Wyprawa do miasta 2.0

Jan Chojnacki

fot. z arch. J. Chojnackiego

Jan Chojnacki to miejski eksplorator, twórca profilu na Facebooku „Ciemna strona Poznania” i youtube’owego kanału Project Explore. O urbexie, miejskim folklorze i wyprawie do czarnobylskiej Zony rozmawiał z nim Witt Wilczyński.

Witt Wilczyński: Janie, pamiętasz swój pierwszy kontakt z urban exploration i pierwszą eksplorację?
Jan Chojnacki:
Mój pierwszy kontakt z eksploracją miejską to absolutna klasyka gatunku. Zaczęło się od słów: „Potrzymaj mi piwo”. Jeszcze w czasie moich studiów na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu wraz ze znajomymi z akademika postanowiliśmy wybrać się nad Wartę, by tam uczcić rozpoczynającą się właśnie wiosnę. Kiedy byliśmy już nad brzegiem, jeden z nas zauważył, że nieopodal znajduje się ujście miejskiego kanału burzowego do rzeki. Zapadła spontaniczna decyzja o wejściu do wnętrza ciemnego, wilgotnego tunelu i sprawdzeniu, dokąd nas zaprowadzi. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że potężny system rozciąga się pod niemal całym Poznaniem, tworząc swojego rodzaju miasto 2.0. Po tej przygodzie utworzyłem mój profil Ciemna Strona Poznania i zacząłem na nim udostępniać zdjęcia z eksploracji miejskich. Z czasem pasja się rozwinęła, co skłoniło mnie do założenia własnego kanału na YouTubie o nazwie Project Explore, gdzie publikuję relacje wideo z moich najciekawszych urbexowych znalezisk.

W tym roku mija 34. rocznica katastrofy czarnobylskiej. Byłeś tam kilka razy. Opowiedz o tym – chodzi mi przede wszystkim o zmiany, jakie tam zaszły w ciągu kilku lat.
O wrażeniach, jakich doświadcza się w Strefie, można opowiadać godzinami. Jest to niesamowicie obszerny temat, który na całym świecie poruszają niezliczeni reportażyści, fotografowie czy felietoniści. Każdy jest w stanie znaleźć tam coś dla siebie. Ile par oczu miało okazję widzieć Czarnobyl na żywo, tyle wyobrażeń tego miejsca możemy spotkać w opowieściach ludzi, którzy tam byli. Gdy pierwszy raz wybrałem się do Strefy, to powiedziano mi, że tutaj nie da się przyjechać tylko raz. Strefa wciąga. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Byłem tam już cztery razy i mimo że tego nie planuję, to liczę się z tym, iż jeszcze tam wrócę. Jest to miejsce wyjątkowe w skali całego świata. Takich historii i widoków nie jesteśmy w stanie doświadczyć nigdzie indziej. Niestety Strefa na przestrzeni ostatnich lat mocno ewoluowała. Stało się to głównie za sprawą serialu „Czarnobyl” oraz stale wzrastającej liczby turystów. Do Miasta-Widma ściągają rzesze osób, które nie mają poszanowania dla tego miejsca. Brakuje im wiedzy, doświadczenia i umiejętności niezbędnych do eksploracji Strefy. Wiele osób zabiera ze sobą „pamiątki” lub „ozdabia” ściany budynków tagami i graffiti. Ponadto wiele miejsc bezpowrotnie przepadło strawionych w ogniu marcowych pożarów.
Kontynuując temat pod kątem folkowym – czy eksplorując tereny wiejskie Zony trafiłeś na elementy lokalnego folkloru, pozostałości związane z kulturą ludową, obrzędowością doroczną?
Klimat terenów wiejskich Zony jest niepowtarzalny. Od pustych, betonowych blokowisk Prypeci zdecydowanie wolę całodzienną wyprawę w głąb Strefy w poszukiwaniu wiosek, których nikt nie odwiedzał od trzydziestu lat. To właśnie tam kryje się historia ludzi, którzy zamieszkiwali te tereny przed ewakuacją. Mieszkańcy pozostawili cały dorobek swojego życia. Wchodząc do wiejskich chat, widzimy, w co były wyposażone i z jakich przedmiotów korzystali na co dzień lokatorzy opuszczonych dzisiaj domostw. Perełką folkloru w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia moim zdaniem jest opuszczona cerkiew we wsi Krasne. Wysiedleni mieszkańcy nie zapomnieli o niej, dzięki czemu zachowała się w nadzwyczaj dobrym stanie. Wewnątrz cały czas zachowane jest oryginalne wyposażenie. Widać, że co jakiś czas przeprowadzane są w niej porządki i drobne prace konserwacyjne.

