Siedząc w londyńskim pubie... cd.

Felieton. Maria Baliszewska

Znów zamyślam się nad rzeczywistością polskiej muzyki tradycyjnej w pubie The Duke of Kent na londyńskim Ealingu i zamiast słuchać lokalnej muzyki (prosty folk, teksty współczesne) – rozważam jej bolączki. A może jednak najpierw zachwyty? O ileż łatwiej oceniać rzeczywistość, kiedy są powody do zachwytu! A są!

Przelatuję teraz myślą do lat 90. XX wieku, kiedy to na placu boju po folklorze z okresu PRL-u zostało kilka zespołów pieśni i tańca bogatych w sponsorów rządowych i propagujących jego bezduszną wersję estradową. Raczkował wtedy ruch muzyki „odżywającej” (z angielska revival) w polskim stylu – czyli wprost od starych mistrzów branej. Kilka nazwisk od razu nasuwa się na myśl: Janusz Prusinowski, Jacek Hałas, Anna i Witold Brodowie, Remigiusz Mazur-Hanaj, skrzypkowie oraz organizatorzy życia i muzyki tradycyjnej od nowa, choć „po staremu”. Raczkował też nurt folkowy rozumiany jako tradycja z pewną dozą dowolności: Kwartet Jorgi, Syrbacy, Varsovia Manta, Orkiestra św. Mikołaja.

Z tego skromnego zaczynu – trudno dziś w to uwierzyć, ale tak! – rozwinął się liczny, oryginalny oryginalnością polskiej muzyki tradycyjnej nurt aspirujący do szlachetnego miana „nowej muzyki tradycyjnej”. Jedyna zmiana to wiek wykonawców, bo ten prąd tworzyli ludzie młodzi i z miast: Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Poznania. Byli i są wykształceni, inteligentni, świadomi wspaniałej przeszłości tej muzyki, szanujący mistrzów (dobrze, że ci dożyli tej chwili). Grają z pasją i miłością do lokalnych wariantów, a – co najważniejsze – podają tę muzykę dalej! Przy okazji tworzą nowe jej konteksty: sceny, zabawy miejskie, bale, festiwale (ja tu sobie rozmyślam, a do pubu w międzyczasie wszedł młody dudziarz w dżinsach i ku radości obecnych zagrał kilka reelów, pewnie Szkot: grał perfekcyjnie, dużo braw), potańcówki i inne okazje codzienne lub odświętne. Na tych zabawach wykształciła się kolejna grupa muzykantów – skrzypków, dudziarzy, bębnistów, cymbalistów. Znów na myśli mam parę ważnych nazwisk: Maria Stępień, Katarzyna Zedel, Paula Kinaszewska, Marcin Drabik, Kacper Malisz, Antoni Agopsowicz. To z Polski Centralnej, a na południu! Szkoły i szkółki muzyki tradycyjnej na Podhalu, w Beskidach, w Wielkopolsce, gdzie odżyły rody dudziarskie…

Wszystko to się dzieje poza naszym ułomnym systemem szkolnym ignorującym istnienie tej części kultury. Jest zachwyt: mój – szkoda, że nie właściwych instancji władających państwem! Ciągle widzę ten brak szacunku i wiedzy ze strony rządzących wyrażający się umiłowaniem Mazowsza i Śląska jako reprezentacji polskiej kultury ludowej! Czas z tym skończyć! Radziecki model odpłynął w siną dal, mamy własny: szlachetny i wartościowy. Więc teraz łyk, nieduży, piwa ze smutku, że choć tak dobrze jest, to nic się nie zmienia w rządzących głowach…

Maria Baliszewska

 

Sugerowane cytowanie: M. Baliszewska, Siedząc w londyńskim pubie... cd., "Pismo Folkowe" 2023, nr 166 (3), s. 21.

Skrót artykułu: 

Znów zamyślam się nad rzeczywistością polskiej muzyki tradycyjnej w pubie The Duke of Kent na londyńskim Ealingu i zamiast słuchać lokalnej muzyki (prosty folk, teksty współczesne) – rozważam jej bolączki. A może jednak najpierw zachwyty? O ileż łatwiej oceniać rzeczywistość, kiedy są powody do zachwytu! A są!

Dział: 

Dodaj komentarz!