Roots oberek roots

Czy jesteście gotowi na korzenie? - wołał ze sceny Maciej Szajkowski z Kapeli ze Wsi Warszawa. Okazało się, że tak. Jedni mniej, drudzy bardziej, ale mikołajkowa publiczność pokazała, że jest chłonna i otwarta na dobry, tradycyjny przekaz. A dostała soczystych korzeni porcję pierwszorzędną - od piątku do niedzieli na "Scenie Tradycji" można było usłyszeć i zobaczyć mistrzów, prawdziwych profesorów muzyki tradycyjnej. "Mikołajki Folkowe" w Lublinie grały od 9 do 11 grudnia, a "Scena Tradycji" miała podczas nich swoją pierwszą w historii festiwalu odsłonę.


Muzykanci

Na "Scenie Tradycji" - zwanej też z racji swojego usytuowania "Sceną pod Schodami" - zagrali: Kapela Stanisława Ptasińskiego z Wielgolasu, Kapela Stefana Wrony z Poniatowej, Rodzinna Kapela Marczuków z Zakalinek, Kapela Władysława Pogody z Kolbuszowej, Kapela Ludowa z Hańska, Kapela Dudków z Janowa Lubelskiego.Fachowcy. Ludzie, którzy grają od małego i wiedzą, jak porwać publikę, czy to na weselu, czy na "folklorach", czy w domu po prostu. Albo pod schodami. Wszędzie i w każdych okolicznościach.


Schody

W piątek, w dzień rozpoczęcia festiwalu, organizatorzy spoglądali w kierunku sceny z pewnym niepokojem - czy tradycyjna muzyka w tradycyjnej aranżacji spodoba się folkowej publiczności? Otwartej i wyrobionej, ale jednak przyzwyczajonej do ludowych dźwięków przetwarzanych, podawanych w formie uwspółcześnionej, bardziej strawnej dla słuchaczy wychowanych, choćby nawet się tego wypierali, na muzyce rockowej czy popie. Każdy przecież słucha radia.

Kiedy Stanisław Ptasiński z Wielgolasu wychodził na scenę wiedział, że czeka go trudne zadanie. Scena, ulokowana w końcu korytarza, pod schodami, przy drzwiach wejściowych do "Chatki Żaka" nie wydawała się najlepszym miejscem do porwania ludzi w wir szalonego oberka. Ale przecież porządny muzykant z niejednego pieca chleb jadł...: Różnie bywało, wie pan, po weselach się grało, po zabawach. Zdarzało się, że oknem trzeba było wyskakiwać z wesela, jak się goście zaczynali awanturować... A bywało, że trzeba było grać kilka godzin bez przerwy. Choć i on obawiał się braku porozumienia z publicznością: Młodzi to teraz nie znają takiej muzyki. Gdyby w telewizji, radiu grali, to może młodzi by poznali, a tak to nie znają.

Ale zagrali. Dobrze zagrali, tak jak lubią, tak jak potrafią. A reszta dokonała się sama... Krążący po korytarzu ludzie zaczęli podchodzić bliżej, przyglądać się z zaciekawieniem. Choć nieśmiało. A muzykanci grali i rytm wciągał. Kilka osób ruszyło w tany, reszta stała i patrzyła. Trochę krepujące było pokazanie własnej szczątkowej umiejętności tańczenia oberka, czy wręcz nieumiejętności. Bo tradycyjne tańce tańczyć trzeba umieć.

Ale żeby umieć, trzeba mieć się gdzie nauczyć, trzeba mieć okazję do tańca, częściej niż raz czy dwa w roku. A okazji takich mało... Nie to, co kiedyś. Jak wspominał, również grający w piątek, Stefan Wrona: Panie, grało się tyle, że ja nie miałem czasu ożenić się w sobotę. U mnie wesele było w środę. Nie było takiej soboty, żebyśmy nie grali na weselu gdzieś. W sobotę było wesele, w niedzielę - zabawa albo poprawiny. No i nie miałem czasu się ożenić w sobotę. Trafiło się święto w tygodniu, Marka - to wzięliśmy ślub. I też się udało, i żyję już pięćdziesiąt trzy lata z żoną.


