Wolni kmiecie z Żuław w delcie Wisły

fot. T. Głuszko: Żuławy Gdańskie, chałupa chłopska w Trutnowach

Wielu Holendrów menonickiego wyznania opuściło na zawsze swoją ojczyznę w XVI wieku z powodu prześladowań religijnych. Należeli oni do grupy wyznaniowej założonej przez Simmonsa Menno jako odłam anabaptystów. Kierowali się regułami uznawanymi za ascetyczne, nie mieli hierarchii kościelnej, wspólnota sama wybierała pastora, nie nosili i nie używali broni, nie pełnili wysokich urzędów, słynęli z pracowitości i uczciwości, najwyższym autorytetem była dla nich Biblia.

Część menonitów osiedliła się w tolerancyjnej dla innowierców Polsce, gdzie otrzymywali status wolnych chłopów i byli osadzani na obszarach o stałym zagrożeniu powodziowym, na których okazywały się cenne ich umiejętności w dziedzinie budowy i obsługi systemów przeciwpowodziowych oraz melioracji, a także upraw i hodowli na podmokłych terenach.
Niemało menonitów osiadło w delcie Wisły i Nogatu, czyli na zalewanych, zapiaszczonych, podmokłych, w wielu miejscach depresyjnych i wyludnionych Żuławach, które zamienili w krainę żyzną, bogatą i tętniącą życiem spokojnym, ale nie leniwym. Byli to chłopi, ale nie dzielili losu wielu polskich chłopów, którzy byli w ogromnej większości poddanymi króla, a konkretnie królewskiego starosty (jeśli mieszkali w tak zwanych królewszczyznach), bądź szlachcica (jeśli zamieszkiwali wieś szlachecką), a niemałą grupę stanowili też poddani z majątków kościelnych. Najczęściej wiedli tam żywot więcej niż ubogi, nierzadko na poziomie pogardzanych niewolników (mieli obowiązek pracy pańszczyźnianej, obowiązywał ich zakaz samowolnego opuszczania wsi i nakaz zakupu wódki pochodzącej wyłącznie z gorzelni dziedzica), czego świadectwem są między innymi apele o poprawę ich losu wybrzmiewające w Kazaniach sejmowych księdza Piotra Skargi czy znaczący passus w tekście ślubów króla Jana Kazimierza, które złożył 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej, upraszając Boga o pomoc przeciw Szwedom: „Skoro zaś z wielką serca mego żałością wyraźnie widzę, że za jęki i ucisk kmieci spadły w tym siedmioleciu na Królestwo moje z rąk Syna Twojego, sprawiedliwego Sędziego, plagi: powietrza, wojny i innych nieszczęść, przyrzekam ponadto i ślubuję, że po nastaniu pokoju wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud Królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić”.

Menoniccy osadnicy zaś nie dość, że byli wolni, posiadali na Żuławach własne kilkudziesięciohektarowe gospodarstwa, a zdarzały się również posiadłości stuhektarowe i większe. Na specjalnie usypanych wzniesieniach stawiali domy i budynki gospodarcze, które pod względem wielkości, urody, wyposażenia i porządku mogły przyćmić niejedną posiadłość szlachecką. To tutaj polscy chłopi chętnie najmowali się do żniw, bo dostawali godziwy zarobek i wysokokaloryczne wyżywienie, jednak takim wyprawom zarobkowym sprzeciwiała się nasza szlachta, bo w okresie najintensywniejszych prac polowych traciła prawie bezpłatną siłę roboczą.

Jedną z zasad przestrzeganych pilnie przez menonitów było niepodejmowanie służby wojskowej i królowie polscy to honorowali. Pierwszy exodus menonitów z Żuław nastąpił po rozbiorach Polski, kiedy z powodu obowiązkowej służby wojskowej w państwie pruskim duża ich część przeniosła się do Imperium Rosyjskiego i Ameryki. Ci, którzy zostali, opuścili Żuławy na zawsze wiosną 1945 roku, uchodząc przed Armią Czerwoną, a żołnierze niemieccy zatopili ich małą ojczyznę, przerywając wały przeciwpowodziowe, co miało zahamować marsz Armii Czerwonej na Gdańsk. Nie zmieniło to biegu historii, zostawiło za to ogromne zniszczenia. Osuszone po 1945 roku ziemie zajęli osadnicy o innej kulturze, zabrakło zatem kontynuatorów przedwojennej tradycji i dawna sława Żuław oraz ich menonickich mieszkańców odchodzi powoli w zwyczajną niepamięć.

