Mikołajki Folkowe po raz dwudziesty

Mikołaj przychodzi 6 grudnia, a zaraz po nim nadchodzą Mikołajki - zawsze w drugi weekend grudnia, w Lublinie, Chatka Żaka i szeroko rozumiane okolice rozbrzmiewają dźwiękami muzyki folkowej. W 2010 r. Mikołajki Folkowe obchodziły dwudziestą rocznicę. Wprawdzie nie przewidziano z tej okazji żadnych specjalnych atrakcji, ale sama propozycja programowa była ciekawa i urozmaicona.

Festiwal rozpoczął się już 9 grudnia, w czwartek, koncertem warszawskiej grupy Czarne Motyle, odwołującej się do międzywojennego folkloru miejskiego oraz białoruskiej Miatlicy grającej w klimatach surowej słowiańszczyzny. Wystąpił także tajemniczy Człowiek-Ziemia, który "ogarnia dźwiękowe przestrzenie" za pomocą różnych przedmiotów, elektroniki i "wszystkiego, co się nawinie".

Piątek był dniem konkursowym - w tegorocznej Scenie Otwartej wzięło udział 11 wykonawców spośród 13 zakwalifikowanych. Historia lat ubiegłych pokazuje, że wiele z tych zespołów będzie można pewnie zobaczyć na Nowej Tradycji w kwietniu. Dla niektórych sukces Mikołajkowy może okazać się startem do dłuższej przygody muzycznej. Poziom konkursu w tym roku był wysoki - zgodni co do tego byli właściwie wszyscy miłośnicy SO. Nagrodzić można było jednak tylko wybranych, i tak: I miejsce zdobył zespół Melodia w Polsce - "za prostotę środków i moc wyrazu oraz traktowanie polskiej muzyki tradycyjnej jako punktu wyjścia do dalszych poszukiwań artystycznych"; II nagrodę przyznano zespołowi Tygiel Folk Banda - "za energię i radość muzykowania", III przypadła w udziale grupie "Besquidians" - "za charyzmę, poczucie humoru i profesjonalizm muzyczny". Nagrodę dla wokalisty im. Anny Kiełbusiewicz otrzymała grupa Bałkany Śpiewają. Wyróżniono także grupy Trite Pati "za próbę rekonstrukcji oryginalnego bułgarskiego instrumentarium w Polsce" i Dron "za śmiałość w poszukiwaniach muzycznych". Werdykt jury uzgodnił się z gustami widzów, bowiem zwyczajowy "Mikołaj", nagroda publiczności, powędrował również do Melodii w Polsce. Zespół ten wykonuje muzykę inspirowaną tradycją Kapeli Braci Bździuchów z Aleksandrowa, sięga głównie po muzyczny folklor okolic Biłgoraja i z Suwalszczyzny. Melodia w Polsce pokazała, że można wciąż znaleźć inspiracje w muzyce rodzimej i grać ją żywiołowo, ciekawie. Młodzi muzykanci są świetni technicznie, ale oprócz tego widać, że granie daje im satysfakcję.

Po dwóch latach przerwy, ku wielkiej radości wielbicieli muzyki tradycyjnej, na Mikołajki powróciła Scena pod Schodami, gdzie do tańca przygrywają tradycyjne kapele wiejskie. W piątek zagrały: Kapela Stanisława Lewandowskiego z Brogowej oraz Kapela "Trzcinicoki", zaś w sobotę Kapela Zygmunta Jakubowskiego z Rudy Zajączkowskiej i Kapela Ludowa "Opocznianka". Świetne zespoły grały przez trzy godziny dziennie. Pod sceną tancerze wywijali oberki, poleczki, walczyki, przy licznej asyście gapiów. Z roku na rok coraz więcej jest takich folkmaniaków, których nogi przy oberku ustać nie mogą, a i takich, co nieśmiało zaczynają stawiać pierwsze kroki na parkiecie. Trzeba pamiętać, że być może jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma okazję bawić się przy skrzypeczkach autentycznych muzykantów wiejskich i warto z tej okazji korzystać.

Wieczorny koncert "Folk po Bandzie" to skojarzenie dwóch grup - słowackiej Bandy i litewskiej Bandy Dzeta. Słowacy zagrali etnicznie, międzynarodowo, nawet w kompozycjach własnych zespołu znaleźć można było dużo motywów ludowych. Było skocznie, rzewnie, śmiesznie i bardzo ciekawie. Litwini wypadli słabiej, ale może miłośnicy mocnego uderzenia byli usatysfakcjonowani. Chłopaki szarpali druty, przedmuchiwali stroiki w trąbkach i walili w bębny, byle głośniej. Wprost i dosłownie oszałamiające efekty dźwiękowe.

Ci, którym jeszcze było mało muzyki mogli zostać na koncercie "Folk Nocą", na którym zagrał Klezmaholics.

Na sobotnim koncercie głównym wystąpili laureaci Sceny Otwartej, gospodarze - czyli Orkiestra św. Mikołaja oraz Auli z Łotwy i Cimbaliband z Węgier. Po występie pierwszego z laureatów nastąpiło mocne uderzenie - czyli łotewskie Auli, które mocą bębnów i dud zawojowało publiczność. Nazwa zespołu oznacza "dźwięk pszczół i galopujących koni" i mniej więcej taka jest ich muzyka - energiczna, transowa, dzika. Auli zebrało gromkie brawa, a publiczność nie chciała wypuścić ich ze sceny. Po spokojnym koncercie Orkiestry św. Mikołaja zagrali Węgrzy z Cimbaliband i to było prawdziwe odkrycie - jak nieszablonowo można grać muzykę Węgier i Siedmiogrodu. Cygańskie motywy muzyczne przetwarzane przez grupę pochodzą z Węgier i szeroko rozumianych Bałkanów - Rumunii, Serbii, Bułgarii, Macedonii. Skład zespołu też jest zresztą międzynarodowy. Motywem i instrumentem rozpoznawczym grupy są cymbały, a czary nad nimi odprawiał Balazs Unger.

