Jak wydmuchać muzykę z drzewa?

Wierzbowa fujarka

fot. J. Magierski, ze zbiorów Arch. Etnolingwistycznego UMCS: Władysław Drzewosz z Łubczy. Kazimierz Dolny 1974

Naśladowanie dźwięków przyrody i korzystanie z naturalnych instrumentów, takich jak listki, źdźbła żyta i pszenicy czy kora wierzby, to początki muzyki. Dziś odkrywamy te prawdy z radosnym zdumieniem. Uczymy się znowu, by powiedzieć za Bogdanem Brachą, grać na byle czym i rozumieć, że wszystko gra! A przecież jeszcze całkiem niedawno umiejętność wykonania prostych instrumentów nie była niczym specjalnym. Przykładem jest wierzbowa fujarka, której dźwięk od wczesnej wiosny rozbrzmiewał na łąkach i polach, a był tak powszechny, że porównano go do „tajemnego tchnienia duszy narodowej”.

Kiedy tylko miazga puszczała w prętach wierzbowych, wykręcano (liniono) fujarki. Wycinano upatrzony, odpowiedniej długości, wierzbowy pręt – gładki, bez sęków i wyrostków. Następnie na części gałęzi korę lekko opukiwano (kijem albo trzonkiem noża), aby odstała od drewna. Przy ustniku wycinano otwór. Potem wystarczyło lekkie pociągnięcie i skóra schodziła. Po jej zsunięciu ucinano drewno i ponownie nakładano rurę z kory na gałązkę. Należało jeszcze przyciąć korek do ust, a drugi do zatkania piszczałki u dołu i instrument gotowy. Wysokość tonu reguluje się palcem przy wylocie. Proste? Oczywiście, ale warto jeszcze zwrócić uwagę na drobiazgi techniczne oraz na jakże interesujący kontekst kulturowy.

Po pierwsze – jest to instrument sezonowy. Można go przygotować tylko wczesną wiosną w czasie rozpoczęcia krążenia soków w drzewie (gdy pod korą jest woda) i tylko do czasu pojawienia się pączków. Aczkolwiek zdaniem tych, którzy umieją jeszcze robić takie instrumenty, wykręci się je jeszcze na początku lipca. Po drugie – fujarka taka mogła być zrobiona tylko z wierzb określonego gatunku, tj. z łoziny czyli wierzby szarej (łac. Salix cinerea), a najlepiej nadaje się do tego tzw. gorzka, a nie słodka wierzba. A po trzecie trzeba wiedzieć, że wykonaniu fujarki towarzyszyły specjalne formuły, które recytowano lub śpiewano tak długo, aż kora odeszła od drewna. Zanotowano je w wielu formach i wariantach[1], opisując jako zaklęcia, śpiewanki czy rymowanki dziecięce. Przyjrzymy się im bliżej, bo należą do archaicznego repertuaru, w którym udokumentowane zostały fascynujące światy minione. Pierwsza, która powinna zainteresować badacza folkloru, brzmi: Obijże mi się, moja piszczałeczko, dam ci kurze jajeczko. Położę ci go na dębie, rozdzióbią go gołębie.

Formuła ta staje się czytelna na szerszym tle porównawczym. Przypomina bowiem kierowane do słońca zaklęcie odpędzania chmur i deszczu: Zaświeć-że mi słoneczko, dam ci białe jajeczko. Położę ci na dębie, wezmą ci je gołębie. W innym z wariantów: Pokaz-ze się słoneczko, dám ci biáłe jajacko! Połozę cię na dębie, roztocą cię gołębie. Połozę cię na grusce, roztocą cię chrabąsce. Połozę cię na śliwie, roztocą cię scęśliwie.

