Pierwsza dama z gitarą

Chawa Alberstein

fot. cindybyram.com

Zagłada Żydów europejskich – by posłużyć się terminem, którego użył Raul Hilberg – jest dziś centralnym punktem odniesienia pamięci zbiorowej tej społeczności. W ciągu kilku lat wymordowano zdecydowaną większość żydowskich mieszkańców krajów ogarniętych II wojną światową. Tęsknota za ich zaginionym światem, żałoba po najbliższych, wściekłość i najzwyklejsza czarna rozpacz, a także kwestie odpowiedzialności indywidualnej i zbiorowej zaprzątają uwagę tak zwykłych ludzi, jak i artystów w wielu państwach. Tak jest w Niemczech, które z godnością niosą brzemię swojej niewątpliwej winy, tak jest w Polsce, w Rumunii, na Węgrzech, Litwie, Słowacji i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie stopień uwikłania społeczeństwa we współudział w Zagładzie był chyba najwyższy (do jakiego stopnia uwikłani w zagładę byli Polacy? – o to się chyba wszyscy spieramy). Nie inaczej jest we współczesnym Izraelu.

Nie inaczej, choć nie od początku, bo tam, mimo że formalnie od 1951 roku obchodzi się Dzień Pamięci Holokaustu, przez kilkanaście lat po powstaniu państwa tematykę związaną z Zagładą skrywała gęsta zasłona milczenia[1]. Wstydzono się pasywnej (czy też rzekomo pasywnej, nie mnie oceniać) postawy Żydów wobec swoich prześladowców, niepasującej do wizji dumnych, silnych Sabrów budujących nową państwowość, wstydzono się też całej, dominującej w żydowskiej Europie, kultury języka jidysz, długo uznawanego nie tylko za język słabych Żydów, którzy nie potrafili się obronić, ale po prostu za dialekt niemczyzny. Dopiero po wojnie sześciodniowej Zagłada została uznana za fundament polityki historycznej Erec Israel.

Jednym z niezliczonych twórców, którzy podejmowali temat Zagłady, był Binem Heller (1908–1998). Ten urodzony w Warszawie człowiek pióra, przed wojną postrzegany jako poeta proletariacki, w swoim długim życiu mieszkał w Belgii, Francji i Kazachstanie, by w końcu osiąść w Izraelu, gdzie też umarł. Najbardziej znany jest z wiersza Moja siostra Chaja (Majn szwester Chaje), który pozwalam sobie przytoczyć w moim przekładzie:

 

Mej siostry Chai oczu ciemna zieleń,

Mej siostry Chai długich włosów czerń –

Wspomnienie domu się przede mną ściele,

Przy Smoczej, w szczęściu, mimo biedy cierń.

 

Mamusia opuszczała dom o świcie,

Gdy słońce różowiło nieba klosz,

Do sklepu szła, by chociaż mieć na życie

Do grosza uskładany nędzny grosz.

 

A Chaja zostawała przy rodzeństwie,

Karmiła, opierała liczną brać,

Śpiewała kołysanki najpiękniejsze

Wieczorem, kiedy dzieci idą spać.

 

Mej siostry Chai oczu ciemna zieleń,

Mej siostry Chai pełnej twarzy kwiat –

Wspomnienie domu się przede mną ściele,

A Chaja miała mniej niż dziesięć lat.

 

Sprzątała, gotowała i nakrycie,

O czystość naszych małych dbała głów,

Jedynie przez to pracowite życie

Nie miała jak się bawić znów i znów.

 

Mej siostry Chai oczu ciemna zieleń,

W Treblince zgasła, bo tak Niemiec chciał,

Ja w Izraelu z wami się nią dzielę,

Ostatni, który ją w ogóle znał.

 

To dla niej w jidysz swoje wiersze skrobię,

W ten straszny, ten przerażający czas,

Jest teraz ukochaną córką Boga

I przy Nim splata włosy jeszcze raz.

