Tradycja to przekazywanie ognia

Marta Krajewska

fot. z arch. M. Krajewskiej

Marta Krajewska jest pisarką odnajdującą się w różnych formach literackich. Szczególne miejsce w jej twórczości zajmują dzieła fantastyczne, inspirowane kulturą przedchrześcijańskich Słowian, osadzone w uniwersum Wilczej Doliny (w tym trylogia Vendy: t. 1, Idź i czekaj mrozów – 2016; t. 2, Zaszyj oczy wilkom – 2017; t. 3, Wezwijcie moje dzieci – 2021). Pisząc, sięga także do tradycji ludowej. Prowadzi również warsztaty, zajmuje się rękodziełem, hoduje owce i wciela w życie wiele innych pomysłów. W lipcu tego roku zorganizowała SlavicON – pierwszy internetowy konwent poświęcony słowiańskiej fantastyce. O pisarstwie, literackich inspiracjach i modzie na Słowiańszczyznę rozmawiał z nią Damian Gocół.

Damian Gocół: „Nadejdzie nowe i przyniesie nowe. Stworzy własne historie” – piszesz w jednym z opowiadań. Wielokrotnie ogłaszano już śmierć kultury ludowej, nie mówiąc już o kulturze przedchrześcijańskich Słowian. Czym jest dla ciebie pisanie w odniesieniu do szeroko pojętej „fantastyki ludowej” – tworzeniem nowego, kontynuacją, reaktywacją, a może czymś zupełnie innym?

Marta Krajewska: Mówi się, że wszystko już napisano, więc nie mam przekonania, iż odkrywam nowe lądy. Każdy autor ma jednak nadzieję, że prezentuje coś nowego, nawet jeśli porusza się w schematach znanych od setek lat, a ja lubię się bawić schematami, wybierać, za którymi podążę, a które złamię. Podobnie podchodzę do legend, bajek, filmów i powieści, które już istnieją, moje fabuły są więc mocno zakorzenione w zdobyczach kultury. Nie istniałyby bez nich, bez tej ogromnej inspiracji, jaką mi daje folklor, historia, sztuka. Jestem miłośnikiem kultury ludowej, szczególnie ginących zawodów, za którymi w duszy płaczę, dlatego chyba lubię pisać o zwykłym życiu mieszkańców mojego świata. Znaczna liczba powieści z motywami słowiańskimi skupia się na bestiariuszu, mitologii, walce, wojnie, bohaterstwie. Ja sobie ukochałam życie codzienne, to prozaiczne, gdzie zwykłe rzeczy po prostu muszą zostać zrobione, inaczej nie będzie możliwe żadne „bohaterowanie”, bo wszyscy umrzemy z głodu na przednówku, a jak już popracujemy, to potem poświętujemy, pobawimy się. Oczywiście, powieść musi posiadać atrakcyjną fabułę, ale tym, co cieszy mnie chyba najbardziej, są słowa czytelników, którzy mówią, że urzekł ich ten świat, że czuli, jakby żyli w Wilczej Dolinie, że czegoś się dowiedzieli, nauczyli. Thomas Moore powiedział kiedyś, że tradycja to nie pielęgnowanie prochów, tylko przekazywanie ognia – i ja tak samo lubię myśleć o moim pisaniu. Jest przekazywaniem ognia, miłości do kultury ludowej, opowiadaniem na nowo baśni, które znamy, tylko w atrakcyjniejszej dla współczesnego odbiorcy formie. Przy czym pisanie fantastyki daje mi możliwość inspirowania się szerzej pojętą Słowiańszczyzną, niż gdybym pisała powieści historyczne. Jestem jednak z tych miłośników wczesnych Słowian, którzy lubią, gdy te wspomniane prochy leżą bezpiecznie w urnach jako wyznacznik, wzorzec, na którego bazie możemy tworzyć nowe. Pisząc, staram się opierać na źródłach, robię duży research do tworzonych powieści i traktuję go poważnie. Jeśli zbaczam ze ścieżki poprawności historycznej, to robię to w jakimś fabularnym celu i pozwalam sobie na to rzadko. W czasach boomu na Słowiańszczyznę pojawiła się masa dziwnych inicjatyw wmawiających nam, że opierają się na dawnych tradycjach. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przekazywanie płomienia, ale dla mnie to sypanie piasku do naszych cennych prochów, brak szacunku. Jasne, jesteśmy Słowianami, będziemy wciąż tworzyć nowe elementy kultury, tylko nazywajmy rzeczy po imieniu, nie twórzmy tradycji wynalezionych. Nie wmawiajmy nikomu, że sposób na biznes, który sobie wymyśliliśmy, ma korzenie w przedchrześcijańskiej kulturze naszych przodków.

