Tyr, Spassov i Hiłoczka w Warszawie

Oj, działo się od czwartku do niedzieli w temacie koncertów w Warszawie... Co niewątpliwie cieszy a jest też oznaką wiosny. W czwartek 22. marca w Progresji miało miejsce wydarzenie, które na pewno będzie pretendować do wydarzenia roku - do Warszawy zawitała wreszcie formacja Tyr z Wysp Owczych. Jej niezwykłość i nietypowość polega na znakomitym wyważeniu pierwiastka metalowego i folkowego w brzmieniu grupy. Prosty, rockowy riff połączony z zawiłością nuty skandynawskiej nie pozostawił wątpliwości, że czterej faroescy Wikingowie w folkmetalu są jednymi z najlepszych. Pozbawiony agresji (tej prostacko-pijackiej oczywiście) lecz pełen energii Tyr to połączenie metalu w starym stylu z potężną dawką skandynawskiej tradycji. Lider śpiewał niczym skandynawski skald, bez typowego dla blacku czy deathu wokalnego brzmienia wokalu; czysty, solidny i w pełni folkowy wokal w połączeniu z tradycyjnym metalowym zestawem (dwie gitary, bas - grany palcami a nie kostką i perkusja na dwie stopy) zrobił swoje. Tyr zabrzmiał jak orkiestra, zgrana załoga, która wie, jaki jest jej cel. Zastanawiałem się, jak rozwiążą problem liry korbowej ale lider miał specjalną nakładkę na gitarę, która problem rozwiązała. "Hail to the Hammer" porwało publikę zdecydowanie (wielokrotne zawołania widowni dały skutek!). Tyr grał, oprócz materiału z "Rangarok", także sporo z poprzedniej płyty. Rewelacja! Trzeba więcej takich koncertów. Na koniec celtycki cover znany u nas jako "Irlandzki Wędrowiec" wszystkich powalił i dał kopa na nadchodzący weekend.

Przed Tyrem grała, między innymi formacja At The Lake ze znakomitą, młodziutką skrzypaczką z folkowym biglem. Tym razem (poprzednio 9. marca grali jako support do białostockiego Hermh) zagrali króciutko ale za to z instrumentalno-folkowym coverem Judasów "Breaking the low".

W piątek 23. marca również w stołecznym MCKiSie zagrał Theodosii Spassov ze swym Trio. Legenda bułgarskiego folku z najwyższej półki. Tym razem bardziej folkowo, z gadułką w składzie. Wyważone proporcje neofolk-progrock-etno. Mistrz nie pozostawił wątpliwości, kto w Bułgarii i okolicach nie ma sobie równych w temacie kavalu (rodzaj fletu charakterystycznego dla Bałkanów). Dialogi kaval - gadułka - gitara elektryczna podczas tego koncertu zacierały różnice między folkiem a rockiem progresywnym i dawały pełen mistyczny wręcz odjazd! Oprócz spassovowych interpretacji bułgarskiego i bałkańskiego folkloru, nie zabrakło elementów humorystycznych (minimal folk z dosłownym pogadywaniem do kavalu), bułgarskiej poezji (śpiewanej przez Theo) i cytatów z... Milesa Davisa w przekonwertowaniu na 7/8. Gitarzysta Spassova też miał swoje 5 minut - dosłownie i w przenośni; solowo wykonane tylko na gitarze "Tatar Blues" było dobrym przykładem na to, że folk bałkański i metal pięknie mogą ze sobą współgrać (nie dziwne to dla tych, którzy kojarzą takie kapele jak: Svarrogh, El Maruk, Balkandji czy Vrani Volosa).

W niedzielę w PME w ramach Jarmarku Wielkanocnego wystąpiły połączone siły zespołu śpiewaczego z Dobrywody i czeremszyńskiej Hiłoczki. Niby bardzo to daleko od metalu ale w praktyce dziewczynki z Hiłoczki mają wielki potencjał wokalny i wbiły mnie w ziemię od wiesnianek i rohulek, przez takie folkowe hiciory jak "Horyła Sosna" aż po mniej znane "Tam u lisoczku", które słyszałem po raz pierwszy i generalnie doszedłem do wniosku, że to czysty folkmetal.

Skrót artykułu: 

Oj, działo się od czwartku do niedzieli w temacie koncertów w Warszawie... Co niewątpliwie cieszy a jest też oznaką wiosny.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!