W obydwu tekstach dąb staje się centrum ofiarnym, łącznikiem światów umożliwiającym kontakt z niebem i słońcem, którego symbolem jest jajko. Nie bez powodu też pojawiają się skrzydlaci pośrednicy między niebem a ziemią (tj. ptaki i owady). Co łączy oba zaklęcia? Zapewne związek z wodami – niebieskimi, czyli deszczem i ziemskimi – nad którymi rosną wierzby. Tak na marginesie, fujarkę, by dobrze grała, należy wykręcać, gdy pod korą woda krąży, a po jej wykonaniu warto ją jeszcze namoczyć. Słońce odbiera jej głos. Jakże ważna w tym kontekście staje się kolejna wierszowanka: Uleń mi się, piszczałeczko, dam ci jutro dwa jajeczka, a jak mi się nie ulenisz, to cie rzucę za piec, podziobie cię czarna kura, jarzębiaty kogut.

Strategia, jak widać, ulega zmianie, bo obok obietnicy daru w postaci dwu jajeczek pojawia się groźba. I jak to w kulturze ludowej często bywa, jest ona oczywistą nieoczywistością… Czym bowiem nieudaną wierzbową fujarkę się straszy? Ogniem. Czarna kura to bowiem zapewne czeluść pieca, a jarzębiaty (czerwony) kogut – płomień.

Wydaje się, że i kolejne zanotowane przez zbieraczy folkloru formuły odpowiadają mitycznemu powiązaniu wierzbowej fujarki z kosmicznymi drzewem życia, słońcem i wodą, np.:

Uliń mi się, uliń, mój ty kokotyszku, jak mi się nie ulinisz, ciepne ja cie za płot. Zadziobie cię kura, jarzębiaty kokot.

Uliń mi się, piszczałeczko, bo jak mi się nie ulinisz, to cie zrzuce przez dwa płoty, podziobią cię dwa kokoty.

Opukaj-ze mi się, moja piscałecko, bo jak mi się nie opukas, wyrzucę cię pod płot, podziubie cię kokos. Wyrzucę cię pod tycki, podziubią cię indycki. Wyrzucę ci do mora, podziubie cię morska kura [tj. mewa].

Wszystkie te formuły, jak sądzę, doskonale się uzupełniają i są niezwykłymi figurami pamięci kulturowej. Ukazują, że sposób muzykowania, nawet najprostsze rodzaje instrumentów i stosunek do nich to fascynujące archiwum naszego bycia w świecie.

Joanna Szadura

 

[1] Przywołane formuły, a także ich warianty zebrano w Słowniku stereotypów i symboli ludowych, red. Jerzy Bartmiński, z-ca red. Stanisława Niebrzegowska-Bartmińska, t. 1: Kosmos, z. 1: Niebo, Światła niebieskie, Ogień, Kamienie, Lublin 1996, s. 133 oraz t. 2: Rośliny, z. 5: Drzewa i krzewy (w przygotowaniu, zob. hasło Wierzba).

 

Sugerowane cytowanie: J. Szadura, Jak wydmuchać muzykę z drzewa?, "Pismo Folkowe" 2020, nr 148 (3), s. 33.

Skrót artykułu: 

Naśladowanie dźwięków przyrody i korzystanie z naturalnych instrumentów, takich jak listki, źdźbła żyta i pszenicy czy kora wierzby, to początki muzyki. Dziś odkrywamy te prawdy z radosnym zdumieniem. Uczymy się znowu, by powiedzieć za Bogdanem Brachą, grać na byle czym i rozumieć, że wszystko gra! A przecież jeszcze całkiem niedawno umiejętność wykonania prostych instrumentów nie była niczym specjalnym. Przykładem jest wierzbowa fujarka, której dźwięk od wczesnej wiosny rozbrzmiewał na łąkach i polach, a był tak powszechny, że porównano go do „tajemnego tchnienia duszy narodowej”.

fot. J. Magierski, ze zbiorów Arch. Etnolingwistycznego UMCS: Władysław Drzewosz z Łubczy. Kazimierz Dolny 1974

Dział: 

Dodaj komentarz!