Folk w roli głównej?

prof. Andrzej Bieńkowski
malarz, etnograf muzycznyAkademia Sztuk Pięknych w Warszawie

"Pytanie postawione tak śmiało, choćby z największym trudem rozwiązać by należało" - Konstanty Ildefons Gałczyński. Kłopot polega na zestawieniu razem dwóch zupełnie różnych wartości - filmu i kultury tradycyjnej. Przecież każda z nich czemu innemu służy i do kogo innego się odwołuje.

Na pytanie, czy romans z folkiem jest udany, mogę odpowiedzieć tylko - tak. Nawet bardziej niż z muzyką wiejską. Przecież film jest wirtualną fikcją, bajką, opowieścią (dotyczy to również filmów dokumentalnych), a muzyka służy podniesieniu nastroju akcji czy obrazu. A tu folk dobrze się nadaje, bo tak jak film, odwołuje się do masowego odbiorcy. Gdyby film był naprawdę dokumentem, a nie kreacją reżysera z trudną muzyką wiejską, to nikt nie chciałby takiego kina oglądać. Żyjemy w coraz bardziej wykreowanej rzeczywistości. Jest nam z tym nie najgorzej, bo niewiele osób próbuje sięgać głębiej. Tego chcemy - sprowadzić sztukę do zabawy; temu służy kino wraz z całą kulturą wokół siebie. Oczywiście że trafia się świetne kino z takąż muzyką. Ale popatrzmy w gazecie na codzienny repertuar kin...

Jeszcze jedna uwaga - muzyka filmowa rządzi się innymi (swoimi) prawami. Znakomita muzyka w filmie spotęgowana obrazem robi wielkie wrażenie, ale potem wykonywana na koncercie może się okazać ckliwym knotem (tak jak kompozycje Kilara czy Glassa). Mówiąc o romansie filmu z folkiem pamiętajmy też o tym, że razem im na pewno dobrze. W separacji - niekoniecznie. Ale w tej sytuacji jest wiele dziedzin kultury przegrywających z magią ekranu.


Krzysztof Krzyżanowski
reżyser, dziennikarz, reportażystaTVP 3 (Kraków)


Od ponad 35 lat robię dla telewizji filmy i reportaże. Wśród nich powstało wiele obrazów przedstawiających jakiś wycinek życia wsi, jej mieszkańców, jak to się mówi - kultury ludowej. Dlaczego akurat mnie, mieszczucha od urodzenia, zajmuje i fascynuje człowiek wiejski, dawniej zwany chłopem?

Wieś poznałem w dzieciństwie i pokochałem. Było to Podhale przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Biedne Podhale. Przez prawie dwa lata mieszkałem wówczas w przysiółku Zakopanego, w tradycyjnej chacie z polepą zamiast podłogi; w góralskiej rolniczej rodzinie ciężko pracującej od świtu do zmroku. Doskonale pamiętam tamten klimat: rytm codziennej pracy i modlitwy, wspólne posiłki, zwyczaje i pieśni, pasterskie opowieści, zimowe wspólne sąsiedzkie zajęcia. Razem z nimi wyganiałem krowy na łąki i hale, jeździłem z końmi do rzeki, strugałem proste zabawki i piszczałki, mieliłem na żarnach zboże, piekłem chleb, ubijałem masło, słowem - uczestniczyłem w ich codziennym życiu. Szczególnie podobały mi się góralskie zabawy, tańce, przyśpiewki i zwyczaje. Spróbowałem mówić góralską gwarą, pośpiewać białym głosem. Ale najważniejszą nauką, jaką wówczas obrałem, było obcowanie z góralskim poczuciem wolności (ślebody), dumy i godności.

Dlaczego o tym wszystkim teraz mówię? Jaki to ma związek z moją działalnością filmową, dziennikarską? Uświadomiłem sobie później, iż właśnie w środowisku wiejskim biły od zawsze źródła autentycznej kultury, tej szczerej, choć dziś nazywanej naiwną i przeciwstawianej wysokiej, miejskiej. Oczywiście, w wiejskich zwyczajach, ubiorze, pieśni zawsze wiele było zapożyczeń, trwała i trwa nieustanna modyfikacja, zmiana mody. Dopóki nie jest narzucana z zewnątrz przez komercję, wszystko jest w porządku. Niestety, gwałtowne zmiany cywilizacyjne i technologiczne w przeciągu jednego pokolenia zmieniły otaczający nas świat, dotarły do jego najbardziej niedostępnych dawniej zakątków. Pod ich wpływem (i wzrastających aspiracji) zmienił się nie tylko krajobraz, urbanistyka, zajęcia i prace, ale przede wszystkim sam człowiek i lokalne społeczności. Na moich oczach dawna wieś i mentalność jej mieszkańców przeszła do historii. Nic więc dziwnego, że mając w ręku właśnie nowoczesne narzędzia, jak kamera, mikrofon, paradoksalnie staram się zapisać obraz odchodzącego świata, ale i dynamikę przemian. Postanowiłem to robić - muszę przyznać - przeświadczony, że tamten świat i jego wartości kulturalne skazane są na zagładę. Dziś wiem już, że ten pesymizm był przedwczesny i nieuprawniony.