 

Wiersz ten włączyła do swojego repertuaru i napisała do niego muzykę Chawa Alberstein, najbardziej znana piosenkarka folkowa Izraela. Urodziła się, wtedy jeszcze jako Ewa, 8 grudnia 1947 roku w Szczecinie, mieście, które na pewien czas, tuż po wojnie, stało się ważnym punktem na mapie ocalałych z Zagłady czy też częściej – jak w przypadku rodziców Chawy – wracających ze Związku Radzieckiego Żydów, wreszcie miejscem, w którym wkrótce potem na dwa lata osiadł Konstanty Ildefons Gałczyński, mag w cylindrze – jak go nazwano w książce Janusza Rohozińskiego – choć to już zupełnie inna historia. Państwo Albersteinowie też niezbyt długo mieszkali nad dolną Odrą, w 1950 lub 1951 roku, z powodu narastających nastrojów antysemickich, ostatecznie wyemigrowali do Izraela.

W Izraelu rodzina Albersteinów osiadła w Kiriat Chaim. Już w szkole Chawa zaczęła występować z gitarą, w 1964 roku zadebiutowała w klubie w Jafie, a przed odbyciem służby wojskowej zaliczyła nawet nagranie studyjne w radiu[2]. Z jej pierwszą gitarą łączy się ciekawa historia. Jej ojciec kupił od marynarza w porcie w Hajfie instrument oklejony naklejkami z całego świata. W wojsku (1965) Alberstein występowała solo dla żołnierzy w różnych bazach, a po powrocie do cywila zaczęła koncertować i nagrywać płyty. Pierwsze trzy – nagrane w tym samym 1967 roku – wyznaczyły kierunek jej poszukiwań artystycznych, obejmowały bowiem materiał po hebrajsku, w jidysz i piosenki dla dzieci. Wszystkie odniosły sukces.

Od początku dawało się w jej nagraniach wyczuć trudne napięcie między akcentem narodowym a uniwersalnym. Po czterech latach Chawa Alberstein odłożyła instrument i zaczęła występować z niewielkim zespołem, dzięki czemu jeszcze bardziej uwypuklił się jej talent wokalny. W jej utworach ujawniała się pasja, wrażliwość, intelekt, humor, ale z czasem również gniew. Gdy trzeba było, dodawała otuchy żołnierzom i ludności cywilnej w czasie wojny, w czasie pokoju zaś prezentowała swoje pacyfistyczne oblicze. Kolejnym punktem zwrotnym w jej karierze było rozpoczęcie pisania piosenek do własnych słów, aż wreszcie w roku 1986 wydała płytę „Mehagrim” („Imigranci”) zawierającą wyłącznie piosenki jej autorstwa. W 1989 roku, przy okazji kolejnego albumu, Alberstein pokazała pazur, przedstawiając, obok piosenek o miłości, również teksty krytyczne wobec społeczeństwa izraelskiego, także jeśli chodzi o jego stosunek do mieszkańców tak zwanych terenów okupowanych. Spotkał ją z tego powodu ostracyzm w niektórych kręgach. W tym kontekście należy zwłaszcza wymienić przeróbkę ludowej piosenki „Had gadya” („Jedno koźlę”), której odtwarzania na antenie państwowego radia zakazano. No, ale trudno, wkrótce odbiła to sobie na arenie międzynarodowej. Wielkim sukcesem okazała się jej płyta „The Well” („Studnia”) nagrana wspólnie z nowojorskim zespołem „The Klezmatics” w 1998 roku. Dwie jej piosenki trafiły na ścieżkę dźwiękową nominowanego do Oscara za 2000 rok czeskiego filmu „Musimy sobie pomagać” w reżyserii Jana Hřebejka.