Na łamach Pisma Folkowego chciałoby się zapytać o folklor żuławskich menonitów: co śpiewali, przy jakiej muzyce tańczyli, jak się ubierali, jakimi zabawkami bawiły się ich dzieci? A może śpiewali wyłącznie pieśni religijne i wcale nie tańczyli, bo taniec nie mieścił się w ich surowej regule? U kogoś jednak zauważono klawesyn, a gdzie indziej – pianino. Zachęcam do badań, temat bodaj jeszcze niekonsumowany.

Jak odnotowała w 1817 roku odwiedzająca Żuławy hrabina Waleria Tarnowska z Dzikowa: „niejedna pasterka żuławska po wydojeniu swych krów i owiec [...] zasiada do klawesynu i oczarowuje swoim talentem konkurenta, oczarowanego już czasem z góry posagiem 20 lub 30 tysięcy talarów. Nie pragnęłabym aż tyle dla naszych poczciwych wieśniaków, ale dobrych chałup, porządnie ciepłych w zimie, pełnych powietrza w lecie, zaopatrzonych w kominy i podłogi, i meble oraz przedmioty pierwszej potrzeby, ogrodu z kilku drzewami owocowymi i warzywami, pól dobrze nawożonych, pary krów, pary koni, czwórki wołów, kilku owiec, kilku świń, nieco drobiu, kawałka łąki, a wszystkiego tego na własność”1.

Na przykładzie menonickich Żuławian widzimy, jak mogłoby wyglądać życie i szczęście Polaków, gdyby rzeczywiście kierowali się deklarowanymi chrześcijańskimi wartościami i znieśli sprzeczny z nimi podział na stany, którego niechlubnym owocem było podlenie Polaków przez Polaków, niezgoda narodowa i ukoronowana rozbiorami niezdolność do odpowiedzialnego zarządzania państwem. Czyżby kara Boża za niedotrzymane śluby Jana Kazimierza z 1656 roku? Pańszczyznę na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej znieśli dopiero władcy państw zaborczych.

Czy pani hrabina przekuła pobożne pragnienia w szlachetny czyn i podzieliła się ze swoimi poczciwymi wieśniakami nadmiarem dóbr, które niezbadanymi wyrokami Opatrzności Bożej znalazły się w posiadaniu osób jej stanu? To też ciekawy temat, ale niepopularny.

Prawie nie ma już żywych świadków tamtego świata, ale jest trochę publikacji niemieckojęzycznych, które powstały przed wojną, czyli w czasach, kiedy żuławscy menonici nie mogli przewidzieć tych zawrotów historii, które po 1 września 1939 roku tyle zmieniły w świecie. Sporo tych pozycji znajdziemy w wykazie literatury w książce Przemysława Szafrana o Żuławach Gdańskich w XVII wieku. Niemało materiału kryją różne archiwa. Warto spenetrować zasoby Elbląskiej Biblioteki Cyfrowej. Nie zaszkodzi zajrzeć do pamiętnika z podróży po Polsce w latach 1635-1636 posła francuskiego Charlesa Ogiera, do relacji z odwiedzin Żuław w 1817 roku hrabiny Walerii Tarnowskiej, również do wspomnień Tadeusza Józefa Chamskiego, polskiego oficera, uczestnika powstania listopadowego, internowanego w Prusach w 1831 roku, który przebywał jakiś czas na kwaterze w gospodarstwie żuławskiego menonity Stümera w Heybuden (dzisiaj Stogi) pod Malborkiem, do wspomnień Na groblach Wincentego Pola i innych.

Tadeusz T. Głuszko

Wybrana literatura
T. J. Chamski, Opis krótki lat upłynnionych, Warszawa 1989.
H. Dyck, Dziennik z roku 1878, „Prowincja” 2014, nr 15.
Odwiedziny Gdańska w XIX wieku, zeb. I. Fabiani-Madeyska, Gdańsk 1957.
Ch. Ogier, Dziennik podróży do Polski 1635-1636, cz. 1-2, Gdańsk 1953.
W. Pol, Na lodach; Na wyspie; Na groblach: trzy obrazki znad Bałtyku, Gdańsk 1989.
P. Szafran, Żuławy Gdańskie w XVII wieku, Gdańsk 1981.

1 Cyt. za: Odwiedziny Gdańska w XIX wieku, zeb. I. Fabiani-Madeyska, Gdańsk 1957.

Skrót artykułu: 

Wielu Holendrów menonickiego wyznania opuściło na zawsze swoją ojczyznę w XVI wieku z powodu prześladowań religijnych. Należeli oni do grupy wyznaniowej założonej przez Simmonsa Menno jako odłam anabaptystów. Kierowali się regułami uznawanymi za ascetyczne, nie mieli hierarchii kościelnej, wspólnota sama wybierała pastora, nie nosili i nie używali broni, nie pełnili wysokich urzędów, słynęli z pracowitości i uczciwości, najwyższym autorytetem była dla nich Biblia.

Dział: 

Dodaj komentarz!