Ptaki naśladujące to, co słyszą

Kosy

Kosy to zespół, który tworzą: Aleksandra Gronowska, Kasia Pakosa, Anastazja Sosnowska oraz Katarzyna Szetela-Pękosz. Choć zespół na polskiej scenie muzycznej istnieje od 2019 roku, ma już na swoim koncie liczne sukcesy. Jednym z nich jest zdobycie wyróżnienia i Nagrody Publiczności podczas Konkursu „Scena Otwarta” odbywającego się w ramach Mikołajek Folkowych 2019. Ostatnio Kosy reprezentowały Polskę na Targach Muzyki Świata WOMEX 2021. O inspiracjach, celach i marzeniach z artystkami rozmawiała Anna Kurkiewicz.

Anna Kurkiewicz: Dlaczego postanowiłyście razem występować?

Aleksandra Gronowska: Ten skład zebrał się podczas koncertu we wrocławskim Teatrze Capitol. Anastazja była wtedy na widowni. Organizatorka, Karolina Micuła, wiedziała, że każdą z nas inspiruje folklor. Przygotowałyśmy utwór w tej konwencji i okazało się, że warto to pociągnąć. Dołączyła do nas Anastazja, która po koncercie spędziła z nami wieczór. Sam pomysł na Kosy narodził się trochę wcześniej, ale został zawieszony, a koncert był impulsem do kontynuacji.

Skąd się wziął pomysł na nazwę?

Kasia Pakosa: Spotkałyśmy się u mnie w domu w celu znalezienia nazwy, która łączyłaby miłość do ludowych, zasłyszanych od śpiewaczek pieśni z naszym miejskim pochodzeniem i tempem życia, które wpływa na to, jak czujemy muzykę. Odpowiedź znalazłyśmy w świecie natury. Kiedy wymieniałyśmy znane nam kwiaty i ptaki przypomniało mi się, że „kosy” mają wiele znaczeń: to ptaki, ale także narzędzia rolnicze, a w niektórych pieśniach występują również jako kobiece warkocze. Rzuciłam więc hasło, a dziewczyny uznały, że to bardzo dobra nazwa.

Anastazja Sosnowska: Słuchacze mają jeszcze inne skojarzenia, którymi nas zaskakują. Praktycznie po każdym koncercie zdarza się osoba, która przynosi coś nowego. Mężczyźni często pytają, czy my jesteśmy takie „ostre” jak kosy.

A.G.: Albo „mieć z kimś kosę”.

A.S.: To znaczenie ewoluuje, ciągle ktoś dodaje coś nowego. Wydaje mi się, że to bardzo dobre dla naszego zespołu, bo nie zamyka nas w jednym schemacie.

K.P.: Kosy to przede wszystkim ptaki miejskie, które przekazują sobie pieśni. Inaczej śpiewają wiosną, inaczej jesienią, ale potrafią także naśladować inne ptaki oraz miejskie odgłosy. Podobnie my śpiewamy pieśni, które zasłyszałyśmy od innych śpiewaczek. Inspirują nas przede wszystkim wykonania przybyłych na ziemie Dolnego Śląska: Stanisławy Latawiec, Michaliny Mrozik, Bronisławy Chmielowskiej. One są takimi „prawdziwkami”, od których wiele czerpiemy.

A.S.: Kosy to takie ptaki-śpiewaki. Bardzo pięknie imitują melodie, improwizują i nie powtarzają się nigdy.

Skąd się wzięły zainteresowania Dolnym Śląskiem, historią, starymi pieśniami?

A.G.: Żyjemy w tym regionie. Chyba tylko Kasia jest rzeczywiście z Dolnego Śląska. Reszta jest napływowa, ale to wszystko się zgadza, ponieważ ludzie, którzy tam się osiedlili, też są w dużej mierze napływowi – są repatriantami. Wybierając ten region do życia, także się z nim utożsamiamy. Czuję się trochę repatriantką, ponieważ moja babcia jest z tych okolic: mam poczucie powrotu do domu. Każda z nas przyniosła ze sobą pieśni z innych części Polski, które niejako osadzamy na Dolnym Śląsku razem z nami, więc nasze działania łączy wspólna idea. Jako zespół dolnośląski śpiewamy np. pieśń kurpiowską, więc ze stron, z których przyjechałam.

K.P.: W niektórych przypadkach okazywało się, że pieśni, które znamy jako „z Dolnego Śląska”, pochodzą z innych regionów: Kurpi oraz Kresów.

A jak powstają wasze teksty i muzyka?

A.G.: Teksty są tradycyjne, choć brzmią bardzo współcześnie. Wychodzimy zawsze od materiału źródłowego, do którego mamy dostęp. Są to głównie nagrania. Potem zaczynamy rozmawiać o tych pieśniach, improwizujemy i aranże powstają podczas wspólnej pracy.

