Czas nomadów pod pałacem

Skrzyżowanie Kultur

fot. J. Zarzecka: Projekt Hizbut Jámm

We wrześniu pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie już po raz piętnasty zabrzmiały dźwięki muzyki świata. Festiwal Skrzyżowanie Kultur na dobre wpisał się w kalendarz wydarzeń muzycznych stolicy, ale i w kalendarz najciekawszych festiwali muzyki etno na świecie. Od kilku lat formuła wydarzenia ogranicza się tylko do muzyki (wcześniej bywały też warsztaty, filmy, spotkania z twórcami), co zdaniem organizatorów lepiej odpowiada zainteresowaniom publiczności.

W czasie pięciu dni koncertów można odnaleźć różne klimaty i nastroje z różnych zakątków świata. Jak to często bywało, tak i w tym roku królowały zespoły afrykańskie. Jednak w ramach dwunastu koncertów znalazło się i fado, i flamenco, i muzyka azjatycka.
Festiwal otworzył koncert muzyki z Półwyspu Iberyjskiego. Gisela João, współczesna portugalska śpiewaczka fado numer 1, niektórych zawiodła tym,
Czas nomadów pod pałacemczym mnie właśnie ujęła – otwartością, wygadaniem i bezpośredniością. Wyskoczyła w soczyście czerwonej, nastroszonej i przykrótkiej sukience, siadła w fotelu niczym Stanisława Ryster w teleturnieju „Wielka Gra”, a potem wcale w nim usiedzieć nie umiała. Paplała bardzo dużo, opowiadała o Portugalii, przyjaciołach, jedzeniu – ale przez to tworzyła więź z publicznością, miało się wrażenie, że oto pani Gisela jest naszą znajomą i możemy z nią wyskoczyć po koncercie na tuńczyka czy wino. A do tego śpiewała wesołe fado, jak sama mówi, „intensywne”, z całkowicie współczesnymi tekstami, np. o lądowaniu zielonych ufoludków i karmieniu ich dorszem. Bo fado to muzyka portowa, co nie wyznacza jej granic wyłącznie w smutku. Kiedyś wesołe fado przywiózł na Skrzyżowanie Marco Oliveira, a teraz Gisela ze swoim chropawym, charyzmatycznym głosem.
Dla odmiany nie tylko mnie zawód przyniósł Diego El Cigala, mistrz śpiewu flamenco. Gwiazda to tak wielka, że bilety na jego koncert wyprzedały się na pniu. Flamenco prawie jednak nie usłyszeliśmy – zamiast tego trochę bossa novy i wręcz popu. Mistrz bawił się świetnie w swoim własnym towarzystwie, popijając pomarańczowego drinka i puszczając oko do swoich muzyków.
Czwartek był tradycyjnym już na festiwalu „Dniem Polskim”, ale polskiej muzyki tym razem nie było można usłyszeć. Projekt Hizbut Jámm to wielokulturowy skład oparty na muzyce z zachodniej Afryki. Tworzą go Raphael Rogiński, Mamadou Ba, Noums Balani Dembele i Paweł Szpura. Mamadou Ba to aktor, muzyk, dramaturg i performer z Senegalu, członek międzynarodowej grupy artystycznej LaFabriks. To on nadał charakter projektowi, śpiewał i wiódł po egzotycznych klimatach – i była to bardzo piękna muzyczna opowieść, jeden z najmilszych dla ucha koncertów tego festiwalu. Do grupy dołączył Noums Balani Dembele, młody harfista i balafonista z Burkina Faso, który już kiedyś wystąpił na festiwalu jako dziecko. Drugim zestawem tego dnia był melanż Kroke i Urny Chanar z Mongolii Wewnętrznej w Chinach. Urna śpiewała pieśni stepowe, ale, niestety, zabrakło tłumaczeń tekstów, a sama muzyka się nie broniła. Spodziewałam się śpiewów alikwotowych na miarę syberyjskich tej scenie, jednak estetyka Urny jest bliższa estetyce chińskiej. Kroke grał do tego śpiewu swój jazz.
