiwaniu utraconej ojczyzny

fot. w tekście: 1) z arch. U. Lübek: Włodzimierz Dębski w Muzeum Wsi Lubelskiej; 2) z arch. Instytutu Nauk o Kulturze UMCS: Rękopis Włodzimierza Dębskiego. „Pieśń sobótkowa”, wyk. Maria Saczewa, ur. 1884, Stara Wieś; 3) z arch. U. Lübek, fot. K.Lenarciak / DEPRO Studio: Obraz Włodzimierza Dębskiego przedstawiający kościół w Kisielinie, Lublin 1975

W styczniu tego roku w Muzeum Ziemi Lubartowskiej zakończyła się wystawa poświęcona pamięci Włodzimierza Dębskiego, żołnierza 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Na wystawie znalazły się obrazy, grafiki i pamiątki, które na co dzień zdobią domy rodziny i przyjaciół. Okoliczność wystawy zgromadziła ludzi, którzy znali autora prac jako żołnierza, ale czasem też artystę, nauczyciela czy regionalistę. Wspomnienia współpracowników, uczniów, ludzi kultury i nauki oraz członków rodziny stały się przyczynkiem do przywołania tej niezwykłej osobowości. Relacje rozmówców i uczestników wystawy spisała i opracowała Agata Kusto.

Pseudonim „Jarema”
Dlaczego w Lubartowie zaczyna się opowieść o tym niezwykłym człowieku? To tu trafił ciężko ranny, znajdując schronienie i opiekę miejscowej ludności. Później kilkakrotnie powracał, goszcząc także w samym Muzeum Ziemi Lubartowskiej. Pochodził z Wołynia, który na zawsze pozostał w jego pamięci. Tam się wychował, zdobywał edukację, a jeszcze w roku 1939 rozpoczął pracę nauczyciela w tamtejszym Kisielinie, kończąc w kolejnych latach szkołę średnią pedagogiczną we Włodzimierzu Wołyńskim. Jego rodzicami byli polski lekarz medycyny, Leopold Dębski i Rosjanka Anisja Czemiernik. Po opanowaniu Wołynia przez Niemców w 1942 roku zatrudniony był w Urzędzie Rejonowym, później przy melioracji łąk. Wiosną kolejnego roku nasiliły się ataki Ukraińskiej Powstańczej Armii na ludność polską, co przesądziło o przyłączeniu się Włodzimierza Dębskiego do Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej w tamtejszej okolicy. Większość jego prac, tych plastycznych, jak też literackich, poświęcona jest jednemu wydarzeniu z 11 lipca 1943 roku. Rodzina Dębskich brała czynny udział w obronie kościoła. Włodzimierz, ciężko ranny w obie nogi, znalazł schronienie i pomoc u miejscowych Ukraińców. Wkrótce jednak konieczna okazała się amputacja nogi, zaś jego rodzice zostali porwani i zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów. Ta dramatyczna historia ma swoje symboliczne odwzorowanie w czerwonej kolorystyce większości obrazów Artysty. Pamięć miejsca miała się odezwać znacznie później, już po zakończeniu konspiracyjnej działalności Dębskiego, podjętej mimo dotkliwego kalectwa! Początkowo włączył się do Armii Krajowej w charakterze oficera informacyjnego, później działał w zgrupowaniu „Osnowa” w Bielinie koło Włodzimierza Wołyńskiego. Wreszcie, dzięki uprzedzeniu o możliwości aresztowania przez Gestapo, zdecydował się na ucieczkę przez Bug do Lubartowa, przyłączając się do zgrupowania „Gromada”, części 27 WDAK. W dniu 25 lipca 1944 roku jednostka ta została rozbrojona w pobliskim Skrobowie przez Armię Czerwoną i NKWD. Dębski cudem uniknął deportacji do Związku Radzieckiego, później odznaczono go Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari i awansowano do stopnia porucznika.

