Posłuchaj wiejskiej orkiestry

Taraf de Haidouks

Co mają wspólnego hollywoodzki aktor Johnny Depp, japoński projektant mody Yamamoto i stylowy kalifornijski kwartet smyczkowy Kronos? Można wierzyć lub nie – ale poza posiadaniem wyszukanego smaku do ubrań – wszyscy oni są zafascynowani barwną grupą cygańskich muzyków z Rumunii. Jednak Taraf de Haidouks nie potrzebuje poparcia sław; ta muzyka broni się sama. Czy są to głębokie, uduchowione ballady, czy szybkie, porywające tańce ze zgrzytającymi skrzypcami, dzwoniącymi cymbałami, piszczącymi akordeonami i zwinnie szarpanym basem, Taraf de Haidouks z pewnością wie, jak się bawić. I tacy muzycy powinni to wiedzieć. Taka jest ich praca – granie na weselach w swojej wiosce Clejani i w rejonie Vlasca na Równinie Wołoskiej na południe od Bukaresztu. Tak przynajmniej było, zanim nie stali się światowej sławy gwiazdami.

Przez ostatnie dziesięć lat Taraf de Haidouks dał ponad tysiąc koncertów na całym świecie i właśnie nagrał swój czwarty album „Band of Gypsies” („Grupa Cyganów”; Crammed Discs). Chociaż być może jest najlepszym rumuńskim „towarem eksportowym”, jednak mało kto słyszał o nim we własnej jego ojczyźnie. Dlatego też belgijski menedżer zespołu – Michel Winter – chciał nagrać nowy album w Bukareszcie. Po dziesięciu latach pracy z Taraf de Haidouks nie mogliśmy jej kontynuować, jeśli nie są oni rozpoznawani we własnym kraju. Dlatego chcieliśmy tutaj nagrać album na żywo – powiedział na konferencji prasowej w rumuńskiej stolicy. Dla wielu Rumunów i rumuńskich instytucji są oni po prostu Cyganami i nie reprezentują oficjalnie rumuńskiej kultury. Po dziesięciu latach istnienia demokracji w Rumunii nikt nie musi kochać tej grupy, ale skoro odnosi taki sukces na skalę światową, najwyższy czas, aby uznać ją za najlepszego ambasadora części rumuńskiej kultury.

Powszechny w Rumunii pogląd na temat muzyków cygańskich mówi, że korumpują i zubażają rumuńską muzykę, tymczasem prawda jest taka, że choć mają zachłannie eklektyczny apetyt muzyczny, należą do tych, którzy jak najlepiej starają się zachować najbardziej autentyczne style muzyczne. Bez Cyganów muzyka rumuńska byłaby znacznie uboższa. Jednakże rumuńskiemu Ministerstwu Kultury nie podoba się fakt, że to właśnie garstka Cyganów jest najbardziej znanym muzycznym reprezentantem kraju i nie kiwnęło palcem, aby pomóc w organizacji koncertu. To był koszmar! – powiedział zirytowany Michel Winter. Na szerszej płaszczyźnie – Cyganie przeżywają obecnie ciężkie czasy w Rumunii. W grudniu 2000 roku koncert Taraf de Haidouks miał miejsce zaraz po wyborach prezydenckich wygranych przez byłego komunistę Iona Iliescu. Tylko o włos wyprzedził on radykalnego nacjonalistę Corneliu Vadim Tudora, który publicznie oświadczył, że rumuńskich Cyganów powinno się załadować na papierowe łódki i odesłać do domu, do Indii. Ten człowiek zdobył ponad 30 procent głosów. Jeśli więc podczas koncertu grupy londyńskie sale Barbakan lub Royal Festival Hall wypełniają się trzema czy czterema tysiącami widzów, to dwa koncerty w Bukareszcie odbywają się w niewielkim teatrze około jednej dziesiątej tej wielkości.

