Połączyła nas muzyka

SEKUNDa

Wiola Jakubiec i Dorota Błaszczyńska-Mogilska to pochodzące z Małopolski studentki Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, tworzące duet SEKUNDa. W 2021 roku zwyciężyły w konkursie „Scena Otwarta”. W czasie festiwalu Ritmo Budapest (9 kwietnia 2022 roku) o muzycznej intuicji, inspiracjach i planach rozmawiały z nimi Małgorzata Adamczyk i Julia Pietras.

 

Małgorzata Adamczyk: Jak zaczęła się wasza przygoda z muzyką?

Wiola Jakubiec: W obu naszych przypadkach przygoda z muzyką zaczęła się bardzo wcześnie, aczkolwiek w różnych okolicznościach. Pochodzę z Żywca i od dziecka byłam zafascynowana zespołami ludowymi, które działały w moim mieście. Podobały mi się stroje, energia tej muzyki. Zaczynałam od tańca i śpiewu w jednym z żywieckich zespołów. Lubiłam słuchać ludzi grających na skrzypcach. Dość długo prosiłam rodziców o zgodę na naukę gry na tym instrumencie. W końcu zaczęłam się uczyć, a potem trafiłam do szkoły muzycznej.

Dorota Błaszczyńska-Mogilska: Pochodzę z muzycznej rodziny. Mój tata jest flecistą, więc muzyka była obecna w moim życiu od początku. Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Podobno od najmłodszych lat mówiłam: „Ja będę grała na ksypcach!”. I tak się stało. W szkole muzycznej w Krakowie trafiłam na fantastyczną nauczycielkę – profesor Irenę Wójtowicz. Wkładała w swoją pracę bardzo dużo serca. Trzy lata po mnie również moja siostra Weronika rozpoczęła naukę gry na skrzypcach w klasie pani Wójtowicz. Od zawsze grałyśmy razem i nadal wspólnie muzycznie działamy. Mój tata wykonywał dużo muzyki rozrywkowej, folkowej, więc od dziecka miałam możliwość improwizowania, co naprawdę wiele mi dało. Ubolewam nad tym, że w naszej edukacji nie było przewidzianej improwizacji.

W.J.: Teraz powstają szkoły, w których można się uczyć, jak grać muzykę ludową. Są też muzycy folkowi, do których można się zgłosić. Nie spotkały mnie w trakcie edukacji w szkole muzycznej żadne nieprzyjemności z powodu fascynacji muzyką tradycyjną. Miałam bardzo sympatycznego i otwartego na muzyczne eksperymenty nauczyciela. Jednak z tego, co pamiętam, jeszcze kilkanaście lat temu polska szkoła muzyczna nie była otwarta na inne style niż klasyka, takie jak muzyka tradycyjna czy jazz, ale dała nam umiejętności i technikę gry na instrumencie, które teraz wykorzystujemy.

Julia Pietras: Kiedy wasze drogi się spotkały?

D.B.-M.: Nasza przygoda zaczęła się całkiem niedawno. Poznałyśmy się w październiku 2021 roku podczas rozpoczęcia studiów na kierunku Jazz i World Music w Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w klasie skrzypiec Mateusza Smoczyńskiego. Okazało się, że świetnie się nam razem gra. Wiola od początku ogromnie mnie inspirowała. Najpierw robiłyśmy luźne i spontaniczne próby, a po jakimś czasie powstała SEKUNDa.

M.A.: Skąd pomysł na nazwę waszej grupy?

W.J.: Są trzy główne inspiracje. Po pierwsze, w potocznym rozumieniu sekunda to chwila, bardzo mała jednostka czasu. Po drugie, sekundowanie czy sekund to w muzyce tradycyjnej sposób akompaniowania na skrzypcach. Do tego też nawiązujemy w nazwie. Po trzecie, bardzo lubimy interwał sekundy, który często pojawia się w naszych utworach. W muzyce zapisuje się go jako dwójkę, a my jesteśmy duetem. Sekunda jest też najmniejszą odległością między dwoma dźwiękami, a między nami panują bliskie relacje. Uznałyśmy, że taka nazwa będzie spajać te wszystkie aspekty twórczości.