Energia

Najlepszy koncert całego festiwalu, nie tylko "Sceny pod Schodami", ale "Mikołajków" w ogóle, odbył się w sobotę. Ogień, jaki wykrzesała ze swoich instrumentów Kapela Władysława Pogody z Kolbuszowej, zdarza się tylko artystom wielkim. Pogoda wymiatał na skrzypcach niczym Jimi Hendrix na gitarze i śpiewał z charyzmą Jamesa Browna.

Podobny ładunek pozytywnej energii niósł ze sobą wieczorny występ na Dużej Scenie grupy Perkalaba z Iwano-Frankowska na Ukrainie. Jednak w skład kapeli z Kolbuszowej wchodzą o wiele sprawniejsi muzycy, którzy w dodatku nie mieli możliwości, ale też nie musieli posiłkować się żadnymi efektami specjalnymi. Obronili się samą muzyką, graną w kącie korytarza. W sobotę zobaczyłem pod schodami koncert, jakiego nie zapomnę.

Kroku muzykantom Władysława Pogody dotrzymywała rodzinna kapela Marczuków z Zakalinek grająca półgodzinne sety na przemian z muzykami z Podkarpacia. Marczukowie też wiedzą, jak zagrać transowo: Kiedyś, na zabawie, założyło się dwu takich, który którego przetańczy. Jeden i drugi - tancerze dobrzy. I tańczyli, który wpierw wysiądzie. Długo graliśmy, parę godzin, już ręce mi mdlały. Ale wraz - my wytrzymali. Chociaż tempo takie nadawali, że nie daj Boże...

Przy takiej muzyce nie dało się ustać w miejscu. Publiczność przełamała swoje, tak wyraźne w piątek, opory. A niewielka przestrzeń dookoła schodów wypełniła się tańczącymi. Wiecie państwo, my gramy w pozycjach. Bo jak są na sali i kobiety, i mężczyźni to różne pozycje mogą być - puszcza oko do widowni kapela z Kolbuszowej, a Jan Książek ni z tego, ni z owego przekłada skrzypce za plecy i gra tak, odwrócony o 180 stopni. Jak zabawa to zabawa.

Kiedy po koncercie wchodzę do garderoby, żeby porozmawiać z Władysławem Pogodą - w całym pomieszczeniu rozbrzmiewa śpiew. Muzycy są zmęczeni, zlani potem - w końcu grali przez trzy godziny - a dalej śpiewają. Pogodzie radośnie świecą się oczy: Niektórzy mówią - "A rzuciłbyś to, nie na twoje lata takie wygłupy!" - A ja mówię, że dopóki się da, to muzyki się nie rzuca. Talentu się nie zakopuje w ziemi. To jest dla mnie - zdrowie. Jak zagram a wyjdzie mi - to mnie cieszy. I coś się dzieje, o, gdzieś wyjechałem, kogoś spotkałem, ktoś mnie rozpoznaje. Dzięki muzyce ja żyję między ludźmi. Bez tego to nawet z sąsiadem bym się za bardzo nie znał. Mnie cieszy, jak coś się dzieje, jak gwar jest. Potem - po takim koncercie - kilka dni mi się śni...

Zaś kiedy na pożegnanie jeszcze raz gratuluję muzykom z Kolbuszowej znakomitego koncertu - pan Władysław, który przecież dobrze zna swoją wartość, uśmiecha się i mówi skromnie: Jak możemy tak dusimy...