Chociaż Taraf liczy około dwunastu członków, dzielą się oni na mniejsze konfiguracje czterech lub pięciu muzyków. Na koncercie czy płycie brzmią tak dobrze właśnie dzięki tej zmieniającej się różnorodności dźwięków i osobowości muzycznych. Najbardziej uderzająca jest różnica między stylem starszych (siedemdziesięciolatków) z ich głębokimi balladami, z płaczliwym akompaniamentem i wirtuozerską grą na skrzypcach, a młodszych muzyków, którzy porzucili stare pieśni, by rzucić się w efektowny, atletyczny styl muzyki instrumentalnej, która jest porywająca, chociaż może trochę zbyt „gładka”. Symbolem grupy stał się jednak siedemdziesięciosiedmioletni Nicolae Neacsu, śpiewak i skrzypek o pobrużdżonej twarzy, w filcowym kapeluszu, z szelmowskim, szczerbatym uśmiechem. To on śpiewał „Balada Conducatorului” („Balladę dyktatora”), na wpół improwizowaną pieśń o upadku Ceaucescu, jeden z hitów z pierwszego albumu zespołu. Pojawia się tu dziwny, nieziemski dźwięk cięciwy łuku przywiązanej do niższej struny skrzypiec, szarpanej pokrytymi żywicą palcami, brzmiącej jakby ziemia pękała lub... walił się porządek polityczny. Był to jeden z dźwięków, który zrobił największe wrażenie na Kronos Quartet. Neacsu sam tego nie przyzna, ale faktycznie zrezygnował już z gry zanim Michel Winter i jego kolega Stéphane Karo podpisali kontrakt z zespołem w 1990 roku, kilka tygodni po rewolucji. Historia Neacsu, którą opowiada przy piecu w swojej małej, przytulnej w grudniowy mróz chacie, jest prosta: Mój ojciec grał na kobzie, ale umarł kiedy miałem pięć lat. Zarobiłem trochę pieniędzy i kupiłem pierwsze skrzypce, kiedy miałem lat dwanaście. Nauczyłem się ballad i gry na skrzypcach od starszych i zacząłem grać na weselach. Teraz nasz sukces dodaje mi sił, by stawać się coraz lepszym.

Sława Taraf de Haidouks dała starszemu pokoleniu nową energię do życia. Zresztą nie tylko to. Dała też wspaniałą muzykę entuzjastycznie odbieraną przez międzynarodową publiczność (i podniosła tym samym jej wartość w kraju). Przychodzą mnie odwiedzać po występie – chichocze Neacsu.

Z młodszego pokolenia najbardziej wyróżnia się Caliu, pełen uroku skrzypek odznaczający się wielkim mistrzostwem oraz dbałością o ubiór nonszalancko nieobecną u starszych członków grupy. Ma się wrażenie, że jego oczy (niczym z włoskich portretów) patrzą na wszystkich jednocześnie. Gra z szerokim uśmiechem. Wirtuozeria Caliu jest imponująca, gdy jego skrzypce atakują swym brzmieniem akompaniujące instrumenty; i on o tym wie. Jednakże to Ionitsa, jeden z akordeonistów, wydaje się być siłą twórczą stojącą za brzmieniem nowej generacji: Weźmy na przykład „Turçeasca”. Jest to rodzaj tańca, który nagraliśmy jakiś czas temu na drugiej płycie „Honourable Brigands, Magic Horses and Evil Eye” („Honorowi zbójcy, zaczarowane konie i zły urok”). Temat jest tradycyjny, ale trochę go „zrytmizowaliśmy”. Gdy zobaczyłem zagranicznych muzyków jazzowych, pomyślałem, że moglibyśmy robić coś podobnego. Akordeon improwizuje, cimbalom i bas też – każdy instrumentalista – to cieszyło się wielkim powodzeniem na tournée. Klasyczny przypadek, w jaki sposób światowy obieg muzyczny wpływa na wykonywaną muzykę.

Taraf to rumuńskie słowo na określenie wiejskiej orkiestry, a ten zespół jest z pewnością najczęściej nagrywaną rumuńską taraf w historii. Starzy muzycy zostali odkryci przez rumuńskiego muzykologa Speranta Radulescu, który we współpracy ze szwajcarskim muzykologiem Laurentem Aubertem nagrał w 1986 roku dla wytwórni „Ocora” ich album, a następnie wysłał wszystkich na tournée do Genewy i Paryża w czasach, kiedy takie rzeczy były nie do pomyślenia. Stéphane Karo i Michel Winter usłyszeli album „Ocory”, przyjechali, aby odnaleźć zespół dosłownie kilka dni po rumuńskiej rewolucji w styczniu 1990 roku i wymyślili nazwę Taraf de Haidouks – Nie chcieliśmy nazwać ich Taraf de Clejani, ponieważ baliśmy się, że ktoś może stworzyć inną Taraf de Clejani, jak to się stało z Le Mystere des Voix Bulgares. Nazwa Taraf de Haidouks pojawiła się jak nagły przebłysk, skoro tak wiele z ich piosenek mówi o tych historycznych lub legendarnych zbójcach – hajdukach.

