Kulturowa ryzykantka

Pod koniec roku 2021 ukazała się kolejna płyta monograficzna z serii „Muzyka Źródeł”, wydana przez Polskie Radio. Sesja terenowa, z której pochodzi większość zamieszczonych na płycie nagrań, odbyła się w listopadzie 1975 roku we wsi Dąbrowy, na pograniczu Kurpi i Mazur. Stamtąd powędrował w świat jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów polskiej muzyki tradycyjnej. Waleria Żarnoch – artystka „topowa” na liście ludowych indywidualności.

 

Weronika Grozdew-Kołacińska

 

„Nagrania jej pieśni są ozdobą radiowego archiwum” – mówi redaktor Maria Baliszewska, wspominając kurpiowski dom „ze »śparogami« na dachu, z lelujami w oknach”, do którego zawitali wraz z redaktorem Marianem Domańskim tamtej jesieni. „Mieliśmy nadzieję w kameralnej, domowej atmosferze dokonać nagrań pieśni, których pani Waleria, jak wiedzieliśmy, znała mnóstwo. Na każdy temat właściwie. Na dworze było szaro, deszczowo, listopadowo, a w domu nieduża, szczupła, o wyrazistych rysach starsza kobieta, z zaplecionym warkoczykiem, kołysząca w kołysce dziecko. Wnuka. Męża Bolesława nie było w domu, zapewne specjalnie, by nie krępować żony podczas nagrania, poszedł w pole. Lub w las. A my zaczęliśmy nagranie od pieśni, które wydawały się w tej sytuacji najwłaściwsze – od kołysanek. »Lulaj, lulaj małe dziecie« śpiewała pani Waleria swemu wnukowi, a we mnie to nagranie wciąż budzi wzruszenie – jego naturalność, emocja, prawda miejsca i czasu. Potem przez wiele godzin ożywał świat puszczańskich pieśni leśnych”. Od nich właśnie, bodaj najlepiej definiujących kurpiowski śpiew, rozpoczyna się płyta przygotowana przez redaktorów Radiowego Centrum Kultury Ludowej – Magdalenę Tejchmę i Kubę Borysiaka. Jądrem zamieszczonego na płycie repertuaru jest opowieść osnuta wokół obrzędowości weselnej. Słucha się jej z przyjemnością, z życzliwym uśmiechem, zwłaszcza przywołując w wyobraźni złoszczącą się na księdza Władysława Skierkowskiego, bo wyrwaną z udanej zabawy tanecznej z drużbantami do „podania” mu pieśni, kilkunastoletnią Walercię Markwas z Wolkowych. Ten pozytywny nastrój, przetykany grą kapeli – szczególnie warte odnotowania jest tu błyskotliwe wykonanie, tańczonego na Kurpiach jeszcze w latach 30. XX wieku, kozaka – ma swój niewątpliwy urok. Autorzy fonogramu postawili jednak na dość jednowymiarowe ukazanie charyzmatycznej artystki, powierzając jej przede wszystkim, często podkreślaną w kontekście jej biografii, rolę weselnej „cepsiarki”. Jak sami przyznają – zadanie mieli trudne i w rezultacie zdecydowali się pokazać niewielki wycinek muzycznego portretu Żarnochowej. Wydaje się, iż więcej dowiadujemy się o śpiewaczce z tekstu Piotra Dahliga, niż moglibyśmy wychwycić z prezentowanego w albumie repertuaru, który przecież wyrastał z jej życia – bez tworzenia nie istniała, jak sama mówiła. Zabrakło, w moim odczuciu, drugiej płyty, dzięki której znalazłaby się przestrzeń na stawianie pytań, na interpretację różnych wymiarów barwnego, choć niełatwego, życia i twórczości „królowej Kurpiowszczyzny”. O jej, legendarnych niemal, mistrzowskich wykonaniach pieśni wspomina się często w kontekście nieocenionej pracy zbieraczej ks. Skierkowskiego. W Puszczy Kurpiowskiej w pieśni odnotował daty: 20.XI.23, 20.XI.27, 