Przez otwarte okno

Każdy z nas, słuchających muzyki salonowej, przywołujących melodię kołysanki śpiewanych przez nasze babcie, przygarniętych - czasem na siłę - do słomianego serca Chochoła, który w jesiennej zawierusze nieustannie podąża na wiejskie wesele, tłukąc głową o papierowy mur z plakatu amerykańskiej megagwiazdy, wszyscy stajemy się muzyką. Niektórzy zastępują kontakt z literaturą rozmowami o muzyce. Teraz dobra kapela jest we władaniu dobrego odtwarzacza dźwięku, niegdyś własną kapelę utrzymywał król, także i magnaci. W niegdysiejszych czasach, a szczególnie w wieku XVIII, co większym słuchem muzycznym obdarzony, choć nieco mniej majętny meloman sprowadzał kapelę z miasta, która nawet na skoczną nutę serce mu rozpaliła, a to "Anusiu, serdeńko, palisz moju duszu" przygrywając, a to smętnym zaśpiewem serbskiego uchodźca z Bałkanów wyśpiewał dumę historyczną, łzę tu i ówdzie do kolejnego garnca miodu wylewając.

Teraz większość melomanów świadomie oddało swoje korzenie i historyje rodzinne do "Biura Rzeczy Zgubionych" ("Biuro Rzeczy Znalezionych" obligowałoby do natychmiastowego przywoływania czynów i ducha dziadów i pradziadów). Toć zawsze bezpieczniej uciec w muzykę, zasłonić się nią po same uszy i ronić łzy nad kołysankami, których nikt nie śpiewał już Ci w dzieciństwie i których - z braku łączności (nazwijmy ją umownie "muzycznej") między pokoleniami nie zaśpiewasz swoim dzieciom.

Francuskie niemowlęta delektują się mlekiem przy dźwiękach pozytywki. Najpiękniejsze kołysanki wypełniają półki dla dzieci w księgarniach. Polskie niemowlęta płaczą niemiłosiernie, zachłystując się mlekiem, bowiem niewiele matek dba o ich muzyczną edukację. Każda muzyka jest budowlą i niewielu melomanów - szczególnie tych obdarzonych umysłem praktycznym - wyłoży niewidzialną sumę (bez ulgi podatkowej) na wzniesienie kolejnej budowli - katedry wysnutej ze słuchania muzyki organowej, chaty z najsmakowitszych ciasteczek i pierników lukrowanych - ze słuchania muzyki folkowej, zamku wzniesionego na fundamentach tonących we mgle - ze słuchania muzyki celtyckiej. Po cóż ponosić trud taki, jeszcze blok się zawali, dom ze zdumienia zapadnie się pod ziemię (na wysokości tj. niskości piwnicy).

Wielce będziesz strudzony, gdy uda Ci się przyłożyć ucho do własnego serca. Może, za jego jednostajnie brzmiącym, dającym ci poczucie bezpieczeństwa rytmem otworzą się przestrzenie i ujrzysz górskie plenery, spotkasz maleńkiego pastuszka grającego na szerszeńkach - zaczarowanych dudach z pojedynczą piszczałką i workiem skórzanym, w którym kryją się legendy o Liczyrzepie? Może Twoje serduszko to polane lukrem (albo wspomnieniem słodyczy Słowacji wiruje w takt pastierskiej pist'ali) piernikowe ciasteczko, ozdobione wypalanymi ornamentami? Może za wycinankowym serduszkiem rozbrzmiewa Ci węgierska czterostrunna lira korbowa forgólant, z przyprószonego intelektualisty albo z maratończyka w wyścigu szczurów (czy już należysz do tego pokolenia?) zamienisz się w roztańczoną kropelkę Egri Bikaver na jesiennym liściu. Nie musisz wcale - tak jak węgierscy entuzjaści muzyki Transylwanii - zakładać Domów Tańca (Tanchaz), instytucjonalizować Twoich zamiłowań muzycznych.

Słuchając współczesnej polskiej muzyki ludowej już stajesz się słowianofilem - jak sam wyjawiłeś słowianofilem południowym. Pamiętaj, rumuńska Fletnia Pana może mieć nawet dwadzieścia cztery piszczałki różnej długości - to solidniejsze niż latający dywan, w Transylwanii znajdziesz się za chwilę.

Jedna z największych współczesnych poetek rumuńskich Nadia-Cella Pop, pisząca przede wszystkim w języku francuskim i - z czego jestem dumna - moja przyjaciółka od serca (tego, za którym przyczaiła się muzyka) niewidzialnymi nutami inkrustuje swe wiersze. Pożegnam się, machając do Ciebie ręką z dali Tajemniczego Ogrodu, pożegnam się fragmentem wiersza Nadii "Fardeaux":


Ciężar nagich dusz
Dzwony o niemych dźwiękach
Przeraźliwe deszcze wiosenne
Milknące kroki na mokrym asfalcie.
Porzucone woskowe laleczki
I fałszywe nuty romanzy
Marzenia kompozycji z listowia,
Obietnice pustego spojrzenia (...)*
>
* fragmenty wiersza "Fardeaux" w przekładzie Marty Cywińskiej

Skrót artykułu: 

Każdy z nas, słuchających muzyki salonowej, przywołujących melodię kołysanki śpiewanych przez nasze babcie, przygarniętych - czasem na siłę - do słomianego serca Chochoła, który w jesiennej zawierusze nieustannie podąża na wiejskie wesele, tłukąc głową o papierowy mur z plakatu amerykańskiej megagwiazdy, wszyscy stajemy się muzyką. Niektórzy zastępują kontakt z literaturą rozmowami o muzyce. Teraz dobra kapela jest we władaniu dobrego odtwarzacza dźwięku, niegdyś własną kapelę utrzymywał król, także i magnaci.

Dział: 

Dodaj komentarz!