M.A.: Na scenie ważniejsze jest wykształcenie czy intuicja?

W.J.: Bardziej niż o wykształcenie chodzi o to, co chcemy przekazać, co z muzyką chcemy zrobić na scenie. Umiejętności pomagają. Nie wyobrażam sobie, żeby mnie jako odbiorcy dobrze słuchało się utworu, w którym ktoś fałszuje. Technika i wykształcenie są dla nas ważne, bo pozwalają nam przekazać to, co intuicyjnie czujemy. Ostatnio często słyszymy, że nasza twórczość jest jak muzyka filmowa. Tak jest, bo muzyka to przede wszystkim emocje i obrazy. Jakaś obrazowość w nas siedzi.

D.B.-M.: Nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Są muzycy bez profesjonalnego wykształcenia tworzący klimat, który całkowicie mnie pochłania, wzrusza i zostaje ze mną na bardzo długo. Myślę, że na scenie nie tylko ważne są wirtuozowskie umiejętności, ale również emocjonalność, autentyczność i muzykalność, która czasami jest nie do nauczenia. Są muzycy bez wielkich umiejętności, którzy tak chwytają za serce, że nie da się tego powtórzyć. Ja jednak czuję dużą wdzięczność za swoją klasyczną drogę, która pozwala na profesjonalny rozwój instrumentalny.

W.J.: Szkoła muzyczna nie jest potrzebna do tego, żeby być świetnym muzykiem. Jest mnóstwo ludzi, którzy uczyli się muzyki tradycyjnej sami. Tak bardzo gra im to w sercu, że chcą się tym dzielić, są autentyczni i porywają tłumy.

D.B.-M.: Na razie staramy się, żeby nasze koncerty były bardziej zaplanowane niż improwizowane. Jednak już teraz występują momenty zupełnie improwizowane i mamy w planach stworzenie utworów, w których będzie tej „wolności” więcej.

W.J.: Zdarzało, że w czasie koncertu wpadałyśmy na jakiś pomysł i improwizowałyśmy. Pewne wykonania są unikatowe i niepowtarzalne.

M.A.: Skąd czerpiecie inspirację?

D.B. i W.J.: Od siebie nawzajem [śmiech].

W.J.: Staramy się słuchać innych, począwszy od muzyków tradycyjnych – są to chociażby siostry Sordyl z Korbielowa – przez współczesnych kompozytorów polskich, jak Penderecki, Górecki, Kilar, aż po naszego profesora Mateusza Smoczyńskiego. Jesteśmy zafascynowane jego zespołem Atom String Quartet od początku ich działalności. Naszą inspiracją jest też Danish String Quartet. Jesteśmy teraz na węgierskim festiwalu Ritmo Budapest i spotkałyśmy się z Tęgimi Chłopami oraz dziewczynami z zespołu Sutari. Ich energia płynąca ze sceny jest niesamowita.

D.B.-M.: Tak, zespół Sutari niesamowicie mnie zainspirował. Teraz w ogóle mam taki czas w życiu, że na nowo odnajduję radość ze słuchania rozmaitej muzyki. Stopniowo dochodzę też do wniosku, że natchnienie można czerpać ze wszystkiego. Jest to łapanie chwili, spotykanie ciekawych ludzi, podziwianie natury, każda najmniejsza rzecz może nas zainspirować.

W.J.: Wszystko może być inspiracją – to, co widzimy, ludzie, z którymi się spotykamy, muzyka, której słuchamy na żywo. Inspiruje nas też to, w jaki sposób muzycy się zachowują, jak nawiązują kontakt z publicznością. Jesteśmy na początku swojej artystycznej drogi i nieustanie staramy się teraz rozwijać w różnych obszarach życia. Ogromną inspiracją jest dla nas również kultura ludowa. Sięgnęłyśmy do muzyki Karpat, którą grałam z różnymi kapelami od najmłodszych lat. Skończyłam muzykologię, a folklor interesował mnie od zawsze i dzięki temu mogę teraz świadomie sięgać do korzeni muzyki tradycyjnej. Dzielę się tym, co mi w duszy gra. Folklor zawsze będzie bliski naszym sercom. Jest bardzo autentyczny, podkreśla to, skąd jesteśmy. Dorota pochodzi z Krakowa, czyli z Małopolski. Mój rodzinny Żywiec teraz jest w województwie śląskim. Przez lata te tereny były administracyjnie częścią Małopolski, z którą kulturowo nadal są związane. Nam bliższa jest właśnie Małopolska i Karpaty niż górniczy Śląsk.

