Instrumenty wędrujące

Flażolet w Afryce

Za jednego z największych znawców muzycznych tradycji kontynentu afrykańskiego uważa się austriackiego etnomuzykologa Gerharda Kubika, który pomimo ukończonych 90 lat wciąż wykłada na Uniwersytecie Wiedeńskim. Miałam okazję i przyjemność studiować u profesora na wiedeńskiej uczelni w ramach programu wymiany studenckiej Socrates-Erasmus. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o muzyce kwela. Kubik, dzielący swoje życie pomiędzy domy w Malawi i Wiedniu, koncertował przez wiele lat z zespołem Donald Kachamba’s Kwela Heritage Jazz Band. Gdy w 2009 roku słuchałam ich koncertów, zafascynowałam się w szczególności afrykańskim lamelofonem – kalimbą (instrument ten, w zależności od regionu i rodzaju, określany jest także sansa czy mbira[i]). Obecnie lamelofony są coraz bardziej popularne i często używane w folku czy world music. Wspomniany zespół, obok klarnetu, pięciostrunowej gitary, specyficznego basu (jednostrunowy z pudłem rezonansowym ze skrzyni po liściach herbaty), miał w swoim instrumentarium także sześciootworową piszczałkę – flażolet, z angielskiego tin whistle.

Ten prosty instrument dęty jest dziś kojarzony przede wszystkim z muzyką Zielonej Wyspy. Niewielu wie, że był on popularny także w Polsce – w XIX wieku Józef Niedzielski pisał szkoły gry na flażolet, a sam instrument, z uwagi na swoją popularność, był nazywany flecikiem polskim[ii] (!). Od trzydziestu lat wielkopolski animator kultury Wojciech Wietrzyński popularyzuje muzykowanie na flażolecie. Dzięki temu w Polsce na fleciku polskim grają dziś tysiące dzieci, jest to zatem druga fala popularności tego instrumentu w naszym kraju. Od kilku lat jest wpisany także do podstawy programowej. W wielu szkołach w całym kraju w ramach nauczania początkowego dzieci wkraczają w świat muzyki, ucząc się gry na flażolecie[iii].

Ale wróćmy do Afryki… Na południu kontynentu instrument ten określa się jako pennywhistle. Związany jest z muzyką kwela, w której gra pierwsze skrzypce (!), dlatego niegdyś mówiło się też o nurcie określanym jako pennywhistle jive. Piszczałka pojawiła się na południu Afryki w latach 30. i 40. XX wieku. Tam instrument używany był szczególnie przez młodych chłopców, grających na ulicach bądź w okolicach wyszynków. Popularność pennywhistle zdobył w połowie stulecia, a w latach 60. jego znaczenie spadło. W Europie nurt kwela jest słabo rozpoznany. Jego propagatorem, orędownikiem i badaczem jest właśnie austriacki muzykolog Gerhard Kubik, grający we wspomnianym już zespole Donald Kachamba’s Kwela Heritage Jazz Band, w którym jeden z muzyków – Moya Malamusi – także gra na pennywhistle. W Polsce, mimo wielu osób grających na flażoletach, muzyka kwela nie zdobyła popularności.

Co oznacza słowo kwela? To wyraz pochodzący z języka zuluskiego – oznacza „wspinać się”, „iść wyżej”, „próbować osiągnąć sukces”. W szerszym sensie, w ujęciu Gerharda Kubika, oznacza także emancypację społeczną i wzrost intensywności życia[iv]. Termin kwela po raz pierwszy miał pojawić się w latach 40. XX wieku, w związku z nowym zjawiskiem wokalnej muzyki Zulu, określanym wtedy jako bombing style. Kiedy lider grupy śpiewającej chciał się dołączyć, miał krzyczeć „kwela!”[v]. Niektórzy wiążą słowo kwela także z nazwą wozów policyjnych, jednak według Kubika, który jest nie tylko etnomuzykologiem, ale i językoznawcą specjalizującym się w językach afrykańskich, tego typu skojarzenie jest błędem, choć często powielanym – vide nagranie przeboju z lat 40. – „Tom Hark”. Na początku utworu słychać dialog chłopców uprawiających hazard na ulicy. W pewnym momencie któryś z nich krzyczy „nadjeżdża kwela-kwela”, czyli radiowóz[vi]. Gerhard Kubik uważa, że mamy tu do czynienia wyłącznie z podobnymi leksemami, jednak etymologicznie kwela nie wywodzi się od nazwy auta policyjnego, ale od wspomnianego wyżej zuluskiego słowa. Z pewnością hipoteza „policyjna” upowszechniła się z uwagi na to, że muzykę kwela uprawiano często na ulicy, w przestrzeni publicznej, w związku z czym, być może, jej wykonawcy musieli nieraz ratować się ucieczką przed służbami.