"Folk Nocą" tego dnia oscylował w klimatach transylwańskich za sprawą grupy Trei Parale z Rumunii. Kwartet bawi się muzyką regionu Karpat - rumuńską, żydowską, węgierską, cygańską. Tradycyjne instrumentarium i charakterystyczny śpiew Daniela Pop stanowią bardzo ciekawe połączenie, a pieśni wędrują od klimatów sakralnych przez dziadowskie, taneczne po te zasłyszane w dawnej karczmie. Ani chłód sali Art-Studia, ani późna pora nie były w stanie wygonić publiczności przed końcem koncertu.

Niedziela przyniosła niespodzianki. Najpierw koncert "Lubelskie. Tradycja - Inspiracja - Kompozycja", czyli coś z cyklu "o wyższości muzyki ludowej nad klasyczną" - łączony występ Chóru Instytutu Muzyki UMCS, śpiewaczek z Kocudzy, Kapeli Stanisław Głaza z Dzwoli, kapeli Butrynów i solistki, Janiny Chmiel. Niestety, nie była to spodziewana kombinacja występu wspólnego, lecz kolejne utwory wykonywane przez poszczególnych artystów. Mimo przewagi liczebnej, chór był ledwo słyszalny, a aranżacje tradycyjnych kolęd i innych pieśni wg Rafała Rozmusa i Agaty Kusto były tak klasyczne, że gdyby nie informacja na ten temat, nikt by innowacji nie dostrzegł. Śpiewaczki zaprezentowały natomiast świetną formę wokalną i niewymuszony urok śpiewu dla przyjemności. Kapela Stanisław Głaza, która kończyła koncert, tak poderwała publiczność do tańca, że bisy przeniosły się na foyer.

Absolutną rewelacją na zakończenie okazał się późniejszy koncert pod hasłem "HelloFolks!", na którym zagrały dwie formacje - folk-metalowy Litvintroll z Białorusi i celtycko-punkowy Pipes and Pints z Czech. Koncerty tych grup przyciągnęły do Chatki Żaka zupełnie nowych odbiorców Mikołajków - wielbicieli punk, metalu, rocka i tańca pogo. Pod sceną w Art-Studiu rozpętało się istne szaleństwo. Z żalem opuszczałam Chatkę, widząc, co się tam działo.

W tym roku Mikołajki "rozpełzły" się po całej Chatce Żaka - koncerty były na dwóch scenach, a w pomniejszych salach i na korytarzach odbywały się inne wydarzenia artystyczne. Koncertom towarzyszyły jak zwykle warsztaty, wystawy (z ciekawym pomysłem wystawy kiczu domowego na czele), kiermasz rękodzieła oraz Klub Festiwalowy, gdzie odbywały się spotkania - m.in. z grupą Kamieniarzy "Magurycz", zajmująca się odnawianiem starych, zapomnianych cmentarzy; prezentacja rekonstrukcji suki biłgorajskiej; prezentacja gier komputerowych o tematyce średniowiecznej; występ zespołu dziecięcego "Gwiazdy Czeczenii"; Spektakl Uniwersytetu w Teremiskach "Opowieści Teremiszczańskie"; promocja najnowszej książki Stefana Dardy; przeglądy filmów o tematyce etnograficznej. Była też nowość - śniadanie folkowe - przy kawie i dyskusjach.

Ciekawa propozycja warsztatowa składała się z zajęć wokalnych, koronkarskich, koralikowych, garncarskich, pieczenia korowaja oraz oddzielnych warsztatów dla dzieci prowadzonych przez Dom Tańca. Na warsztatach garncarskich pod kierunkiem Piotra Skiby, garncarza spod Lublina, powstały dzbanuszki, miski, figury aniołów i różne inne cudeńka. Absolutnym przebojem był warsztat pieczenia korowaja, prowadzony przez Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS i panią Marię Szyszko z Wilanowej. W Sali Szklanej naprzeciwko wejścia do Chatki przez cały dzień gnieciono ciasto, lepiono misterne ozdoby, w końcu pieczono je w specjalnie zainstalowanej w tym celu kuchence. Zapach ciasta drożdżowego czuć było w całym budynku.

Mikołajki Folkowe mogą być bardziej lub mniej udane, ale zawsze wybiera się na nie, niezależnie od programu, dla samej atmosfery. Publiczność Mikołajków to nie tylko lublinianie - grudniowy festiwal folkowy to nie lada gratka w tzw. "długie zimowe wieczory". Ściągają więc z całej Polski i z zagranicy melomani, artyści, "sympatyzanci" (jak mówi zaprzyjaźniony Niemiec), dla których jest to czasem jedyna okazja do spotkań, do zanurzenia się w muzyce i atmosferze tej szczególnej zimowej fiesty.

Skrót artykułu: 

Mikołaj przychodzi 6 grudnia, a zaraz po nim nadchodzą Mikołajki - zawsze w drugi weekend grudnia, w Lublinie, Chatka Żaka i szeroko rozumiane okolice rozbrzmiewają dźwiękami muzyki folkowej. W 2010 r. Mikołajki Folkowe obchodziły dwudziestą rocznicę. Wprawdzie nie przewidziano z tej okazji żadnych specjalnych atrakcji, ale sama propozycja programowa była ciekawa i urozmaicona.

Dział: 

Dodaj komentarz!