
Tegoroczna edycja lubelskiego Festiwalu Tradycji i Awangardy Muzycznej KODYpoświęcona była szeroko rozumianej teatralności. Pomysłodawcy i organizatorzy od lat bardzo skutecznie zaskakują odbiorców pomysłami łączenia „tego, co było zawsze” z „tym, co być może”. W samej nazwie festiwalu obecna jest pewna sprzeczność. Jeśli awangardę definiować jako „działanie burzące dotychczasowy porządek, reguły w estetyce czy sztuce”, to zestawienie jej z tradycją należałoby rozumieć jako przeciwstawność i ukazanie owego kontrastu. Tymczasem to, co oferują „zakodowani” artyści, często jest efektem przenikania się obu postaw lub całkiem zgodnego ich koegzystowania.
Temat przewodni festiwalu okazał się strzałem w dziesiątkę. Teatr przeżywa swój renesans – od lokalnych praktyk realizowanych przez wiejskie grupy, przez inicjatywy środowiska studenckiego po teatralizację właściwie wszystkiego. Teatrem jest dziś spektakl, koncert, kabaret… I chyba tylko stricte ludowych inscenizacji zabrakło podczas edycji 2017.
Skupię się jedynie na kilku wydarzeniach z tegorocznych KODÓW, choć w zasadzie każde z nich warte jest poważniejszej analizy. Pierwszego dnia festiwalu, na Scenie Sali Operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie wystawiono teatr muzyczny Monachomachia. Dzieło Piotra Tabakiernika (muzycznego kognitywisty) wyreżyserował Igor Gorzkowski (ten, co skojarzył kulturę klubową z działaniami teatralnymi), a scenografię i kostiumy przygotowała Joanna Walisiak. A było kogo ubierać, bo w uczestników tytułowego sporu karmelitów i dominikanów wcielili się: Grzegorz Kwas, Andrzej Mastalerz, Sławomir Pacek. Doskonałym aktorom (fantastyczna kreacja Mastalerza!) towarzyszyły intermedia Chóru Kameralnego Varsoviae Regii Cantores oraz Spółdzielni Muzycznej Contemporary Ensemble. Całości brzmieniowej dopełniła urocza aria koloraturowa Olgi Siemieńczuk z klawesynowym akompaniamentem Doroty Stawarskiej. Tak zainaugurowane przedstawienie przeniosło zgrabnie widzów w świat dzieła Ignacego Kraszewskiego, do którego odwołuje się Tabakiernik. Warstwą elektroniczną (może ktoś wreszcie wymyśli inne określenie) i projekcją dźwięku zajął się profesjonalnie Wojciech Błażejczyk. Bardzo ciekawym zabiegiem okazało się przyporządkowanie każdej ze stron sporu chóru oraz zespołu instrumentalistów. Trafne w końcowym efekcie zabiegi kompozytorskie, polegające na powierzeniu instrumentalistom roli ilustratora tekstów mówionych, połączyły się z nie do końca zrozumiałym przesłaniem zespołów wokalnych. O ile pomysł zastosowania śpiewów responsorialnych i antyfonalnych był dobry, o tyle już ich wykonanie, a dokładnie powoływanie się wokalistów na stosowanie emisji naturalnej, chyba nie do końca się sprawdziło. Jeśli już mowa o chórze VRC, to należy przyznać, że to zespół młody (cóż znaczy ośmioletnia praca nad brzmieniem, nawet przy niezmiennym składzie?), obiecujący, bo ich zaletą jest sprawna realizacja zapisu partyturowego, no i dobrze prezentujący się na scenie (to ta właśnie teatralizacja koncertów). Reasumując, otwarcie festiwalu było bardzo udane, a sukces ten dedykuję trzem artystom: kompozytorowi, odtwórcy Ojca Rajmunda i doskonałej dyrygentce, Liliannie Krych, która zaprezentowała swój własny teatr gestów.
W kolejnym premierowym wydarzeniu KODÓW, Missa Sine Nomine Ignacego Zalewskiego ponownie zabrzmiał zespół VRC, tym razem z towarzyszeniem kwartetu puzonów i instrumentów perkusyjnych (w rękach genialnego Leszka Lorenta), a pod dyrekcją Joanny Malugi, na co dzień związanej z zespołem wokalnym. Znów pojawił się zabieg „śpiewu białego w kierunku śpiewu tradycyjnego”, a ciekawe brzmieniowo partie instrumentalne tylko potwierdziły umiejętność łączenia sacrum i profanum. Dokonuje się ono w utworze Zalewskiego nie tylko na poziomie tekstu, poetyckiego – świeckiego (Mickiewicza, Czechowicza, Kasprowicza) i religijnego – mszalnego, ale także w sferze stylu wykonawczego i koncepcji dramaturgicznej.
Jeszcze dalej od tradycji sytuuje się koncert-spektakl, który wzorem lat ubiegłych nawiązuje do uznanych lub właśnie „nieuznanych” kompozytorów, performerów XX wieku. Taką rozpoznawalną postacią jest Morton Feldman, zmarły w 1987 roku uczeń Johna Cage’a, twórca „Basic Memory”, którą to teorię z powodzeniem zastosował w utworze Patterns in a chromatic field. O ile uprzednie koncerty odbywały się w tradycyjnej dla widowni konwencji, o tyle tym razem położono odbiorców muzyki i wizualizacji na plażowych leżakach, w celu uzyskania jak najbardziej prorelaksacyjnych warunków. Półtoragodzinne dziełko (w realizacji znacznie dłuższe), bardzo sprawnie zostało wykonane i koncepcyjne przemyślane przez wiolonczelistę Wiktora Kociubana i pianistę Demetre Gamsachurdię. Nie wiem, czy ucieszyłyby Feldmana roznoszące się po sali pomruki chrapania, ale może właśnie to potwierdza efekt zatracenia w czasie.
Zwieńczeniem tegorocznego festiwalu i wielkim ukłonem w kierunku 700-lecia lokacji miasta Lublin było wystawienie koncertu-spektaklu o znamiennym tytule Wesele Lubelskie. Wykonawcami byli: Kronos Quartet (tradycyjni już przedstawiciele awangardy) oraz nasz Zespół Międzynarodowej Szkoły Muzyki Tradycyjnej (ciągle awangardowi przedstawiciele tradycji). Były fantastyczne improwizacje Kronosów, były przejmujące śpiewy weselne, autentyczne i bezpretensjonalne. Było tak, jak można było oczekiwać, znając oba znakomite zespoły. Wesele Lubelskie, magiczne za sprawą i wykonawców, i pomysłu kompozytorskiego Aleksandra Kościowa znakomicie wpisało się w ideę promowania Lublina przez sięganie na nowo po tradycję.
Agata Kusto
Tegoroczna edycja lubelskiego Festiwalu Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY poświęcona była szeroko rozumianej teatralności. Pomysłodawcy i organizatorzy od lat bardzo skutecznie zaskakują odbiorców pomysłami łączenia „tego, co było zawsze” z „tym, co być może”. W samej nazwie festiwalu obecna jest pewna sprzeczność. Jeśli awangardę definiować jako „działanie burzące dotychczasowy porządek, reguły w estetyce czy sztuce”, to zestawienie jej z tradycją należałoby rozumieć jako przeciwstawność i ukazanie owego kontrastu. Tymczasem to, co oferują „zakodowani” artyści, często jest efektem przenikania się obu postaw lub całkiem zgodnego ich koegzystowania.
Fot. z arch. festiwalu: Kronos Quartet, podczas próby festiwalu KODY