Nauczyciel i profesor
Przez kolejne lata Włodzimierz Dębski realizował się jako pedagog, niestrudzony nauczyciel, często także współorganizator szkolnictwa muzycznego wielu ośrodków w Polsce. Wędrował, był niepokorny, stale się kształcił. W 1944 roku trafił do Powszechnej Szkoły w Lipsku-Białowoli pod Zamościem, gdzie przypadkowo spotkał Anielę Sławińską, której oświadczył się w oblężonym kościele. Później pracował w Sokółce, Górkach Noteckich i Strzelcach Krajeńskich. Podczas studiów na Wydziale Teorii poznańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej zetknął się z postacią Mariana Sobieskiego, profesora, etnografa muzycznego, dokumentalisty i badacza polskiej muzyki ludowej. Ukończenie studiów z wyróżnieniem stało się początkiem działania na rzecz edukacji muzycznej w Wałbrzychu, Kielcach i wreszcie w Lublinie. W 1969 roku założył drugą w Lublinie szkołę muzyczną – Państwową Szkołę Muzyczną I i II st., w której pracował aż do przejścia na emeryturę w roku 1976. Teresa Białas, obecna wicedyrektor i wieloletnia nauczycielka szkoły im. Szeligowskiego, tak zapamiętała postać Włodzimierza Dębskiego:
„Pracę w Szkole Muzycznej w Lublinie podjęłam w roku 1976. Pan Włodzimierz Dębski od roku nie był już jej dyrektorem. Dalej jednak w niej uczył i był najważniejszą osobą w szkole. Wśród uczniów i pedagogów cieszył się wielkim autorytetem. Kiedy więc przejęłam po nim prowadzenie kilku przedmiotów (w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie, na Wydziale Teorii, Kompozycji i Dyrygentury ukończyłam kierunek teorii, ten sam, który ukończył profesor Włodzimierz Dębski), spędzaliśmy wiele czasu na omawianiu kwestii zarówno merytorycznych, jak i metodycznych, dotyczących nauczania oraz prowadzenia zajęć, a także samych uczniów. Jako pedagog nie miałam łatwego startu. Klasy były liczne, a większość w nich stanowili nastoletni chłopcy. Byli nieufni, niektórzy – wydawało mi się – wrogo do mnie nastawieni, gdyż »zabrano« im wspaniałego profesora. Niełatwo więc było mi przekonać ich do siebie, bardzo młodej wówczas nauczycielki, do mojej wiedzy i kompetencji pedagogicznych. Profesora cechowała ogromna życzliwość i sympatia dla uczniów. Był on nauczycielem z charyzmą, więc uczniowie wpatrywali się w niego jak w obraz; każde jego słowo ważyło i było wręcz „święte”. Pan Włodzimierz Dębski bardzo mnie wspierał, a zarazem dbał o utrzymanie właściwego poziomu nauki. Zajęcia w szkole ułożone były w ten sposób, że blok przedmiotów zarówno przedpołudniowych, jak i wieczornych przedzielały zajęcia z chóru – niezwykle dla profesora ważne. Wszyscy uczniowie mieli obowiązek w tych zajęciach uczestniczyć, a my, nauczyciele przedmiotów teoretycznych, mieliśmy wówczas przerwę. Wtedy był czas na herbatę, pączki od Madeja i opowieści, którymi pan Włodzimierz Dębski chętnie nas raczył. To były prawdziwe lekcje historii, ogromnie poruszające opowieści o Wołyniu, o dzieciństwie profesora i o początkach jego pracy nauczycielskiej w kolejnych szkołach, które zakładał. Wiele mówił o rodzinie, o żonie i o trzech synach, z których był niezwykle dumny.
Profesor Włodzimierz Dębski promował kulturę i muzykę wysoką. Nie wykazywał zainteresowań muzyką rozrywkową, wręcz jej nie akceptował, np. popularnej czy jazzowej; był za to wielkim miłośnikiem polskiego folkloru. Uczył tego przedmiotu z ogromną pasją. Kiedyś nam, nauczycielom, zrobił fantastyczne »folklorystyczne« szkolenie. Było to, kiedy wskutek reformy i reorganizacji szkół muzycznych folklor jako przedmiot został wyrzucony ze szkolnych programów nauczania. Profesor Dębski zwołał zebranie wszystkich nauczycieli uczących przedmiotów teoretycznych i oznajmił, że pokaże nam, czym jest i jak wygląda folklor. Opowiadał o melodiach, o skalach, wykazywał różnice występujące w pieśniach, śpiewanych w różnych regionach Polski. Jedną z jego ulubionych pieśni był Chmiel, który potrafił zaśpiewać w wielu wariantach. Jego wiedza była naprawdę imponująca! My, nauczyciele byliśmy nią wręcz zafascynowani.
Jednocześnie był nieprzejednany względem działań dążących do niszczenia dziedzictwa kulturowego, wielokrotnie wypowiadając się w obronie kultury i wartości narodowych, które często w tamtych czasach były podważane przez przepisy i rozporządzenia. Uważał, że sztuka autentyczna musi być właściwie promowana i nie może być podporządkowywana partykularnym interesom”.
Włodzimierz Dębski znany był z innowacyjnych form kształcenia, które wówczas polegały m.in. na wprowadzaniu elementów kompozycji i improwizacji w nauce. Zamiłowanie Dębskiego do edukacji chóralnej wynikało ze znanego mu przedwojennego systemu szkolnictwa, kładącego nacisk na śpiew jako formę wszechstronnego kształcenia wrażliwości artystycznej, sposób na przekazywanie wartości narodowych i odwoływanie się do wielopokoleniowych tradycji wokalnych tego obszaru kulturowego. Znał z własnych doświadczeń – jako uczeń i jako nauczyciel – charakter międzywojennego systemu edukacji i znaczenie zastosowania w nim pieśni ludowych. Szczegółowo zawarł je w pozostawionych odręcznych zapisach. Na ich podstawie wiemy, że w latach 20. i 30. XX wieku w szkole powszechnej obowiązywał śpiew w wymiarze dwóch godzin tygodniowo, a nauczyciele korzystali z pokaźnej biblioteczki regionalnej, w której widniały np. śpiewniki Karola Hławiczki czy Stanisława Pełczyńskiego. Ta znajomość literatury zaowocowała później sprawną identyfikacją i selekcją olbrzymiego zasobu repertuaru wokalnego, z którym zmierzył się już jako etnomuzykolog.