W piątek były aż trzy koncerty: na początek śpiewak i solista na gitarze elektrycznej – Keziah Jones, uliczny grajek Paryża, pochodzący z Nigerii. Szarpał struny w swoistym bluesie, kolejne kawałki łudząco przypominały poprzednie. Wielu osobom się podobał, mnie raził ostry dźwięk przestrojonej gitary. Po nim eksplozja radości i tańca – Flavia Coelho z Brazylii. Mówią, że to mistrzyni krzyżowania gatunków, ale też i podrywania publiczności z krzeseł. Flavia wpadła na scenę we fluorescencyjnych dresach, z gitarą, kazała wszystkim wstać i tańczyć – i tak się natychmiast stało. Gra ona samby, forró, hip-hop, autorskie bossa novy – a do tego jest na pewno najszybciej wypowiadającą słowa artystką tej sceny. Kiedy publiczność była już pełna energii i wydawało się, że jest bardzo dobrze, zagrał algierski zestaw – Sofian Saidi, „książę muzyki raï” i Mazalda – i po prostu „pozamiatał”! Zespół dał tak żywiołowy, bogaty muzycznie i pełen radości koncert, że wszystkie kolejne w sobotę i niedzielę wypadły blado. Raï to dawna muzyka robotników portowego Oranu, która wraz z algierskimi imigrantami trafiła na dyskoteki we Francji. Jej początki sięgają pierwszej połowy XX wieku i pieśni zendanis, pierwszych oryginalnych algierskich „protest songów”. Zespół bardzo zgrabnie mieszał wątki i motywy z różnych kultur Maghrebu, a wszystkie chłopaki śpiewały świetnie – nie tylko Sofian. Wciągnęli publiczność do zabawy i tańca tak, że potem bisom nie było końca.
Sobota była całkiem afrykańska – to zresztą chyba też staje się festiwalową zasadą. Wystąpiła Sona Jobareth, griotka z Gambii, która jako pierwsza kobieta z Afryki zaczęła grać na harfie cora; a także Pat Thomas i Kwashibu Area Band z Ghany.
Festiwal zakończył koncert w zasadzie jazzowy. Po przyjemnym i nastrojowym występie Rabiha Abou Khalila z Libanu zagrał Tony Allen, legenda muzyki afro-beat. Lider zespołu jest perkusistą, tak więc ustawiony z tyłu sceny był prawie niewidoczny dla publiczności. „Pomogło” w tym oświetlenie, które wskutek jakiejś przedziwnej ostatnio mody kierowane jest pod nogi artystów, od tyłu i w oczy publiczności. Efekt jest taki, że mało kiedy z mroków i kolorków reflektorów można wyłowić wykonawców. Byłam jednak pod samą sceną, więc mogę potwierdzić, że istotnie tam był i grał.
Festiwal uzupełniały dwa wydarzenia dla dzieci – warsztaty zespołu Czereśnie oraz koncert „Jerz Igor”. Znów wielki ogrzewany namiot (nie wiadomo, jak to się dzieje, ale Skrzyżowanie zwykle wypada w najchłodniejsze dni września) stał się znakomitą salą koncertową z całkiem dobrą akustyką. Kiedy miasto wreszcie doczeka się sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia, to nie wiem, czy nie będę tęsknić za „czasem nomadów” pod Pałacem.

Joanna Zarzecka

Sugerowane cytowanie: J. Zarzecka, Czas nomadów pod pałacem, "Pismo Folkowe" 2019, nr 144 (5), s. 17-18.

Skrót artykułu: 

We wrześniu pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie już po raz piętnasty zabrzmiały dźwięki muzyki świata. Festiwal Skrzyżowanie Kultur na dobre wpisał się w kalendarz wydarzeń muzycznych stolicy, ale i w kalendarz najciekawszych festiwali muzyki etno na świecie. Od kilku lat formuła wydarzenia ogranicza się tylko do muzyki (wcześniej bywały też warsztaty, filmy, spotkania z twórcami), co zdaniem organizatorów lepiej odpowiada zainteresowaniom publiczności.

fot. J. Zarzecka: Projekt Hizbut Jámm

Dział: 

Dodaj komentarz!