Nasze wyspy

Wyspy odzyskane

Słysząc „wyspy”, myślimy głównie o Wielkiej Brytanii i o współczesnej polskiej emigracji zarobkowej. Jednak wyspiarzy mamy także tu, u siebie, na wyspach – Wolin[1], Uznam[2], Karsibór[3] czy Chrząszczewskiej[4]. To tereny Pomorza Zachodniego, część tzw. Ziem Odzyskanych, na których jeszcze osiemdziesiąt lat temu Polaków było niewielu, a zamieszkiwali je przede wszystkim Niemcy. Sytuacja diametralnie zmieniła się po II wojnie światowej, kiedy to w części Europy dokonano przymusowej relokacji ludności, która dotyczyła wielu grup narodowych (Niemcy, Polacy), jak i etnicznych oraz etnograficznych (Łemkowie, Bojkowie). Mówiąc o przesiedleniach, widzimy w myślach tysiące ludzi, którzy – często w pośpiechu, a prawie zawsze pod przymusem – opuszczać musieli swoje domy. Na ich miejsce przychodzili nowi – obcy, którzy później mieli stać się „tutejszymi”.

O konstruowaniu nowego życia na wyspach Pomorza Zachodniego opowiada Piotr Oleksy w książce Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag. To lektura niezwykle fascynująca, ukazująca, jak wielka polityka (wszak o oddaniu tych terenów Polsce, wypędzeniu Niemców i zaproszeniu tu polskich osadników ze wschodu zdecydowano w dużej mierze podczas konferencji jałtańskiej) wpływa na losy poszczególnych rodzin i osób.

Powszechnie uważa się, że na Ziemiach Odzyskanych osiedlali się w większości ludzie z dawnych Kresów Wschodnich. Nie tylko – poza przybyszami zza Buga na tereny Wysp przybyli także licznie mieszkańcy Wielkopolski czy Polski Centralnej – w efekcie zniszczenia stolicy po tragicznym w skutkach Powstaniu Warszawskim. Jednak nie wszyscy przybysze zachowywali się porządnie, wśród nich wielu było szabrowników, rozkradających zostawione przez dawnych mieszkańców mienie: „[…] tu tak szabrowali jak nie wiem – wspominał pan Marian z Ładzina. – Przyjeżdżali z centralnej Polski i jak zobaczyli, że w domu nikogo nie ma, a na łóżkach wszystko było, pierzyna, pościel… To potem pełno pierza latało. Tylko materiały zabierali”[5]. Szczególnie mile widziani byli Wielkopolanie. Liczono na ich gospodarność, rolnicze doświadczenie i umiłowanie porządku, które wyrosło – dodajmy – również na gruncie współpracy polsko-niemieckiej, bowiem to w okolice Poznania przybyła swego czasu spora grupa doświadczonych rolników z terenów Bambergu[6].

Oleksy opowiada też o tym, jak przez pewien czas lokalni Niemcy musieli żyć razem z napływowymi Polakami, jak uczyli ich „rybaczenia”. Opisuje także tragiczne wydarzenia. Ci, którzy zdecydowali się zostać na dłużej bądź na stałe, byli źle traktowani. Niemki były gwałcone, a Niemcy bici i okradani lub nawet bezkarnie zabijani. Autor przytacza także historie konkretnych ludzi, którzy mimo przeciwności losu odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Jedną z takich osób jest Britta Wuttke (ur. 1940) – z zawodu lekarka, z zamiłowania pisarka i animatorka kultury. Jej historia jest o tyle ciekawa, że w 1945 roku wyjechała wraz z matką do Niemiec, jednak chwilę później obie wróciły do Międzyzdrojów, a mała Britta wychowywała się równolegle w świecie niemieckim (język używany w domu przez matkę i babcię, dalsza rodzina w Niemczech) i polskim (szkoła, koleżeństwo). Dziś bez postaci Britty Wuttke nie można w pełni mówić o historii i kulturze wysp[7].

Barwnie opisani zostali także przez autora pracownicy promów czy osadnicy wojskowi. Do Świnoujścia, leżącego na wyspie Uznam, dostać można się tylko promem[8]. Oleksy pisze: „specyficzną lokalną grupą zawodową są promiarze, czyli załoga obsługująca przeprawę. Zwala się na nich wiele własnych niepowodzeń: odbił minutę za wcześnie, źle ustawił samochody, przez co ja się nie zmieściłem, wpuścił kogoś innego zamiast mnie… Żaden świnoujski kierowca nie odmówi sobie wyklinania na promiarza w sytuacji, gdy przyjdzie mu parkować na promie na skrajnej pozycji, przy samej barierce”[9]. Wojskowi (radzieccy i polscy) to kolejna charakterystyczna grupa. W pierwszych powojennych latach liczono na to, że jako uzbrojeni i doświadczeni ludzie będą panować nad sytuacją i odpierać ewentualne zagrożenie ze strony Niemców. Z czasem wojskowi zaczęli zajmować wysokie stanowiska w lokalnej administracji.

W opowieści Oleksego nie zabrakło także wątków muzycznych[10]. Jak przystało na region nadmorski, także i tu śpiewano szanty. Sporo miejsca poświęcone zostało Jerzemu Porębskiemu, autorowi wielu znanych i lubianych szant, w tym tej najbardziej popularnej – „Gdzie ta Keja”. Wspomniano także o pochodzącym z Lubina, cieszącym się dziś ogromną sławą zespole Percival[11].