Okazało się, że mimo wszystko dalej bije, choć ciągle inne i w innym miejscu, żywe źródło ludowej kultury. Że są ludzie, środowiska, zespoły, dla których autentyzm przeżywania wartości estetycznych, szukanie korzeni kultury są ciągle żywe i inspirujące. Jednym z takich właśnie miejsc i skupionych wokół niego ludzi jest według mnie lubelskie środowisko folkowe. To fantastyczne, gdy widzi się, jak dzięki zespołom folkowym dawna, choć inaczej zaaranżowana, pieśń łemkowska z powrotem zakorzenia się wśród młodych Łemków i staje się dla nich objawieniem własnej tożsamości. Czy to nie są fascynujące tematy i obrazy warte zanotowania kamerą? Czy nie daje nam to także nadziei, że tradycyjne wartości, formy, pieśń i zwyczaje wciąż są potrzebne współczesnemu człowiekowi? Jeżeli tak jest, to warto o tym opowiadać innym. A że nauczyłem się pracować kamerą, więc robię o tym filmy.


Danuta Buchczyk
reżyser


Jeżeli film dokumentalny pojmujemy jako rejestrację rzeczywistości, to taki związek (sztuki filmowej i kultury tradycyjnej) można niewątpliwie określić jako udany, ponieważ umożliwia poznanie kultury i tradycji poszczególnych regionów i grup etnicznych szerokim rzeszom odbiorców; także tym, którzy nie mają możliwości podróżowania, czy studiowania literatury na ten temat (przy czym literatura ma tu ograniczone możliwości, bo nie przekazuje dźwięku i obrazu). Filmowy przekaz tradycyjnych wartości jest szczególnie ważny w czasach postępującej globalizacji, bo pomaga ludziom uchronić od zapomnienia to, co przez wiele wieków kształtowało ich tożsamość i indywidualność. Pamięć o tradycji i kulturze zawsze dawała ludziom poczucie przynależności i bezpieczeństwa, poczucie posiadania korzeni.

Ciekawe i pożyteczne mogą być również filmy fabularne "z folkiem w roli głównej". Nawet, jeżeli dopuszcza się w nich przetwarzanie autentycznych elementów folkloru poprzez stylizację i aranżację w nowy kształt artystyczny - bo przecież folk żyje. A co żyje - rozwija się i zmienia nabierając nowych, baśniowych czasem kształtów (jak "Cienie zapomnianych przodków" w reżyserii Siergieja Paradżanowa).

W filmie "Ja, Hucuł" zrealizowanym przeze mnie i Jerzego Kołodziejczyka, przyjęliśmy konwencję ballady opowiadającej prawdziwymi, z życia wziętymi obrazami o Hucułach, góralach z Karpat Wschodnich na Ukrainie. Narratorem jest Roman Kumłyk - multiinstrumentalista, gawędziarz, na Huculszczyźnie postać już kultowa. Nie jest to więc naukowy, etnograficzny dokument, lecz gawęda, forma przekazu mająca również charakter folkowy. Wiele obrazów ilustrowanych jest muzyką i pieśniami ludowymi. Nie ujmuje to jednak autentyzmu, a może nawet go bardziej eksponuje, bez obcej narracji i interpretacji.


Grzegorz Linkowski
reżyserAkademickie Centrum Kultury UMCS"Chatka Żaka"


Sztuka filmu dokumentalnego wielokrotnie odnajdywała dla siebie inspiracje i tematy w takim obszarze, który można nazwać kulturą tradycyjną - zaliczam do niej przejawy ludowości, folkowości. Używam nazwy "kultura tradycyjna" ponieważ jest ona mi bliższa, niż nazwa "kultura folkowa", która według mnie mocno kanalizuje. Folk jest wynikiem procesu przetworzeń tego, co ma swoje źródła w kulturze tradycyjnej.