Folklorysta i regionalista
W skansenie lubelskim Włodzimierz Dębski podjął pracę, będąc już na emeryturze. Współpracował z wieloma regionalistami, sam jeżdżąc w teren i dokumentując z wielką troską wokalny repertuar lubelskiej wsi, przy okazji nie bagatelizując muzyki instrumentalnej. Śledził z zainteresowaniem odniesienia źródłowe poszczególnych pieśni, opracowywał graficznie lokalizację wątków muzycznych. Szczególnie zainteresowany był repertuarem rdzennie polskim, jak pieśni weselne, do których analogie dostrzegał w ukraińskich pieśniach dożynkowych. Jego wyczulenie na autentyzm wykonania powodowało, że zapisywał skrupulatnie wszelkie tego typu uwagi. Spod jego ręki wyszło kilka tysięcy zapisów nutowych, w tym dziś już uznanych wykonawców: Krystyny Poczek z Wólki Kątnej, Marii Popiołek z Karczmisk, Józefy Pidek z Bychawki, Marii Podgórskiej z Zawieprzyc, Heleny Goliszkowej z Karczmisk, Józefa Struskiego z Izabelmontu, Marii Mochol z Janiszowa czy Anny Chlebiej z Niedźwiady. Uważał Lubelszczyznę za jeden z najbogatszych i najoryginalniejszych folklorystycznie regionów, którego wartości na trwałe przeniknęły do kultury ogólnonarodowej. Układ tomu Lubelskie zaproponowany przez Dębskiego miał zawierać 1 245 przekazów wokalnych uporządkowanych pod względem kilku krzyżujących się kryteriów: formy i budowy wewnętrznej, metrum i charakterystycznych rytmów tanecznych. Za początkowe formy pieśniowe uznawał recytacje, zawołania, mętowania, okrzyki i inne. Te umieścił na początku, zbiór zaś miały zamykać wiązanki i ronda jako najbardziej rozbudowane układy formalne lubelskich pieśni. O kulisach współpracy nad tomem lubelskim opowiadała Anna Michalec z Pracowni „Archiwum Etnolingwistyczne” UMCS:
„Z panem Włodzimierzem zetknęłam się w latach 90. XX wieku. Pracowaliśmy nad tomem lubelskim. W 1976 roku w IS PAN powstał plan opracowania tzw. »Nowego Kolberga«, aby 100 lat po Oskarze Kolbergu zebrać materiały pieśniowe i porównać je z tym, co zebrał Wielki Etnograf. Wówczas to drugą częścią serii miało stać się Lubelskie. Wtedy to prof. Jerzy Bartmiński prowadził badania nad stroną językową, folklorystyczną i obrzędową, zapraszając do współpracy Zenona Kotera i Włodzimierza Dębskiego jako etnomuzykologów. Pierwsze projekty zakładały, że część obrzędowo-tekstowa miała być zawarta w jednym tomie, a część muzyczna w drugim. Profesor Dębski przygotował zestaw materiałów (dziś dostępnych w Pracowni »Archiwum Etnolingwistyczne« UMCS). Z czasem zmieniła się koncepcja wydania całości Lubelskiego. Teksty, opisy i nuty zostały wydane razem, tym samym nawiązując do układu kolbergowskiego – funkcjonalnego. Dołączono także płytę z nagraniami. Pan Włodzimierz przyjeżdżał na uczelnię, gdzie przechowywane były wszystkie materiały. Tam opracowywany był układ czysto muzyczny, z uwzględnieniem podstawowych elementów: formy, metrum, rytmu. Na uwagę zasługuje kilka szczegółów z przebiegu owej pracy. Jedną z charakterystycznych dla Dębskiego cech był sposób, w jaki zapisywał nuty. Pięknie pisał! Miał niezwykle staranne pismo, a ponieważ zwykle były trudności z papierem nutowym, on posługiwał się przyrządem kreślarskim do rysowania pięciolinii. Przykładał ów szablon do papieru i rysował pięciolinię, na której ręcznie kaligrafował nuty. Robił na nutach własne notatki, często bardzo dowcipne, komentujące nietypowy sposób wykonania lub manierę śpiewu”.