Niezależnie od etymologii tego słowa historia flażoletu w RPA jest niezwykle ciekawa. Poczytać o tym można w szczególności w publikacjach austriackiego muzykologa. Pierwsze pisane źródła o muzyce kwela i grze na flażoletach w Afryce pozostawił muzykolog David Rycroft. Jednak to właśnie Gerhard Kubik najbardziej zgłębił ten nurt muzyczny, poświęcając się nie tylko jego teoretycznemu badaniu, ale też wykonawstwu tej muzyki. Sporo ciekawych informacji o kwela w RPA, a także o reminiscencjach tej muzyki w Malawi oraz działalności braci Donalda i Daniela Kachamba uzyskać można, zaglądając do publikacji Africa and the Blues[vii]. Autor pisze oczywiście nie tylko o muzyce kwela, sporo miejsca poświęca także relacjom między bluesem a muzyką centralnego Sudanu, omawia też system tonalny bluesa i jego związki z lokalnymi afrykańskimi tradycjami. Atutem tej publikacji są liczne fotografie terenowe wykonane przez autora i bardzo potoczysty, przejrzysty, a jednocześnie konkretny język, jakim napisana jest ta praca. Z pewnością warto ją polecić nie tylko zainteresowanym muzyką z Afryki czy jej związkami z bluesem i jazzem, ale także wszystkim tym, którym zależy na pogłębianiu swojego etnomuzykologicznego warsztatu pisarskiego. Dla mnie osobiście Gerhard Kubik znajduje złoty środek pomiędzy hermetycznym językiem nauki a potoczystą opowieścią, dostępną dla każdego zainteresowanego światem muzyki tradycyjnej.

Na koniec, jako audialne uzupełnienie lektury, warto zajrzeć na YouTube. Można tam znaleźć sporo dobrej muzyki kwela, wystarczy poszukać takich wykonawców jak: Spokes Mashiyane, Big Voice Jack Lerole czy William Cele (genialne nagrania z muzyką do filmu „The Magic Garden”, w którym flażolet odgrywa dużą rolę).

Ewelina Grygier


[i] O afrykańskich lamelofonach warto przeczytać w publikacjach: P.F. Berliner, The Soul of Mbira. Music and Traditions of the Shona People of Zimbabwe, Berkeley–Los Angeles–Londyn 1981 (pisałam o tym w „Piśmie Folkowym” 2017, nr 130) czy G. Kubik, Kalimba, Nsansi, Mbira – Lamellophone in Afrika, Berlin 1998.

[ii] Niestety, o ile do naszych czasów zachowały się inne jego prace, np. szkoła gry na skrzypce, te na flażolet nie przetrwały. Może odnajdą się gdzieś na półkach archiwalnych? Warto zaznaczyć, że sama nazwa flażolet bywa problematyczna, nie zawsze wiadomo bowiem, czy piszący mają na myśli flażolet francuski, angielski, czy prosty sześciootworowy instrument. Kwestia ta z pewnością wymaga dalszych, pogłębionych badań.

[iii] Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 14.02.2017 (Dz.U. 2017, poz. 356).

[iv] G. Kubik, Donald Kachamba’s Kwela Music, „The Society of Malawi Journal” 1979, vol. 32, no. 2, p. 46.

[v] Tamże.

[vi] Tamże.

[vii] G. Kubik, Africa and the Blues, Jackson 1999.

 

Sugerowane cytowanie: E. Grygier, Instrumenty wędrujące, "Pismo Folkowe" 2020, nr 149 (4), s. 37-38.

Skrót artykułu: 

Za jednego z największych znawców muzycznych tradycji kontynentu afrykańskiego uważa się austriackiego etnomuzykologa Gerharda Kubika, który pomimo ukończonych 90 lat wciąż wykłada na Uniwersytecie Wiedeńskim. Miałam okazję i przyjemność studiować u profesora na wiedeńskiej uczelni w ramach programu wymiany studenckiej Socrates-Erasmus. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o muzyce kwela. Kubik, dzielący swoje życie pomiędzy domy w Malawi i Wiedniu, koncertował przez wiele lat z zespołem Donald Kachamba’s Kwela Heritage Jazz Band. Gdy w 2009 roku słuchałam ich koncertów, zafascynowałam się w szczególności afrykańskim lamelofonem – kalimbą (instrument ten, w zależności od regionu i rodzaju, określany jest także sansa czy mbira). Obecnie lamelofony są coraz bardziej popularne i często używane w folku czy world music. Wspomniany zespół, obok klarnetu, pięciostrunowej gitary, specyficznego basu (jednostrunowy z pudłem rezonansowym ze skrzyni po liściach herbaty), miał w swoim instrumentarium także sześciootworową piszczałkę – flażolet, z angielskiego tin whistle.

Dział: 

Dodaj komentarz!