Kartka z przeszłości

Felieton. Maria Baliszewska

„Pismo Folkowe” rozwija się, pięknieje, jest coraz więcej ciekawych analitycznych materiałów opisujących rzeczywistość związaną z szeroko pojętą kulturą ludową przeszłą i obecną. A ja myślami błądzę po przeszłości i tym, co było ciekawe i warte nagrań czterdzieści i więcej lat temu. Dziś oddalam się do końca lat 80. XX wieku i nagrań prowadzonych w Polsce przez radiofonię Westdeustcher Rundfunk z Kolonii. Rok 1988, przyjeżdża do Polski Thomas Daun, wówczas dziennikarz Redakcji Muzyki Ludowej tej rozgłośni, redakcji potężnej, organizującej własny doroczny festiwal folkowy, koncerty zespołów na żywo, artystów zapraszanych ze wszystkich stron świata do tego radia. Z tych koncertów powstała wspaniała seria płytowa, jedna z pierwszych tej jakości na świecie. Thomas zgłasza się do mnie z propozycją współpracy przy nagraniach polskiej muzyki tradycyjnej dla WDR. Oczywiście zgadzam się i planuję, dokąd powinniśmy jechać, co nagrać, kogo odwiedzić tym wielkim wozem transmisyjnym niemieckiej radiofonii. Poszukują żywej, tradycyjnej muzyki ludowej, której w Niemczech już nie ma, a u nas jeszcze jest. Wszyscy czujemy, że politycznie coś się już zmienia, skoro ten wielki wóz transmisyjny może jeździć po jeszcze socjalistycznej Polsce, ale naszą małą redakcyjną grupkę (Anna Badora, później znakomita reżyser teatralna, Thomas Daun, później świetny harfista i ja) interesują ludzie, muzycy i nagrania. Późnopeerelowska rzeczywistość folkloru.
Zaczynamy od spotkań na Mazowszu. Antek Kania i Syrbacy w Grodzisku Mazowieckim – on prezentuje instrumenty, które zgromadził, na których gra z kolegami, nagrywamy przeboje „Przyszła kryska na Matyska”, „Na Podolu biały kamień”, „Lipka”. Zanim znajdą się na niemieckiej antenie, od razu je nadaję na polskiej. Potem wizyta w Łowiczu u Stefana Winnickiego i jego kapeli, gdzie łowickie kujony i tempo rubato czarują niemieckich kolegów szukających źródeł muzyki Chopina. Potem na trasie jest Czermno, Kurpie, południe Polski, kilkudniowa wizyta u rodziny Brodów w Istebnej. Józef Broda i jego wówczas małoletni syn Joszko wyciągają pasterskie instrumenty i grają bez końca! Przeglądam zdjęcia z tej wyprawy, widzę dużą grupę młodych muzykantów z Podhala, które jest następnym punktem programu: Jan Karpiel, Paweł Staszel, Henryk Krzeptowski i jego brat Andrzej (od dawna w USA), Wojtek Topa (obecnie znakomity lutnik), Tadeusz Szostak-Berda i jeszcze kilku–kilkunastu innych. Ostatni etap to Kraków, gdzie obok krakowskich kapel w studiu pojawiają się Romowie – zespół Romano Drom z Nowej Huty. Jego prymista ma siedemnaście lat, jest uczniem średniej szkoły muzycznej, wycina czardasze i ciocarlię oraz szereg popularnych i mniej popularnych szlagierów wirtuozersko. Zapisuję jego imię i nazwisko – Stefan Dymiter. Nie wiem wówczas, że to nazwisko słynnego Kororo – niewidomego skrzypka z ulicy Floriańskiej. Dla mnie do roku 2021 Stefan Dymiter to tamten utalentowany młodzik, w rzeczywistości prawdopodobnie noszący nazwisko Roman Gabor, dziś mieszkający w Niemczech. Dał swoją muzykę w darze niewidomemu skrzypkowi, wydaną później na kasetach. Chętnie posłuchałabym dzisiaj. Czemu o tym piszę właśnie teraz? To taka kartka z przeszłości redaktora nagrań. Zawsze ciekawych, czasem zagadkowych.

Maria Baliszewska

Sugerowane cytowanie: M. Baliszewska, Kartka z przeszłości, "Pismo Folkowe" 2021, nr 154 (3), s. 20.

Skrót artykułu: 

„Pismo Folkowe” rozwija się, pięknieje, jest coraz więcej ciekawych analitycznych materiałów opisujących rzeczywistość związaną z szeroko pojętą kulturą ludową przeszłą i obecną. A ja myślami błądzę po przeszłości i tym, co było ciekawe i warte nagrań czterdzieści i więcej lat temu. Dziś oddalam się do końca lat 80. XX wieku i nagrań prowadzonych w Polsce przez radiofonię Westdeustcher Rundfunk z Kolonii.

Dział: 

Dodaj komentarz!