Chava Alberstein przez wiele mat obcinała się krótko, ale z czasem jej znakiem rozpoznawczym stała się burza złotych loków i  olbrzymie okulary. Do moich ulubionych utworów w jej wykonaniu należą tradycyjny „Di goldene pawe” („Złoty paw”), „Ha-gan ha-bil’adi” („Nasz wyłączny ogród”) czy wojenna pieśń żydowskich partyzantów z Wilna „Zog nit kejn mol” („Nigdy nie mów”) do słów Hirsza Glika. Artystka wydała ponad sześćdziesiąt albumów, ma w dorobku zarówno pieśni modlitewne, celebrujące piękno ludzkiego ciała, jak i smutne piosenki o stracie, biedzie i samotności. Ma wreszcie olbrzymie zasługi, jeśli chodzi o zachowanie tradycyjnych piosenek w języku jidysz, jest też jedną z najważniejszych wykonawczyń piosenki hebrajskiej, w tym piosenek dla dzieci. Współpracowała z najlepszymi kompozytorami i tekściarzami, jak choćby z poetą Hanochem Lewinem. Ma na koncie kilka nagród Kinor David, a także nagrodę imienia Icyka Mangera. Jej głęboki i porywający głos stał się orężem w odważnej obronie praw człowieka. Jest wdową po reżyserze Nadavie Levitanie (1945–2010), ma dwoje dzieci. Gazeta „Jedi’ot Acharonot” nazwała ją prawdziwą pieśniarką folkową, najważniejszą piosenkarką w historii Izraela.

Prawdę powiedziawszy, wolę kulturę jidysz sprzed Zagłady – powieści Szolema Alejchema, piosenki Mordechaja Gebirtiga[3], obrazy Marca Chagalla, ale nie można udawać, że przedstawiony w nich świat dalej istnieje, jak gdyby nigdy nic, że życie zaludniających je postaci nie zostało brutalnie przerwane. Niedawno obchodziliśmy siedemdziesiątą piątą rocznicę wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i mimo że ocalałych z zagłady została już tylko garstka, ich historie cały czas poruszają. Pojawia się coraz więcej powieści, których akcję osadzono w tym obozie koncentracyjnym, choć o ich wartości literackiej i historycznej można by nierzadko podyskutować. Tym bardziej więc powinniśmy zwrócić uwagę na prawdziwą wartość piosenek Chawy Alberstein, zarówno tych poświęconych Zagładzie, jak i innych.

Maciek Froński

 

[1] M. Sobelman, „Syjoniści” kontra „Żydzi polscy”. Palestyńskie echa memoriału Tuwima, „Acta Universitatis Lodziensis, Folia Litteraria Polonica” 2014, nr 4 (26), s. 113

[2] Aż chciałoby się powiedzieć „w radio”, bo to przecież odległe czasy były.

[3] Pamiętam z przełomu 1999 i 2000 roku spektakl w Teatrze Żydowskim w Warszawie „…I stał się cud” w reżyserii nieodżałowanego Szymona Szurmieja, na który składały się piosenki żydowskie od tradycyjnych, może nawet jeszcze dziewiętnastowiecznych, począwszy, poprzez okupacyjne aż do tych, które powstały już w Państwie Izrael. W pierwszej części znalazły się między innymi utwory Mordechaja Gebirtiga. „Gazeta Wyborcza” nazwała przedstawienie „patriotycznym kiczem roku”, ale mnie się bardzo podobało. W tym miejscu serdecznie dziękuję pani Agnieszce Greiner z Teatru Żydowskiego za archiwalne wsparcie mojej dziurawej pamięci.

 

Sugerowane cytowanie: M. Froński, Pierwsza dama z gitarą "Pismo Folkowe" 2020, nr 148 (3), s. 22-23.

Skrót artykułu: 

W Izraelu rodzina Albersteinów osiadła w Kiriat Chaim. Już w szkole Chawa zaczęła występować z gitarą, w 1964 roku zadebiutowała w klubie w Jafie, a przed odbyciem służby wojskowej zaliczyła nawet nagranie studyjne w radiu. Z jej pierwszą gitarą łączy się ciekawa historia. Jej ojciec kupił od marynarza w porcie w Hajfie instrument oklejony naklejkami z całego świata. W wojsku (1965) Alberstein występowała solo dla żołnierzy w różnych bazach, a po powrocie do cywila zaczęła koncertować i nagrywać płyty. Pierwsze trzy – nagrane w tym samym 1967 roku – wyznaczyły kierunek jej poszukiwań artystycznych, obejmowały bowiem materiał po hebrajsku, w jidysz i piosenki dla dzieci. Wszystkie odniosły sukces.

fot. cindybyram.com

Dodaj komentarz!