W tym czasie Włodzimierz Dębski aktywnie włączył się w organizowanie Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu. Znany był z krytycznego stosunku do zespołów stylizowanych, bezbłędnie rozpoznawał kontrafaktury i plagiaty, zarówno w repertuarze pieśniowym, jak i w melodiach instrumentalnych. Te ostatnie potrafił zapisywać w układzie partyturowym, z uwzględnieniem wariantywnego układu formalnego. Dziś te zapisy stanowią nieocenione źródło wiedzy o sposobie konstruowania przestrzeni dźwiękowej w dawnych wykonaniach. Dzięki szczególnej intuicji udało mu się dotrzeć do znakomitych śpiewaków i muzykantów, zachęcając ich do udziału w festiwalu. Prócz wielu wcześniej wspomnianych śpiewaczek i śpiewaków były to Kapela Bednarzy czy Kapela Braci Bździuchów. W 1966 roku zorganizowano koncert w ruinach zamku, do udziału w którym zaproszono kilka kapel i instrumentalistów z województwa lubelskiego. Przygrywała m.in. legendarna już wtedy kapela Bździuchów spod Biłgoraja. Przełom nastąpił dziesięć lat później, kiedy festiwal objęło patronatem Ministerstwo Kultury, a w regulaminie ustalono, że najważniejszym celem jest przegląd, ochrona i dokumentacja tradycji i autentycznego repertuaru, stylu muzykowania, a także popularyzacja tradycji w ich społecznościach. Podwaliny regulaminu festiwalowego tworzyli wówczas członkowie Rady Artystycznej, m.in.: Włodzimierz Dębski, Anna Stawowska, Jadwiga Sobieska, prof. Jan Stęszewski oraz redaktorzy Władysław Byszewski, Marian Domański, Jerzy Kołaczkowski, Andrzej Wróblewski. W pracach jury Włodzimierz Dębski brał udział do roku 1979, czując się jego współtwórcą. Za główną ideę festiwalu uważał konieczność ukazania oryginału. Tak prawdopodobnie zrodziła się miłość Włodzimierza Dębskiego do Lubelszczyzny, regionu zbliżonego do rodzimego Wołynia pod względem rolniczego charakteru ludności wiejskiej, wspólnych urzędów w okresie międzywojennym. Łączność sfery czysto administracyjnej miała po wyzwoleniu umożliwić zespolenie kraju. Halina Stachyra, historyk i edukator z Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie dzisiaj podsumowuje wieloletnią znajomość z Włodzimierzem Dębskim:
„To był bardzo wszechstronny i oryginalny człowiek, co z pewnością zaważyło na naszych kontaktach. Może pokrótce przedstawię, jak ja zostałam regionalistą. Jestem historykiem, a posłannictwem każdego historyka, moim zdaniem, poza realizowaniem własnych zainteresowań jest zgromadzenie materiałów, a potem także opisanie »swojej małej ojczyzny«. Kto tego nie zrobi lepiej jak historyk? Myślę, że szczęśliwi są ci, którzy mają swego własnego historyka, będącego w stanie opisać ich ojczyznę. Moja droga