K.P.: Na co dzień, nawet jadąc samochodem, uwielbiamy improwizować, dodawać sobie kolejne głosy, jakieś elementy perkusyjne.

Katarzyna Szetela-Pękosz: To wszystko wychodzi z improwizacji. Nie zapisujemy żadnych form, żadnych nut naszych utworów. Nie mamy nic takiego. Wszystko jest tylko w naszych głowach i tak naprawdę często jest też zmienne. To płynie tak samo, jak płynęły te pieśni kiedyś. Każda dodaje coś od siebie. Jednego dnia czuję się smutna, więc gram troszkę inaczej. To wszystko jest otwarte i to jest wspaniałe. Zapisanie tego repertuaru w nutach i ustatkowanie byłoby trochę nienaturalne.

A.G.: To taki kobiecy sposób aranżowania muzyki. Wszystko płynie, a decyzje podejmujemy na bieżąco, natychmiast wiemy, co działa, a co nie. Ostatnio w ciągu jednego spotkania przearanżowałyśmy dwie pieśni.

A.S.: Te pieśni dojrzewają z nami, a właściwie to my dojrzewamy z nimi, inspiracje wirują wokół nas. Jak się spotykamy, to wszystko łączymy w magiczny sposób.

Co wyróżnia was spośród innych zespołów folkowych?

A.G.: U nas mocną bazą są głosy. Sercem zespołu jest praca wokalna plus bardzo minimalistyczne instrumentarium. Ja bym powiedziała, że jesteśmy po prostu muzykantkami. Używamy troszeczkę instrumentów niepolskich, bo przyniosłyśmy takie narzędzia, z jakimi pracujemy na co dzień.

K.S.-P.: Ja mam skrzypce, więc jestem najmniej oryginalna.

A.G.: Anastazja sama konstruuje różne dziwne perkusjonalia. Kiedy potrzebuje czegoś, co by dobrze szeleściło, szuka narzędzia, które by najlepiej wpisało się w tę myśl.

K.P.: To sprawia, że muzyka, którą tworzymy, jest bardzo organiczna. Płyta „Siew”, którą właśnie wydajemy, będzie dotyczyła Dolnego Śląska i jest związana z naszymi poszukiwaniami tożsamości oraz odkrywaniem potrzeb, na które śpiewanie pieśni odpowiada. Nie jest to proces wyłącznie indywidualny, ponieważ te poszukiwania zaczęły wychodzić poza nasz zespół. Niedawno uczestniczyłyśmy w szalonej akcji, którą zainicjowałam na rynku we Wrocławiu. Akcja ta – Pieśni Synchronizujące Cykle – polegała na śpiewaniu pieśni i połączeniu ludzi we wspólnym wyśpiewywaniu codziennych trosk, o których te pieśni mówią. To, co przede wszystkim wpadło w uszy zebranych tam kobiet i mężczyzn, to „Ruta”, która jest singlem zapowiadającym naszą płytę „Siew”. Okazało się, że wraz z ludźmi wracającymi do domów ta pieśń zawędrowała nie tylko w różne zakątki Wrocławia, ale viralowo, dzięki internetowym nagraniom, dotarła również za granicę. Do tej pory dostaję wiadomości od kobiet z różnych części globu o tym, że traktują „Rutę” jako swoją. Oryginalnie jest to pieśń weselna z Dolnego Śląska. Bardzo się cieszę, że Pieśniami Synchronizującymi Cykle mogłyśmy pokazać, jak potrzebne w naszym życiu jest wspólne śpiewanie. To doświadczenie poruszyło wielu, wielu ludzi.

A.S.: To jest pieśń, w której jest uchwycony moment przejścia. Życie zupełnie inaczej wyglądało dla kobiety zamężnej, inaczej dla panienki.

K.P.: Wyjątkowe w tej pieśni jest to, że czuć w niej ciężar i smutek związany z zostawieniem za plecami życia, które się zna, a jednocześnie jest w niej radość i oczekiwanie na to, co nowe. Właśnie to mnie urzeka w jej śpiewaniu – mnogość emocji, czasem ze sobą sprzecznych, których współczesne utwory nie potrafią pomieścić. Ten wyśpiewany w melodii smutek może stać się szansą, aby żyć jeszcze pełniej. Doświadczając tych pieśni, otwieramy się na życie, które ma wiele kolorów, emocji, uczuć i na nie wszystkie jest w nas miejsce.

K.S.-P.: „Ruta” nas niesie od początku. To była pieśń, którą zaśpiewałyśmy na wspomnianym koncercie. Od niej się wszystko zaczęło.

A.G.: Dla nas to też moment przejścia. Przeszłyśmy na drugą stronę razem.