A w Polsce?
W Polsce znacznie trudniej znaleźć tak dobrze zachowane domostwa jak te z Czarnobyla. Jednak dla chcącego nic trudnego. W czasie moich rowerowych wypraw po wielkopolskich wioskach kilkukrotnie udało mi się trafić na domy opuszczone wiele lat temu, do których nie dostał się jeszcze żaden szabrownik. Wchodząc do nich, człowiek doświadcza prawdziwej podróży w czasie. Stare gospodarstwa domowe pod grubą warstwą pajęczyn skrywają sprzęt, z którego w obecnych czasach dawno już się nie korzysta. Nierzadko nie potrafię zidentyfikować danego urządzenia, gdyż widzę je po raz pierwszy w swoim życiu. Na szczęście z pomocą przychodzą niezastąpieni widzowie mojego kanału. Z radością obserwuję, jak pod filmem rośnie lista komentarzy ludzi, którzy wspominają własne dzieciństwo lub wakacje u dziadków na wsi i opowiadają, jak mieli okazję ubijać masło w maselnicy lub brać udział w lokalnych obrzędach, o których „mieszczuchy” nie mają nawet pojęcia. Ten typ eksploracji miejskiej kształci i rozwija człowieka. Dowiaduję się o rzeczach, o których nie miałem pojęcia, odkrywam historie, o których dawno już zapomniano.

Urbex kojarzy się w dużej mierze z klimatami miejskimi. Jesteś z Poznania – czy znasz lokalne legendy miejskie i czy spotkałeś się z ich przejawami w poznańskim urbexowaniu?
Jest tego cała masa. Współczesne legendy miejskie/urbexowe to przede wszystkim masa naciąganych historyjek opowiadanych przez youtuberów po to, by przyciągnąć uwagę widza. Wille mafii, narkotykowych bossów, nawiedzone ruiny domostw, zwłoki znalezione w czasie eksploracji to wyssane z palca bajki stworzone na potrzeby filmów. Mało kto zagłębia się w ustne przekazy mieszkańców, by poznać historie legend krążących po mieście od pokoleń. Rzeźnik z Wildy, Dusiciel z Ratajów, schron samego Adolfa Hitlera ukryty pod Zamkiem to tylko niektóre z opowieści, które czekają na ponowne odkrycie. Zdecydowanie nieliczne osoby wiedzą, co łączy Poznań z Edgarem Allanem Poe bądź o piorunie kulistym nad Wartą, który zabił fotografa uwieczniającego zjawisko na kliszy. Co jakiś czas odżywają również legendy na temat podziemnego przejścia pod Wartą łączącego np. Cytadelę z Katedrą.

Muszę zadać to pytanie – którą ze swoich wypraw uważasz za najbardziej udaną, a którą za najgorszą wtopę?
Pomijając wyprawy do Czarnobyla, o których już opowiedziałem, to najlepiej wspominaną przeze mnie ekspedycją jest zeszłoroczny wypad do Czech. Udało nam się wtedy zebrać super ekipę, z którą odwiedziliśmy masę niesamowitych miejsc. Wszystkie zaplanowane do odwiedzenia przez nas lokalizacje okazały się dostępne oraz bogato wyposażone. Rzadko trafiają się tak udane wyprawy. Największą wtopą był wypad do Anglii. Znajoma, która mieszka na wyspach od kilkunastu lat, zaprowadziła mnie do opuszczonej bazy Royal Navy. Obiekt był ogromny i niesamowity. Na pasie startowym przy bazie spoczywało kilkanaście samolotów bojowych oraz śmigłowców. Do wszystkich mieliśmy swobodny dostęp. W głównym hangarze odnaleźliśmy opuszczony, treningowy samolot Concorde. To jeden z trzech takich modeli na świecie. Wszystko szło rewelacyjnie aż do momentu, gdy koleżanka postanowiła podzielić się ze mną informacją, iż baza, w której jesteśmy, nie jest w sumie zupełnie opuszczona. Na jej terenie znajduje się punkt paliwowy, z którego korzysta pobliski garnizon wojska, a cały teren patrolowany jest przez żołnierzy w Humvee. Wyobraziłem sobie, jak przy wyjściu z hangaru łapie mnie dwóch angielskich wojskowych – obcokrajowca robiącego zdjęcia w bazie. Wizja więzienia za szpiegostwo tkwiła mi w głowie aż do momentu, gdy w pośpiechu udało mi się opuścić teren.