dojścia do tego, by zostać regionalistą, była bardzo oryginalna. Zaczęła się od Wołynia, o którym zaczęłam zbierać materiały pod wpływem kontaktów z Włodzimierzem Dębskim. Potem powstały także inne książki, które dotyczyły już Lubelszczyzny i mojej małej ojczyzny, czyli miejsc pochodzenia moich rodziców. Dzięki tej okrężnej drodze wypracowałam sobie warsztat regionalisty, na którym zaważyła także osobowość i życie pana Włodzimierza. Nasza znajomość zaczęła się tutaj, byliśmy zatrudnieni w tej samej instytucji, dla pana Włodzimierza to był końcowy etap pracy zawodowej, dla mnie – początek. Nieoczekiwanie osoba, z którą nie byłam związana ani rodzinnie, ani też zawodowo (bo ja byłam historykiem, a pan Włodzimierz – muzykologiem), miała taki znaczący wpływ na moje życie naukowe. Zaczynałam od pracy w muzeum przy edukacji muzealnej, przy ekspozycjach. Kontakt z panem Dębskim spowodował, że mogłam realizować swoje własne pasje historyczne, które miały pośredni związek z moją obecną pracą zawodową. Tak więc zainteresowała mnie mała ojczyzna profesora. Była to fascynacja Kresami, miejscem pociągającym, które było mało znane. Tak naprawdę nie znałam wcześniej Wołynia. Trochę lekcji historii czy późniejszych studiów, że to m.in. unia polsko-litewska wpłynęła na przyłączenie Wołynia i Podola do Korony – i na tym moja wiedza się kończyła. A tu nagle przede mną staje bardzo postawny człowiek, który się stamtąd wywodzi, i zachęca mnie do opisania tego miejsca, jako czegoś mu bardzo drogiego, bo bezpowrotnie utraconego! Osobowość Włodzimierza Dębskiego była na tyle silna, że podjęłam się tego ogromnego trudu. Łączyliśmy to z moją pracą zawodową. Ale ten wysiłek był wart tego ze względu na osobę inspiratora. […] On miał taką artystyczną duszę – muzyka, rysownika, malarza, osoby, która pisze. Posługiwał się więc bardzo różnymi formami wypowiedzi, aby jak najlepiej oddać i opisać to miejsce, w którym się urodził, wychował i spędził okres młodości. Różnorodność pozwala budować warsztat przydatny do badania regionu dla regionalisty. Spotkanie takiej osoby o tych różnorodnych kompetencjach pokazało ten ewenement regionalizmu”.
Prócz działalności w zakresie szkolnictwa Włodzimierz Dębski był animatorem ruchu muzycznego. Jeszcze w Białowoli prowadził chór, a z Zamojszczyzną wiele go łączyło przez kolejne lata. Był prezesem Towarzystwa Teatrów i Chórów Ludowych w Strzelcach Krajeńskich oraz członkiem Towarzystwa Muzycznego w Zamościu. Wiele jego kompozycji powstało dla Polskiej Orkiestry Włościańskiej im. Karola Namysłowskiego w Zamościu, z którą współpraca rozpoczęła się jeszcze w roku 1972. Organizowano specjalne koncerty, podczas których wykonywano utwory Dębskiego, jak w 1994 roku, kiedy to w zamojskiej katedrze wykonano „Godzinki” dedykowane biskupowi zamojsko-lubaczowskiemu, Janowi Śrutwie. Komponował, inspirując się także folklorem lubelskim. Tak powstały „Suita chóralna”, „Tryptyk Lubelski” (wspólnie z Aleksandrem Brykiem) czy dedykowana parafii na LSM-ie „Msza Poczekajkowa”.