Kiedy zainteresowałaś się kulturą wczesnych Słowian? Co cię w niej szczególnie zafascynowało?

Myślę, że to od zawsze było we mnie, tylko długo nie miałam pojęcia o istnieniu pewnych rzeczy, takich jak rekonstrukcja historyczna. Swego czasu lubiłam zwiedzać zamki polskie i w 2009 roku trafiłam do tego w Dębnie, w którym właśnie tego dnia odbywał się turniej, prezentujący przekrojowo wszystkie epoki historyczne, od starożytnego Rzymu aż po czasy współczesne. Wtedy wpadły mi w oko „wcześniaki” [potocznie rekonstruktorzy wczesnego średniowiecza – przyp. red.] i doznałam olśnienia. Skoro piszę powieść osadzoną w quasi-średniowieczu (a pisałam wtedy Idź i czekaj mrozów), to mogę uczynić ten świat bardziej wyrazistym, poukładanym, bogatszym, opierając go o wczesną Słowiańszczyznę. W ten oto sposób pierwsza pasja pociągnęła za sobą kolejną, a obie stopiły się w jedność pod postacią uniwersum Wilczej Doliny, które do tego czasu było osadzone w typowej fantastycznej rzeczywistości. Nie byłoby też zainteresowania Słowiańszczyzną, gdybym wcześniej nie zwiedzała zamków. Pewnie zawsze miałam w sobie ten sentyment do średniowiecza, potrzebny był tylko zapalnik, iskra, z której mógł się narodzić płomień.

W jaki sposób wykorzystujesz w pracy twórczej źródła ludowe?

Czytam dużo baśni, książek Kolberga, Biegeleisena, obydwu panów Udzielów, Moszyńskiego i wielu innych. Słucham muzyki ludowej i tej współczesnej inspirowanej tradycyjną, kocham wszelkie muzea etnograficzne, skanseny, małe prywatne ośrodki wystawiennicze skoncentrowane na wąskim zagadnieniu kultury ludowej. Mój umysł analizuje to wszystko pod wieloma kątami naraz, bo czasem wystarczy zdanie, przedmiot, zapach, żeby w głowie zrodził się pomysł na wątek, przygodę, scenę, którą chcę mieć w powieści. Ale nie chodzi tylko o podpatrywanie motywów, bo fabuła w książce to nie wszystko. Dlatego obcując z kulturą ludową i jej opracowaniami, pomysły posyłam w jeden kąt umysłu, w drugi zaś – ogrom wiedzy o samych ludziach, ich myśleniu, otoczeniu, sferze zarówno sacrum, jak i profanum. Dużo notuję, piszę też po książkach (pewnie teraz wiele osób dostało dreszczy i drgawek, ha, ha), uczę się i łapię inspiracje jednocześnie. Zatapianie się w źródłach jest dla mnie przyjemnością samą w sobie, ale też przekłada się na jakość tekstów, które tworzę. Kiedy wracam do pierwszych opowiadań czy do powieści Idź i czekaj mrozów, widzę, jak głęboko zanurzyłam się w temacie od tamtego czasu. Książka, którą piszę teraz, jest mocniej zakorzeniona w kulturze ludowej. Cieszy mnie, że widzę u siebie postęp w tej materii.

Czy wykształcenie kulturoznawcze pomaga w pracy twórczej? A może jakichś nawyków ze studiów trzeba się w niej pozbyć?

Tak naprawdę nie jestem kulturoznawcą, tylko rosjoznawcą. Ten błąd w informacji o moim wykształceniu towarzyszy mi od zarania pisarskich dziejów. Kochałam moje studia, ale w sumie całkiem możliwe, że obecnie warsztat kulturoznawczy byłby mi bardziej pomocny.

Nurt fantastyki słowiańskiej obecnie bujnie się rozwija. Jakie związane z nim zjawiska literackie i okołoliterackie uważasz za najciekawsze?