Taraf nagrał cztery płyty kompaktowe dla Crammed Discs, które wraz z pierwszą płytą nagraną dla „Ocory”, obrazują drogę zespołu od wiejskich rumuńskich śpiewaków do dającej międzynarodowe występy supergrupy, wplatającej wpływy muzyki bałkańskiej, ale nie tracącej własnych korzeni i tożsamości. Na nowej płycie można ich usłyszeć razem z Kocani Orkestar, cygańską orkiestrą dętą z Macedonii (której menedżerami są również Michel Winter i Stéphane Karo), świetnym bułgarskim klarnecistą Filipem Simeonovem i grającym na darabuce Tankiem Tuysuzoglu z Turcji. Taraf opiera się na smyczkach, Kocani na instrumentach dętych. Związek ten pokazuje różnorodność cygańskich muzyków na całych Bałkanach. Muzyka ma moc, której nie można się oprzeć. Jest kilka rytmów wspólnych z Macedonią – mówi lonitsa. „Geamparale” i „sîrba” (oni nazywają go „hora”) możemy grać razem. Macedoński styl nie jest taki daleki od naszego. Ale mają też rytmy, których nie znamy – na siedem, dziewięć lub jedenaście. Ich utwory są przeważnie rytmiczne, podczas gdy nasze – harmoniczne. I, oczywiście, w Clejani nie mamy żadnych instrumentów dętych.

W Clejani, niecałą godzinę drogi od Bukaresztu, wiele domów członków grupy stoi stłoczonych obok siebie na „Ulicy Muzyków” w cygańskiej dzielnicy miasta. Śpiewak Cacurica, który wykonuje pieśni z rozdzierającą serce żałością, z zamkniętymi oczyma i rękoma przyciśniętymi do piersi, buduje nowy dom przed swoją starą, pomalowaną na niebiesko chatą (zresztą o wiele piękniejszą), a mieszka naprzeciwko Mariusa, akordeonisty, który z kolei sąsiaduje z Neacsu. Kilka domów dalej mieszka zaś Caliu, skrzypek.

W sali tanecznej we wsi spontaniczny występ Kocani Orkestar był sensacją – dla ludzi z Clejani była to grupa nowa i pasjonująca, ale z podobnej gliny ulepiona. Po kilku chwilach pępki zmysłowych cygańskich tancerek drgały już jak w gorączce. Widoczne było też nowe pokolenie muzyków z Clejani – wychowanych w samym środku tradycji i z pewnością świadomych korzyści finansowych jakie może przynieść sukces muzyczny. Syn Caliu, Robert, jest dobrym, samodzielnym skrzypkiem, który obecnie zaczyna grać w stylu Stéphane Grappelli. Fulgi, trzyletni synek Ionitsy, już gra na własnym, małym akordeonie. Muzyka Taraf de Haidouks najprawdopodobniej będzie nam towarzyszyć jeszcze długo.


Tłumaczyła Katarzyna van den Berg      

Nicolae Neacsu, skrzypek i śpiewak Taraf de Haidouks, zmarł w 2002 roku w wieku 78 lat.

Artykuł pochodzi z pisma „Songlines”, z numeru wiosna / lato 2001 („Songlines”: 1Leworth Place, Mellor Walk, Bachelors Acre, Windsor, Berkshire, SL4 1EB, UK; info@songlines.co.uk; www.songlines.co.uk).

Skrót artykułu: 

Co mają wspólnego hollywoodzki aktor Johnny Depp, japoński projektant mody Yamamoto i stylowy kalifornijski kwartet smyczkowy Kronos? Można wierzyć lub nie – ale poza posiadaniem wyszukanego smaku do ubrań – wszyscy oni są zafascynowani barwną grupą cygańskich muzyków z Rumunii. Jednak Taraf de Haidouks nie potrzebuje poparcia sław; ta muzyka broni się sama. Czy są to głębokie, uduchowione ballady, czy szybkie, porywające tańce ze zgrzytającymi skrzypcami, dzwoniącymi cymbałami, piszczącymi akordeonami i zwinnie szarpanym basem, Taraf de Haidouks z pewnością wie, jak się bawić. I tacy muzycy powinni to wiedzieć. Taka jest ich praca – granie na weselach w swojej wiosce Clejani i w rejonie Vlasca na Równinie Wołoskiej na południe od Bukaresztu. Tak przynajmniej było, zanim nie stali się światowej sławy gwiazdami.




Miejsca sprzedaży

Dział: 

Dodaj komentarz!