Horyzonty

Muzykanci spod mikołajkowych schodów zjechali kawał świata. Odwiedzili z muzyką chyba całą Europę - Francja, Niemcy, Węgry, Hiszpania, Rosja, Ukraina, Mołdawia, Rumunia, Czechy, Austria... Część z nich zawędrowała też na ekrany kinowe - członkowie trzech zespołów spośród sześciu występujących pod schodami - Marczukowie, Władysław Pogoda i kapela Dudków z Janowa Lubelskiego zagrali w filmie Andrzeja Barańskiego "Niech gra muzyka".

W rozmowach ze wszystkimi muzykantami uderzyła mnie radość życia i spokój płynące z ich wypowiedzi. Czułem, że rozmawiam z artystami spełnionymi, świadomymi swojej wartości, a przy tym pozbawionymi jakiejkolwiek gwiazdorskiej pozy. Ich wypowiedzi były skromne, bezpretensjonalne, a przy tym skrzące się od świeżych, rzeczowych spostrzeżeń.

Otwartość na świat wiejskich muzykantów jest wielka. Zadziwiająco wielka. O wiele większa niż znacznego grona odbiorców i znawców folku czy muzyki tradycyjnej. Nie szufladkują, nie kierują się ani uprzedzeniami ani ideologią. Grają. Grają tak, żeby było dobrze i tak, żeby się podobało. W końcu muzyka po to jest - żeby ludzi cieszyć i wzruszać. Dzięki takiemu podejściu ich sztuka trafia do najróżniejszych osób - starych i młodych, wykształconych i kompletnie bez edukacji, trafia - bo energia i emocje w niej zawarte są prawdziwe.


Korzenie na przemiał

Najpierw tośmy grali, jak to na wsi - w guziki. Taka zabawa - bębenek, ja na skrzypkach grałem, po prostu - pastuchy. Paśliśmy krowy, mieliśmy dziesięć, dwanaście, do piętnastu lat. Zabawy się robiło, jak to na wsi, w mieszkaniu. Ale jak już się poduczyłem grać lepiej trochę, to już po 20 groszy czy po ileś mi dawali i zarobiłem tę złotówkę. Zabawa była dla młodzieży, takiej do piętnastu lat. Później, jak już byłem starszy - grałem w zespole. Po weselach żeśmy grali i czort wie gdzie. Dużo, daleko żeśmy grali - wspomina Stefan Wrona z Poniatowej.

Muzycy, których mieliśmy okazję posłuchać na "Mikołajkach", byli świadkami końca świata tradycyjnej wiejskiej muzyki i tradycyjnego wiejskiego stylu życia. Zaczynali grać jako małe dzieci, pasąc krowy. Potem zaczęli chodzić po zabawach, weselach. A świat się zmieniał i zmieniały się gusty weselnych gości - więc muzykanci skrzypce zamieniali na harmonię, a harmonię na trąbkę. Coraz mniej grali starych, wyuczonych w dzieciństwie, oberków i polek, a coraz więcej nowoczesnych, "światowych" przebojów. Pojawiło się elektryczne nagłośnienie.

Aż w końcu ludzie przestali zapraszać ich na wesela. To się muzykanci przestawili na "folklory". Przypominając sobie te stare utwory, ale też dostosowując sposób ich grania do gustów festiwalowych jurorów. I można się na to oburzać, ale tak przecież było zawsze - muzyka zawsze się zmieniała i zawsze dopasowywała do gustów słuchaczy. Każde pokolenie przynosiło ze sobą swoją nutę.

Jak już zaczęliśmy chodzić po weselach staliśmy się szybko taką kapelą okrzyczaną. Skrzypce na zabawę to już raczej nie pasowało - na początku brałem i skrzypce i trąbkę, ale potem skrzypce na banty poszły, już tylko trąbka została. Trąbka, mieliśmy gitarę, perkusję, saksofon. I tak to się ciągnęło, tak się grało. Aż przyszedł czas, że trzeba było już z tych tanecznych przejść na folklor. Jeszcze, jak jakieś gościny, to jeszcze też nas zapraszają. Jakieś balangi - jak to mówią - robią, ogniska - to idziemy, gramy. Nawet i na wesele mnie chcieli, ale nie poszedłem - ja już na to za stary - mówi Zdzisław Marczuk z Zakalinek.