Co możecie zaliczyć do sukcesów?

A.G.: Dla młodego zespołu ostatnie lata były bardzo intensywne. Nagrałyśmy płytę, świat nam sprzyja i to wszystko się niesie. W 2019 roku wróciłyśmy z Mikołajek Folkowych z Mikołajem, którego zresztą przywiozłyśmy na koncert po roku.

K.P.: Dostałyśmy też wtedy wyróżnienie za wyjątkowe aranżacje wokalne.

K.S.-P.: Po drodze było kilka innych konkursów, które wygrałyśmy.

A.S.: Nie mierzymy naszego sukcesu nagrodami. Patrzymy na to, co się z nami dzieje albo co mówi do nas publiczność po koncertach. Wydaje mi się, że te momenty można nazwać sukcesem. Mikołaj będzie z nami, ale sądzę, że najbardziej wzbogaca nas to, co dostajemy od odbiorców. Podchodzą do nas młodzi ludzie, którzy mówią „No, zrozumiałam po raz pierwszy znaczenie tekstów w tych pieśniach. Wcześniej jakoś tam mnie nie przyciągało. Wy jesteście młode, jesteście bliskie wiekowo i to na mnie zadziałało. Okazało się, że mi się podoba. Będę dalej tego szukać”.

A.G.: Trochę odczarowujemy hasło muzyki folkowej, które się niektórym kojarzy przaśnie, biesiadnie. Mają jakieś wyobrażenie muzyki z lekcji w podstawówce, a nagle się okazuje, że to do nich dociera. My się bardzo cieszymy za każdym razem, kiedy możemy przekroczyć tę sferę szufladkowania i ta melodia staje się uniwersalna.

A.S.: Sukcesem jest też to, że się spotykamy na próbach co czwartek i dajemy coś od siebie, znów jesteśmy w tych pieśniach, co cieszy nas ogromnie. Okazuje się, że publiczność ma ochotę z nami iść w tę podróż. Jesteśmy zapraszane na festiwale i różne inne spotkania – mniej lub bardziej oczywiste, jeśli chodzi o samą muzykę. Na przykład zostałyśmy zaproszone na Kongres Organizacji Pozarządowych we Wrocławiu, gdzie występowałyśmy jako reprezentantki Dolnego Śląska. Zauważono, że możemy ten region promować, spajać i nas to bardzo cieszy.

O czym marzycie najbardziej? Jakie są wasze cele i plany?

A.G.: Na pewno chcemy docierać z tą muzyką do jak najszerszej publiczności i wychodzić poza sferę środowiska zainteresowanego muzyką folkową, ludową, tradycyjną – trafiać do takiego odbiorcy, który nigdy by po tę muzykę nie sięgnął i który być może dzięki nam odkryje dla siebie te opowieści. Odkryje to, co jest mądre i ważne w tych pieśniach dla nas.

K.P.: Mam takie marzenie, żeby te pieśni były śpiewane przez jak najwięcej ludzi w Polsce, aby poczuli, że mogą przez nie coś osobistego wyśpiewać. Myślę, że my wszystkie byśmy chciały, aby te utwory były żywe, żeby nie były tylko zapisane w śpiewnikach albo w nagraniach. To, co te pieśni z ludźmi zrobią, już nie zależy od nas. Możliwe, że poprzez docieranie do ludzi mieszkających w dużych miastach, w niedalekiej przyszłości zaczną zmieniać swój kontekst. Przy tak szybko zmieniającym się świecie wydaje mi się to nieuniknionym procesem, być może jedynym możliwym, aby pieśni wciąż mogły żyć.

K.S.-P.: Przecież kiedyś pieśni były przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie. Wtedy zmieniały się z tą osobą, której były przekazywane. Urodziłam się na wsi na Podkarpaciu. W moim domu się śpiewało i grało. Moi dziadkowie grali na instrumentach i ja znam pieśni ze słuchu. Moja mama je śpiewała, dziadek je śpiewał i ja je śpiewam. Nie byłabym w stanie dokładnie wszystkiego powtórzyć. W pamięci mam konkretną pieśń i już jest moja. To, co teraz zrobimy, to jest praktycznie to samo, co ja zrobiłam, jak byłam mała – zapamiętałam utwór i teraz mogę zaśpiewać, co mi przekazano. Jakbym zaśpiewała mojej mamie, to pewnie by powiedziała, że moja babcia tak nie śpiewała. Chyba była tam inna melodia, ale teraz to już tak średnio pamiętam. Pieśń cały czas żyje. Nie można się zamykać w jednym miejscu, tego się po prostu nie da zrobić. Robimy to samo, co robiono kiedyś, tylko w nasz sposób.