Mąż, dziadek, opiekun
Państwo Aniela i Włodzimierz Dębscy mieszkali w mieszkaniu Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Lublinie. Tam często pracował profesor, tam przychodzili znajomi i współpracownicy: Zenon Koter, Marian Chyżyński, Halina Stachyra. Przewijające się liczne postaci świata kultury i nauki zapadły w pamięć wnuczki Włodzimierza Dębskiego, Ulesławy Lübek, która dziś jest jednym z przewodników Muzeum Wsi Lubelskiej. To dzięki niej mogła odbyć się lubartowska wystawa, podczas której wystawiono kilkadziesiąt dzieł znanego dziadka. Dla niej był po prostu dziadkiem, choć nawet jako dziecko dostrzegała w nim pewną formę dziwactwa. To były przeróżne rzeczy, jak strzyżenie osiedlowego trawnika wielkimi nożycami, uprawianie ogródka, sadzenie kwiatów i pielęgnowanie bukszpanowego żywopłotu pod blokiem, co w latach 80. budziło ogólne zdziwienie. Cechowała go pracowitość. Dzień rozpoczynał się o 6 rano, po czym następowało golenie wielkim pędzlem. Niezależnie czy zostawał w domu, czy też wychodził, większość czasu poświęcał pracy. Starał się za wszelką cenę przekazać swoje umiejętności artystyczne wnukom. Wspólnie malowano martwą naturę lub wykonywano ręcznie prace plastyczne. Przede wszystkim jednak i mimo jego bezkompromisowości darzono go powszechnym szacunkiem. Sam Włodzimierz miał dystans do siebie i do innych, co potwierdza szereg zabawnych anegdot. Liczne talenty spowodowały, że trudno jest opisać jego sylwetkę. Sam własnoręcznie projektował i wytwarzał meble na potrzeby swoich szkół (były to mobilne szafy na gramofony i magnetofony) oraz do swojego gabinetu. W Muzeum Wsi Lubelskiej do dziś stoi szafa własnoręcznie wykonana przez Włodzimierza Dębskiego, w której mieści się oryginalna część zbiorów fonograficznych utrwalonych na szpulach i taśmach magnetofonowych.
Dziękuję p. dr Ewie Sędzimierz, dyrektor Muzeum Ziemi Lubartowskiej w Lubartowie za udostępnienie fotografii oraz Ulesławie Lübek, wnuczce W. Dębskiego za pomoc w opracowaniu artykułu.