Do przemyślanego urbexu niezbędny jest stosowny strój i sprzęt. Co polecasz?
Zdecydowanie coś wygodnego, coś, w czym można się ubrudzić. Idąc na urbex, należy liczyć się z tym, że człowiek nie wyjdzie z tego czysty. Kolor powinien być stonowany, niewyróżniający się na tle otoczenia. Kamuflaż bym odradzał, gdyż wyglądamy jak wędkarz zagubiony w środku miasta. Ja najczęściej noszę szare bądź oliwkowe kurtki. Wysokie buty i rękawiczki to sprzęt, który ułatwi i umili eksplorację. Mam nadzieję, że o dobrej latarce nie muszę wspominać, bo uświadczenie prądu i światła w opuszczonym miejscu to raczej odświętny luksus.

Czy zetknąłeś się z przejawami wandalizmu na urbexie? Na ile jest to w chwili obecnej problemem rzutującym na PR eksploratorów?
Urbex nie jest już hobby zarezerwowanym dla małego grona ekscentrycznych ludzi. Popularność eksploracji miejskiej rośnie w zastraszającym tempie. Niestety przyciąga ona bardzo często niewłaściwe osoby. Wandalizm i dewastacja to codzienność w opuszczonych miejscach. Podejmowane są akcje takie jak „Urbex to nie wandalizm”, by uświadomić społeczność, że eksploratorzy to nie złodzieje i włamywacze. Niestety nadal wiele osób z naszego środowiska akceptuje obecność wandali tylko dlatego, że publikują oni zdjęcia z dobrze zachowanych miejsc. Coraz częściej docierają do mnie również informacje, jakoby za pieniądze z fantów wyniesionych z danej lokalizacji ktoś wyremontował sobie kuchnię lub łazienkę. Najgorsze jest to, że ci ludzie nie kryją się ze swoimi przestępczymi czynami, gdyż czują się bezkarni. Rzadko ktoś stara się ich napiętnować i ukazywać prawdę o osobach, które śmią się nazywać eksploratorami.

Swoją drogą – czy miałeś w trakcie eksploracji kontakt ze „stróżami prawa”?
W czasie eksploracji staram się być ostrożny i czujny. Nigdy nie udało mi się jeszcze wpaść w ręce ochrony lub policji. Jeśli już udaje mi się spotkać kogoś na urbexie, to najczęściej jest to spokojna rozmowa, która kończy się bardzo pozytywnie. Dowiaduję się w ten sposób, kto jest właścicielem, pozyskuję swobodny dostęp do eksplorowanego terenu bądź nawiązuję współpracę przy tworzeniu projektów rewitalizacji opuszczonego miejsca.

Na koniec zdradź kilka swoich tajemnic, tzn. preferencje muzyczne, wykształcenie i co jeszcze poza urbexem cię pasjonuje?
Moja pasja to fotografia i podróże, najchętniej rowerowe. Na moim jednośladzie udało mi się w zeszłym roku zdobyć cały Szlak Latarni Morskich oraz Koronę Gór Polskich. Z wykształcenia jestem ratownikiem medycznym. Wiedza medyczna w czasie eksploracji już kilkukrotnie mi się przydała. Nie rozstaję się z podręczną apteczką. Preferuję muzykę rockową, lecz mam bardzo szerokie spektrum upodobań muzycznych. Ostatnio często słucham lokalnych wykonawców: irlandzki zespół The O’Reillys and The Paddyhats, rosyjski band Otava Yo, The HU – mongolska grupa folkmetalowa. Serdecznie polecam przesłuchać muzykę tych formacji.

Dziękuję za rozmowę!

 

Sugerowane cytowanie: J. Chojnacki, Wyprawa do miasta 2.0, rozm. W. Wilczyński, "Pismo Folkowe" 2020, nr 148 (3), s. 31-32.

Skrót artykułu: 

Jan Chojnacki to miejski eksplorator, twórca profilu na Facebooku „Ciemna strona Poznania” i youtube’owego kanału Project Explore. O urbexie, miejskim folklorze i wyprawie do czarnobylskiej Zony rozmawiał z nim Witt Wilczyński.

fot. z arch. J. Chojnackiego

Dział: 

Dodaj komentarz!