Dla filmu kultura ludowa jest źródłem prawdy o życiu. ródłem najbardziej dotyczącym prawdy o stereotypach, o mitach, źródłem prawdy o relacjach pomiędzy życiem a sztuką. Penetrując problematykę wielokulturowości w swoich filmach wielokrotnie odnajdywałem język dla wypowiedzi dokumentu, zawarty w obrzędach, liturgiach, sacrum, czyli takich elementach kultury, w których religia splata się z tradycją. Ważnym elementem była zawsze muzyka sakralna, mająca swoje źródło w liturgii i muzyce tradycyjnej. Wyraźne inspiracje kulturą tradycyjną znalazły swoje odzwierciedlenie w zrealizowanych przeze mnie filmach "Ballada chasydzka o Nowym Roku", "Bracia tego samego Boga", czy ostatnio "Proboszcz Majdanka". Konstrukcja filmu "Bracia tego samego Boga" oparta jest częściowo na znanym procesie powstawania ikon. Symbol kształtowania się wizerunku św. Mikołaja na desce odnosi się również do powstawania wspólnoty monasteru św. Braci Cyryla i Metodego znajdującego się w Ujkowicach pod Przemyślem.

Najnowszy film, nad którym pracuję, opowiada o sacrum Lublina, gdzie wiodącymi tematami dźwiękowymi będą liturgie różnych wyznań i tradycji religijnych; obraz, któremu towarzyszy sacrum dźwiękowe mające swoje wyraźne źródło w ludowym przekazie.


Jerzy Dynia
TVP 3 (Rzeszów)


W województwie podkarpackim współczesna muzyka folkowa praktycznie nie istnieje. Czynione w Rzeszowie czy Sanoku próby tworzenia zespołów grających muzykę folk nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Działają natomiast z powodzeniem zespoły prezentujące tradycyjną kulturę ludową w pieśni, muzyce i tańcu.

Zespoły te nie ulegają wpływom z zewnątrz. Zmienia się jedynie sposób wykonywania. Wynika to z faktu, że w kapelach, miejsce starszych muzykantów zajmują młodzi instrumentaliści, często absolwenci wydziałów instrumentalnych szkół muzycznych. Starsi tancerze z uwagi na wiek, nie są w stanie zaprezentować specyfiki i stylu dawnego tańczenia. Starają się ich naśladować młodzi chłopcy i dziewczęta z ludowych zespołów działających zarówno w miastach jak i w wioskach. Najmniej odległe od zmieniającej się jednak stale tradycji są zespoły obrzędowe, w których najczęściej występują starsze kobiety, z odległych od ośrodków miejskich wiosek chociaż najbardziej widoczne jest zjawisko zanikania gwary.

Dokumentacją tradycyjnej wiejskiej kultury zajmuję się od 1973 roku. Nie spoglądałem na tę dziedzinę z pozycji zamkniętego w pracowni etnologa, lecz z pozycji praktyka, stykającego się z ludźmi w tak zwanym terenie. Przemierzyłem tę ziemię wzdłuż i wszerz. Przez 17 lat nagrywałem zespoły folklorystyczne dla Archiwum Rozgłośni Polskiego Radia w Rzeszowie. W latach 80. współpracowałem z Telewizją Katowice w realizowaniu cyklu programów "Mapa folkloru" redaktor Jadwigi Starczewskiej. W 1992 roku zacząłem realizowanie dla Telewizji Rzeszów emitowanego do dziś co tydzień cyklu programów "Spotkanie z folklorem" i jednocześnie od 4 lat "Mapy folkloru Podkarpacia".

Przyjąłem zasadę, że nie ingeruję w "tworzywo", ale tworzę fotografię tego, co obecnie się dzieje w tej dziedzinie, jednocześnie nie dopuszczając do błędów natury merytorycznej wynikających na przykład z niekompetencji opiekunów zespołów, zwykłego grafomaństwa, z braku wrażliwości i muzykalności instrumentalistów. Podczas realizacji widowisk obrzędowych spotykałem wykonawczynie czy wykonawców zachowujących się przed kamerą niczym zawodowi aktorzy. Ale to był ich prawdziwy, naturalny, niezwykle ujmujący sposób bycia. Na tym terenie, do tych ludzi nie docierają nowinki ze świata. Jest natomiast nieustający szacunek do tradycji. Robią to z własnego wyboru, z potrzeby serca. Jeszcze to robią, ale kiedy ich zabraknie pozostaną tylko taśmy z nagraniami.


Skrót artykułu: 

W dyskusji udział biorą:

  • prof. Andrzej Bieńkowski-malarz, etnograf muzycznyAkademia Sztuk Pięknych w Warszawie
  • Krzysztof Krzyżanowski - reżyser, dziennikarz, reportażysta TVP 3 (Kraków
  • Danuta Buchczyk - reżyser
  • Grzegorz Linkowski - reżyser, Akademickie Centrum Kultury UMCS "Chatka Żaka"
  • Jerzy Dynia - TVP 3 (Rzeszów)
Dział: 

Dodaj komentarz!