Wyspy to intrygujące i urzekające miejsce, a Oleksy opowiada o nich niezwykle barwnie i ze swadą. O dawnych fabrykach, które podupadły w efekcie wywiezienia przez Rosjan części i całych maszyn w głąb Związku Radzieckiego; o domu dziecka w Ładzinie i sukcesach jego wychowanków; o niegdysiejszej świetności Wolina; o mieszkańcach wyspy Karsibór; o tym, jak Niemcy uczyli Polaków rybaczenia i o tym, że ci z dawnych mieszkańców, którzy zostali, nie mieli łatwo. A ci, którzy przyjechali, mimo że zastali wielkie, świetnie wyposażone gospodarstwa, przez długi czas nie czuli się tu u siebie. W końcu jednak stali się tutejszymi[12].

 

Ewelina Grygier

 

Sugerowane cytowanie: E. Grygier, Nasze wyspy, "Pismo Folkowe" 2021, nr 155 (4), s. 36-37.

 

[1] Malownicza wyspa z centralnym miastem o tej samej nazwie. Znajduje się na niej najwyższy punkty na polskim wybrzeżu – Wzgórze Gosań. Niezwykle przepiękny widok rozpościera się z tarasów widokowych w Lubinie, gdzie znajduje się także grodzisko datowane na X–XI wiek.

[2] Uznam to wyspa przybrzeżna na Bałtyku na pograniczu Polski i Niemiec, o powierzchni 445 km², z czego w naszym kraju znajduje się nieco ponad 70 km². Największe miasto na wyspie to Świnoujście.

[3] Karsibór to formalnie część Świnoujścia, wyspa powstała sztucznie, kiedy chciano ułatwić statkom drogę do Szczecina. Do 1966 roku nie miała stałego połączenia z lądem; dziś łączy ją z nim Most Piastowski. Po jego przejechaniu wita nas dawna przystań U-Bootów. Karsibór to doskonałe miejsce na wakacje (wspaniała przyroda i idealne miejsce do obserwowania ptactwa; jest tu nawet specjalna platforma zbudowana w tym celu) lub na jednodniową wycieczkę rowerową (latem uwaga na plagi komarów!).

[4] Wyspa o powierzchni 10 km², znajdują się tu trzy wsie – Chrząszczewo, Chrząszczewko i Buniewice (tu mieści się zakład karny typu półotwartego, przeznaczony dla mężczyzn odbywających karę po raz pierwszy oraz dla młodocianych osadzonych).

[5] P. Oleksy, Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag, Wołowiec 2021, s. 64 (wersja elektroniczna).

[6] Pisałam o tym m.in. w EtnoLekturze poświęconej powieści o Bambrach wędrujących z Niemiec do Wielkopolski, zob. Ewelina Grygier, Saga bamberska, „Pismo Folkowe” 2019, nr 6 (145).

[7] Jako pisarka zadebiutowała w 1975 roku powieścią Homunculus z tryptyku, za którą zdobyła drugą nagrodę w Szczecińskim Konkursie Literackim; w 1998 roku o jej życiu nakręcono film biograficzny „Złodroże. Britta Wuttke” (reż. Paweł Kulik).

[8] Dopiero współcześnie rozpoczęto – ponownie – próbę zbudowania innej, podmorskiej drogi.

[9] P. Oleksy, dz. cyt., s. 14 (wersja elektroniczna).

[10] Wyspy to bardzo płodny muzycznie region. Poza środowiskiem szantowym, silne jest tu także środowisko folkowe. Od wielu już lat na Wolinie działa zespół GreenWood, w którym miałam wielką przyjemność grać na flecie. Ostatnio powstała tu też nowa grupa – Folk Wagon, której liderem jest założyciel GreenWood – Marek Piguła.

[11] W 1999 roku zespół został założony przez rodzeństwo Mikołaja i Kornelię Rybackich. Obecnie grupa łączy w sobie liczne projekty folkowo-metalowe, m.in. Percival Schuttenbach. Wykonawcy koncertują na całym świecie, a także tworzą oprawę muzyczną do gier (m.in. „Wiedźmin”).

[12] Zob. projekt Ewy Grochowskiej „Tutejsi: tradycje muzyczne Pomorza Zachodniego”, w ramach którego przeprowadzono badania terenowe, zorganizowano konferencję oraz wydano płytę. Więcej na: http://tutejsi.org.pl/

Skrót artykułu: 

Słysząc „wyspy”, myślimy głównie o Wielkiej Brytanii i o współczesnej polskiej emigracji zarobkowej. Jednak wyspiarzy mamy także tu, u siebie, na wyspach – Wolin , Uznam , Karsibór  czy Chrząszczewskiej . To tereny Pomorza Zachodniego, część tzw. Ziem Odzyskanych, na których jeszcze osiemdziesiąt lat temu Polaków było niewielu, a zamieszkiwali je przede wszystkim Niemcy. Sytuacja diametralnie zmieniła się po II wojnie światowej, kiedy to w części Europy dokonano przymusowej relokacji ludności, która dotyczyła wielu grup narodowych (Niemcy, Polacy), jak i etnicznych oraz etnograficznych (Łemkowie, Bojkowie). Mówiąc o przesiedleniach, widzimy w myślach tysiące ludzi, którzy – często w pośpiechu, a prawie zawsze pod przymusem – opuszczać musieli swoje domy. Na ich miejsce przychodzili nowi – obcy, którzy później mieli stać się „tutejszymi”. 

Dział: 

Dodaj komentarz!