Rzeczywiście rozwija się bujnie, ale też jako autorka mam wrażenie, że czytelnicy skupiają się w małych grupach wokół swoich ulubionych pisarzy. Fani jednego autora często nie mają pojęcia, że istnieje jeszcze kilku innych, których książki również mogą się im spodobać. Mało tego, my, pisarze, też się wzajemnie nie znamy, bo nie ma miejsca, w którym moglibyśmy się spotkać. Właśnie dlatego postanowiłam zorganizować SlavicON, pierwszy konwent w sieci skupiający się na słowiańskiej literaturze fantastycznej. Nie było to łatwe przedsięwzięcie, ale dało mi bardzo dużo i mam nadzieję, że dołożyłam cegiełkę do zjednoczenia środowiska fanów fantastyki słowiańskiej. SlavicON pokazał również, jak różnorodnie autorzy wykorzystują motywy słowiańskie i to jest to, co mnie w rozwoju naszego nurtu najbardziej cieszy. Od zawsze należę do ludzi, którzy muszą łykać różne gatunki literackie, inaczej duszą się w obrębie jednego czy dwóch wybranych. A teraz moje ulubione motywy słowiańskie znajduję i w romansach, i w horrorach, i w kryminałach, i w literaturze młodzieżowej. Wkraczamy wszędzie, co z jednej strony jest świetnym wyznacznikiem rosnącej popularności wspomnianych przeze mnie wątków, z drugiej – ma swoje skutki uboczne, widoczne lepiej w literaturze popularnonaukowej niż w beletrystyce. Czytelnik, który po lekturze powieści zapragnie poszerzyć swoją wiedzę o dawnej Słowiańszczyźnie i sięgnie do wyszukiwarki po jakieś tytuły naukowe, zostanie zalany pozycjami prezentującymi teorie niemające poparcia w źródłach. Komuś, kto dopiero wchodzi w ten temat, będzie bardzo trudno odsiać te książki, bo one mają zazwyczaj lepszy marketing. To jest skutek uboczny popularności motywów słowiańskich, a te publikacje pseudonaukowe też można uznać za fantastykę, bo są wyssane z palca. Dlatego uważam je, z przymrużeniem oka oczywiście, za najbardziej szkodliwy nurt fantastyki z motywami słowiańskimi.

Jakie masz literackie plany na przyszłość?

Dzieje się dużo ciekawego, mam kilka pomysłów na książki, zarówno należące do uniwersum Wilczej Doliny, jak i zupełnie niezwiązane z fantastyką. Dostałam dwie świetne propozycje, obie niezwykle dla mnie ciekawe i ważne, ale nie chcę jeszcze zdradzać, czego dotyczą, żeby swymi planami nie rozbawić bogów, jak to mówią. Choć proszę mi wierzyć, jestem ekstrawertykiem i najchętniej wykrzyczałabym całemu światu, o co chodzi. Proszę trzymać kciuki za powodzenie!

Mocno trzymam kciuki i dziękuję za wywiad.

 

Sugerowane cytowanie: M. Krajewska, Tradycja to przekazywanie ognia, rozm. D. Gocół, "Pismo Folkowe" 2020, nr 154 (3), s. 26-27.

Skrót artykułu: 

Marta Krajewska jest pisarką odnajdującą się w różnych formach literackich. Szczególne miejsce w jej twórczości zajmują dzieła fantastyczne, inspirowane kulturą przedchrześcijańskich Słowian, osadzone w uniwersum Wilczej Doliny (w tym trylogia Vendy: t. 1, Idź i czekaj mrozów – 2016; t. 2, Zaszyj oczy wilkom – 2017; t. 3, Wezwijcie moje dzieci – 2021). Pisząc, sięga także do tradycji ludowej. Prowadzi również warsztaty, zajmuje się rękodziełem, hoduje owce i wciela w życie wiele innych pomysłów. W lipcu tego roku zorganizowała SlavicON – pierwszy internetowy konwent poświęcony słowiańskiej fantastyce. O pisarstwie, literackich inspiracjach i modzie na Słowiańszczyznę rozmawiał z nią Damian Gocół.

fot. z arch. M. Krajewskiej

Dodaj komentarz!