A.S.: Żadna z nas nie żyje w muzeum. Jeśli ludzie myślą o repertuarze tradycyjnym, ludowym, są często trochę zmrożeni tym, że tego nie potrafią, że to było tak dawno. Dając drugie życie pieśniom, pokazujemy też, że każdy może to robić. My możemy, ty też możesz wziąć tę pieśń. To jest też twoje.

Chciałam was zapytać o wrażenia związane z Mikołajkami Folkowymi.

A.G.: Dla nas ta kosmiczna scenografia Jarka Koziary była świetna w kontekście tego, o czym przed chwilą rozmawiałyśmy – o nadaniu innego kontekstu – miejskiego. Z tą muzyką folkową lecimy już w ogóle w kosmos, czyli dalej, nawet poza miasto. Każdy z zespołów występujących w 2020 roku przez trzy kolejne wieczory opowiedział za pomocą swojego repertuaru zupełnie inne historie. To jest przepiękne i bardzo intrygujące, bo rzeczywiście mogą jakieś nowe sensy powychodzić. Jeśli chodzi o same Mikołajki Folkowe, to dla mnie jest to absolutnie kultowy festiwal. Z Lublinem byłam związana przez sześć lat swojego życia i uczestniczyłam jako widz w różnych edycjach festiwalu. Nie ukrywam, że zawsze chciałam wjechać tutaj, do Chatki Żaka na drugą stronę sceny, tym innym wejściem. W końcu okazało się, że przybyłyśmy z zespołem w 2019 roku, a wtedy festiwal nie odbył się w Chatce Żaka, więc bardzo się cieszę, że w końcu przyjechałam i to jeszcze w taki kosmos.

A.K. Jakie są wasze wrażenia z WOMEX-u?

K.P.: Jesteśmy pierwszym wrocławskim zespołem, który reprezentował Polskę na arenie world music w tak prestiżowym miejscu, jakim jest WOMEX. Czujemy się zaszczycone, że spotkało to tak młody zespół jak nasz. Gdy tylko dotarła do nas informacja, że zostałyśmy wybrane spośród 2500 zgłoszeń, ruszyłyśmy ostro do pracy. Kierownictwo i realizację zadań wzięła na siebie w większości nasza Anastazja, sprawiając, że przyjechałyśmy do Porto świetnie przygotowane do tego, by promować zespół wszelkimi dostępnymi drogami. Na miejscu byli z nami też Magda Pawlik pełniąca funkcję tour managerki i dobrego ducha opiekującego się zespołem oraz Bartek Góra – nasz rewelacyjny realizator dźwięku. Centralnym wydarzeniem Worldwide Music Expo jest część showcase’owa. Występując tam, mogłyśmy zaprezentować pieśni z Dolnego Śląska przed najbardziej na świecie wpływową i opiniotwórczą publicznością z branży muzycznej. Zaowocowało to współpracą z kilkoma zagranicznymi agencjami, z którymi szykujemy trasę koncertową po europejskich festiwalach. Marzenie o tym, aby polskie pieśni wybrzmiały za granicą, zaczęło wyprzedzać rzeczywistość i już tego lata zaśpiewamy w kilku europejskich państwach. Po szczegóły zapraszam do naszych mediów społecznościowych – na Facebooka i Instagrama.

Nagranie: Anna Kurkiewicz (SKNE UMCS); transkrypcja: Anna Kurkiewicz (SKNE UMCS); opracowanie: mgr Magdalena Wołoszyn (IFP UMCS), Anna Kurkiewicz (SKNE UMCS).

Sugerowane cytowanie: A. Kurkiewicz, M. Wołoszyn, Ptaki naśladujące to, co słyszą, "Pismo Folkowe" 2021, nr 157 (6), s. 6-8.

Zeskanuj kod QR i obejrzyj koncert Kosów z Mikołajek Folkowych 2020 na kanale YouTube ACKiM UMCS Chatka Żaka!

 

 

 

Skrót artykułu: 

Kosy to zespół, który tworzą: Aleksandra Gronowska, Kasia Pakosa, Anastazja Sosnowska oraz Katarzyna Szetela-Pękosz. Choć zespół na polskiej scenie muzycznej istnieje od 2019 roku, ma już na swoim koncie liczne sukcesy. Jednym z nich jest zdobycie wyróżnienia i Nagrody Publiczności podczas Konkursu „Scena Otwarta” odbywającego się w ramach Mikołajek Folkowych 2019. Ostatnio Kosy reprezentowały Polskę na Targach Muzyki Świata WOMEX 2021. O inspiracjach, celach i marzeniach z artystkami rozmawiała Anna Kurkiewicz.

Mikołajki Folkowe 2020 fot. A. Wójcik

Dział: 

Dodaj komentarz!