J.P.: Czy uważacie się za typowy zespół folkowy?

D.B.-M.: Naszym zamierzeniem jest tworzenie muzyki na pograniczu różnych stylów. Dotyczy to również ubioru scenicznego i naszej identyfikacji wizualnej. Na naszym pierwszym festiwalu w Chełmie – sKraj Kultury Etno Festiwal w 2021 roku – grałyśmy jeszcze w strojach bardziej ludowych. Aktualnie odchodzimy od tego pomysłu i poszukujemy rozwiązań niekoniecznie kojarzących się z folkiem.

W.J.: …a teraz, na festiwalu w Budapeszcie miałyśmy „kurty dziadka” w klimacie polskich lat 90.

D.B.-M.: To była dosłownie „kurta dziadka”, czyli dziadka mojego męża [śmiech].

W.J.: Nieraz pada pytanie: „Jaki styl muzyczny gracie?”, a my nie czujemy potrzeby definiowania go. Staramy się przełamać istniejące w muzyce podziały na style i gatunki. Część naszych utworów koresponduje z muzyką klasyczną i folkiem, a zdarzają się też akcenty bardziej współczesne i jazzowe.

J.P.: Czy jesteście zaangażowane w inne projekty?

D.B.-M.: Z moją siostrą Weroniką, która świetnie śpiewa i gra na skrzypcach, założyłyśmy duet Córki. Chcemy grać autorską muzykę, z pogranicza popu, elektroniki, folku. Czasem tworzymy też wspólnie z naszym tatą, wówczas tę współpracę nazywamy Córki ft. Ojciec [śmiech]. Miałam przyjemność zagrać parę razy z zespołem Kwiat Jabłoni. To wspaniałe doświadczenie i świetni ludzie, są bardzo autentyczni na scenie i poza nią. Na co dzień zasilam szeregi Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus i współtworzę kwartet Etnosomnia.

W.J.: Gram w wielu kapelach góralskich, współpracuję z zespołami regionalnymi w Beskidzie Żywieckim, z kapelą Torka z Cieszyna, a ostatnio występuję z zespołem Córy Mary, który gra muzykę słowiańską. Mam przyjemność uczyć śpiewu tradycyjnego w Akademii Muzycznej w Katowicach, co daje mi mnóstwo satysfakcji. Chcę dzielić się z ludźmi tym, co odkryłam. Umiejętność postawienia się w sytuacji nauczyciela często wymaga od nas dużo więcej niż własna twórczość. Kiedy nie dzielimy się z innymi, sami się nie rozwijamy.

M.A.: Jakie są wasze muzyczne plany?

W.J.: Wszyscy pytają: „Kiedy płyta?”. Na razie wiemy tylko, że na pewno chcemy ją nagrać. Mamy już część repertuaru i pracujemy nad kolejnymi pomysłami. Chcemy grać wiele koncertów, wspólnie się rozwijać. Niedługo wyjdzie nasz nowy utwór, live nagrany w studiu. Trzymajcie kciuki, damy znać, jak będzie gotowy [śmiech].

 

Nagranie, transkrypcja i opracowanie: Małgorzata Adamczyk, Julia Pietras (Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS).

 

Sugerowane cytowanie: M. Adamczyk, J. Pietras, Połączyła nas muzyka, "Pismo Folkowe" 2022, nr 158-159 (1-2), s. 17-18.

Skrót artykułu: 

Wiola Jakubiec i Dorota Błaszczyńska-Mogilska to pochodzące z Małopolski studentki Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, tworzące duet SEKUNDa. W 2021 roku zwyciężyły w konkursie „Scena Otwarta”. W czasie festiwalu Ritmo Budapest (9 kwietnia 2022 roku) o muzycznej intuicji, inspiracjach i planach rozmawiały z nimi Małgorzata Adamczyk i Julia Pietras.

fot. J. Jeżak

Dział: 

Dodaj komentarz!