Oj u poli oziereczko

Maria Baliszewska

Ukraina zawsze jawiła mi się jako kraina zaczarowana, piękna przyrodą, opowieściami, pieśniami, obecna w literaturze, którą czytywałam, w poezji. Najbardziej obecna była w opowieściach mojego Ojca urodzonego w Husiatynie, mieszkającego po trochu w Stanisławowie (dziś Iwanofrankiwsk), Czortkowie (Czortkiw) i Lwowie, gdzie skończył studia prawnicze. Lubiłam, kiedy śpiewał o jaworze, co stoi na górze, i o kozaku, o ojcu atamanie i wiele innych pieśni z polskiej tradycji kresowej czy też z ukraińskiej lub żydowskiej. Jakoś w moich wspomnieniach wszystkie te opowieści i pieśni splatają się w jedność, choć historia mówi co innego – że z tą jednością na tamtych terenach nad Dnieprem, nad Seretem, wspominanym przez Ojca bardzo czule, z łezką w oku, było różnie. Otwieram przechowany przez trzy wojny i jeden PRL notes z roku 1905, należący do Leona Polanowskiego, ucznia gimnazjum w Stanisławowie. Obok szczegółowych zapisków prywatnych widzę przede wszystkim listę kolegów, uczniów z tej samej klasy. Nazwiska polskie (w mniejszości), ukraińskie, żydowskie, niemieckie. Koledzy. Nazwiska nauczycieli – podobne, różne. Nazwiska księży: katolickiego, unickiego, prawosławnego, pastora i rabina uczących religii. Różnych. To był zabór austriacki, nie było wolnej Polski, ale była Tolerancja i w niej wychowywano uczniów, a w każdym razie w szkole, do której uczęszczał mój Ojciec. Z tej szkoły wyszedł ze znajomością nie tylko zachodnich języków obcych, ale i ze znajomością języka ukraińskiego, której nie zgubił, nie zarzucił przez długie lata swojego życia, aby kiedyś wspomóc mnie, studiującą, tłumaczeniem książek etnomuzykologów z Ukrainy – Kwitki i Filareta Kołessy. Takie było młodzieży chowanie… Szacunek. Teraz tam jest wojna, może już nie pojadę odwiedzić rodzinnych grobów, widzę jednak, że nieszczęsny ukraiński los daje nam Polakom niepowtarzalną szansę poznania i zrozumienia tego niezwykłego narodu z jego kulturą, poezją, także z pieśnią ludową – tu, na miejscu, w Polsce. Przez ostatnie trzydzieści lat sporo osób prywatnych, organizacji (zwykle pozarządowych) i społeczności pracowało nad pojednaniem między naszymi narodami. Na festiwalach muzyki ludowej pojawiali się przedstawiciele tej mniejszości narodowej, nasi współbracia. Na szczególną uwagę i pochwałę zasługuje środowisko lubelskie, zwłaszcza akademickie, gdzie ta tematyka i ukraińska kultura była zawsze obecna i doceniana. Dzisiaj patrzę na pomoc udzielaną hojnie przez społeczeństwo polskie Ukraińcom i myślę, że chwała tym wszystkim, którzy nad taką postawą pracowali przez ostatnie trzydzieści lat. I umiemy już pośpiewać „W sadu osinnym ajstry bili”, „Oj u poli oziereczko”, „Oj na gori cigany stojali” (region czernichowski), „Oj ty kozacze mij mołodeńkij die ż my budiem noczuwaty?”…

 

Maria Baliszewska

 

Sugerowane cytowanie: M. Baliszewska, Oj u poli oziereczko, "Pismo Folkowe" 2022, nr 158-159 (1-2), s. 19.

Skrót artykułu: 

Ukraina zawsze jawiła mi się jako kraina zaczarowana, piękna przyrodą, opowieściami, pieśniami, obecna w literaturze, którą czytywałam, w poezji. Najbardziej obecna była w opowieściach mojego Ojca urodzonego w Husiatynie, mieszkającego po trochu w Stanisławowie (dziś Iwanofrankiwsk), Czortkowie (Czortkiw) i Lwowie, gdzie skończył studia prawnicze.

Dział: 

Dodaj komentarz!