Wender, wender, Wędrowiec Felieton. Maria Baliszewska
Muzyka wędrowała zawsze. Od Greków do Rzymian, od Chin do Europy jedwabnym szlakiem, od gór do morza galerami, od wsi do wsi z handlarzami, sztukmistrzami, igrcami, bajarzami. Znad Dniestru nad San, znad Sanu nad Wisłę. Od wsi do wsi, gdziekolwiek by nie była. Opowieści okraszone muzyką, nowiny kryminalne o zbrodniach popełnionych dawno lub chwilę wcześniej zamieniały się w ballady i okrążały całą Europę, a potem nawet przekraczały ocean razem z żeglarzami czy wikingami. I tak dzięki wędrownym pieśniarzom, muzykantom szła wieść o dwojgu królewskich dziatek zabitych w Anglii, o niewiernej żonie księcia na Pomorzu, o mężobójczyni na Litwie, o Sinobrodym mordującym dziewczęta. Pieśni trwały potem w tradycji jakiegoś kraju jako rodzime, ale też wędrowały dalej wraz z ułatwieniami komunikacji, a dziś obserwować możemy wielkie zamieszanie pieśniowe i muzyczne, bo nie tylko świat jest globalną wioską, lecz i muzyka.