Nie da się kultury zakonserwować jak motyla w bursztynie. Ale można przecież starać się przywołać starą sztukę w nowym kontekście. Można naśladować starą nutę z jakiegoś wybranego okresu jak najwierniej, ale można też budować jak najbardziej zakręcone wersje współczesne. Można wszystko. Ale znać starą muzykę trzeba, bo człowiek, który czuje swoje korzenie, jest jak drzewo. Bez korzeni jest się tylko wbitym w ziemię palikiem, który można dowolnie przestawiać przy użyciu socjotechnicznych i marketingowych tricków.


Przekaz

Po "Mikołajkach" i rozmowach z muzykantami nasunął mi się, dość niespodziewanie, optymistyczny wniosek, że przekaz międzypokoleniowy jednak jest. W kapeli Marczuków gra Tomek, syn Zdzisława Marczuka. Kapela Dudków przekazuje muzykę z pokolenia na pokolenie od ponad 130 lat i ma komu przekazywać ją dalej. Wnuki Stefana Wrony kontynuują rodzinną tradycję i też grają po weselach. Współczesną muzykę, na syntezatorach, ale potrafią też zagrać starą nutę - nie za bogato, ale coś tam pokaleczą - śmieje się ich dziadek.

Nie jest już tak, że młodzież kompletnie ucieka od starej muzyki. Wiadomo - muzyka wiejska stała się teraz elitarną zabawą młodzieży wielkomiejskiej. Ale nie tylko - i na wsi zdarzają się młodzi, którzy są na tradycyjne dźwięki otwarci. Czas wstydu powoli mija.

Eugeniusz Marczuk z Zakalinek mówi: Ja się tak ostatnio przysłuchuję, przyglądam, że po trochu podoba się. Nie wszystkim, ale część młodzieży już tak lubi posłuchać. W GOK-u prowadzę zespół śpiewaczy, takich starszych, seniorów. Czasem, kiedy dyskoteka tam jest - wychodzimy i na dworze mnie proszą młodziaki, żebym zagrał. To gram im na harmonii. Lubią tak. I dodaje: Ale tańczyć, żeby na przykład polkę zatańczyli - tańczą, ale to już nie jest to. Nie potrafią. Zdarzają się, są, że potrafią, ale już mniej, rzadko.

To było też wyraźnie widać na "Mikołajkach". Muzyka się podoba, ale tańczyć potrafi mało kto. I jedynym sposobem, aby tą sytuację poprawić jest stwarzanie częstszych okazji do zawirowania w rytm starej muzyki.

A ja cieszę się, że w grudniu Roku Pańskiego 2005 zdarzyło się coś takiego jak mikołajkowa "Scena pod Schodami" i mam nadzieję, że będę miał okazję przeżyć jeszcze wiele podobnych wzruszeń. Bo - jak powiedział Jan Jakubaszek z kapeli z Hańska - granie nigdy nie jest skończone.

Skrót artykułu: 

Czy jesteście gotowi na korzenie? - wołał ze sceny Maciej Szajkowski z Kapeli ze Wsi Warszawa. Okazało się, że tak. Jedni mniej, drudzy bardziej, ale mikołajkowa publiczność pokazała, że jest chłonna i otwarta na dobry, tradycyjny przekaz. A dostała soczystych korzeni porcję pierwszorzędną - od piątku do niedzieli na "Scenie Tradycji" można było usłyszeć i zobaczyć mistrzów, prawdziwych profesorów muzyki tradycyjnej. "Mikołajki Folkowe" w Lublinie grały od 9 do 11 grudnia, a "Scena Tradycji" miała podczas nich swoją pierwszą w historii festiwalu odsłonę.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!