Bibliografia
J. Biegalska, Festiwal bliski ziemi, „Akcent” 2009, nr 2, s. 177–184.
W.S. Dębski, Było sobie miasteczko. Opowieść Wołyńska, Lublin 2006.
M. Dudek, Dębski Włodzimierz Sławosz, [w:] Kompozytorzy Lublina i Lubelszczyzny 1918–2010, Lublin 2010, s. 58–62.
A. Kusto, Echa międzywojnia w muzycznym folklorze powojennej Lubelszczyzny. Na podstawie zapisów Włodzimierza Dębskiego, „Annales UMCS. Sectio L – Artes” 2018, vol. 16 (1–2), s. 63–86.
A. Kusto, Stan badań nad folklorem muzycznym Lubelszczyzny, [w:] Polska pieśń i muzyka ludowa. Źródła i materiały, t. 4, Lubelskie, red. Jerzy Bartmiński, cz. 6, Muzyka instrumentalna. Instrumentarium – wykonawcy – repertuar, Lublin 2011, s. 19–23.
Niezwykłe życie dyrektora kieleckiej szkoły, oprac. E. Siemaszko, M. Dudek, „Echo Dnia” 23.11.2013, [online], [dostęp: 2.09.2020]: https://echodnia.eu/swietokrzyskie/niezwykle-zycie-dyrektora-kieleckiej-...
B. Paśnikowska, Pana Włodzimierza pociąg do sławy, „Na Przykład. Miesięcznik Kulturalny” 1998, nr 5, s. 16–17.
Rękopisy i opracowania Włodzimierza Dębskiego przechowywane w Instytucie Muzyki i Instytucie Nauk o Kulturze UMCS.
H. Stachyra, 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej 1943–1944: żołnierze i kadra dowódcza i ich losy. Studium historyczno-socjologiczne, Lublin 2003.
H. Stachyra, Nad Turią i Stochodem. Z dziejów polskiej własności ziemskiej na Wołyniu (1918–1939), Lublin 2008.
H. Stachyra, Rodem z podlubelskiego Czechowa, Lublin 2019.
Wypowiedzi uczestników spotkania z dn. 30 stycznia 2020 roku, zamykającego wystawę pt. „Włodzimierz Sławosz Dębski. Żołnierz, artysta, kustosz wołyńskiej pamięci” w Muzeum Ziemi Lubartowskiej w Lubartowie.
Wywiad przeprowadzony z Haliną Stachyrą i Ulesławą Lübek przez A. Kusto w dniu 17 września 2020 roku, Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie.

 

Sugerowane cytowanie: Od Wołynia do Lublina. W poszukiwaniu utraconej ojczyzny, oprac. A. Kusto, "Pismo Folkowe" 2020, nr 149 (4), s. 8-11.

Skrót artykułu: 

W styczniu tego roku w Muzeum Ziemi Lubartowskiej zakończyła się wystawa poświęcona pamięci Włodzimierza Dębskiego, żołnierza 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Na wystawie znalazły się obrazy, grafiki i pamiątki, które na co dzień zdobią domy rodziny i przyjaciół. Okoliczność wystawy zgromadziła ludzi, którzy znali autora prac jako żołnierza, ale czasem też artystę, nauczyciela czy regionalistę. Wspomnienia współpracowników, uczniów, ludzi kultury i nauki oraz członków rodziny stały się przyczynkiem do przywołania tej niezwykłej osobowości. Relacje rozmówców i uczestników wystawy spisała i opracowała Agata Kusto.

fot. z arch. U. Lübek: Włodzimierz Dębski w Muzeum Wsi Lubelskiej

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!