20.XI.28 – trudno powiedzieć, która jest prawdziwa (może wszystkie, może tylko jedna?). Waleria, której rodzice nie wywodzili się z Kurpiów (matka – Paulina z Majewskich, pochodziła z Grudziądza, ojciec – z Mazur), poślubiła Bolesława Żarnocha, jak zapisano w akcie ślubu (nr 2/1927), 31 stycznia 1927 roku w wieku 19 lat (jeśli trzymać się daty jej urodzenia) w kościele w Myszyńcu. W protokole z nagrań z 1952 roku Zofia Przyłuska zanotowała natomiast, że Waleria Markwas wyszła za mąż w wieku lat 17 – stąd zapewne 1925 rok, który podaje Piotr Dahlig. Skierkowski z kolei odnotował przy datach zapisów melodii wiek 20 lat. Sama Waleria mówi w wywiadzie, że miała „psiantnaście lat”, kiedy śpiewała księdzu. Taka wariantowość faktów wpisuje się w niejeden artystyczny życiorys i każe snuć domysły – jak było naprawdę? Bardzo dobrym pomysłem było zamieszczenie – zarówno wśród nagrań, jak i w omówieniu – fragmentów rozmów ze śpiewaczką, w których czuć żywioł jej temperamentu i kulturowe kompetencje, jak byśmy to dziś określili. Repertuar pieśni Walerii Żarnoch jest przebogaty („taki cóś magazyn w głozie mam” – mówiła), właściwie nie ma gatunku, którego by nie przekazała, jej śpiew jest też w zależności od przeznaczenia, od treści zróżnicowany stylistycznie – śpiewała raz głębiej i ciemniej, rozciągając i intonując w sobie właściwy sposób dźwięki, innym razem jej głos brzmiał jasno, czasem wręcz płasko. Miała doskonałą dykcję i niezwykle wyrazistą artykulację. Jej śpiew dojrzewał, zmieniał się nie tylko z wiekiem, ale i pod wpływem różnych wydarzeń; „używała” swego głosu bardzo świadomie – tak w sensie technicznym, jak i sytuacyjnym. Czarowała, przekonywała, mediowała. W wywiadach i notach zapisanych w protokołach z nagrań odnajdujemy wiele tego świadectw – jak np. to, kiedy ułożoną na poczekaniu piosenką wykupiła się z rąk hitlerowców, albo to, kiedy tłumaczyła, że po śpiewaniu w niesprzyjających warunkach jej głos nie brzmi tak, jak powinien. Dokumentacja jej sztuki wokalnej jest bardzo obfita, a co najważniejsze – pochodzi z różnych okresów jej życia. Po raz pierwszy nagrano ją w 1952 roku podczas Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego (m.in. Jadwiga i Marian Sobiescy, Zofia Przyłuska, Jan Stęszewski, który „odkrył” ją dla radia. Później rejestrowali jej śpiew i twórczość: Grażyna Dąbrowska (1970) Hanna Szewczyk, Włodzimierz Ciszewski i Zofia Jaworska (1980), Piotr Dahlig (1978, 1979, 1981 – wspólnie z Ewą Dahlig[-Turek], 1984, 1986). Żarnochowa to indywidualność, artystka świadoma swego talentu, a także swej oryginalności – można ją nazwać klasyczną śpiewaczką kurpiowską, ale jednocześnie w jakimś sensie otwartą na nowinki „kulturową ryzykantką” – jej wybujały „kulasikowy” styl nie musiał stać się standardem czy wzorem tradycji, pojmowanym w kategoriach doskonałości kurpiowskiego wykonawstwa. „Z chwilą zauważenia przez nią u nas, że podobają się nam jej piosenki z ozdobnikami, zaczęła niemal do wszystkich je dorabiać, co właściwie stało się już sprzeczne z obrazem prawdziwym danej melodii” – czytamy w nocie Mariana Sobieskiego w protokole archiwalnym w ZF IS PAN. Żarnochowa nie tylko układała własne teksty, ale zdarzało się jej też improwizować i zmieniać melodie do tekstów tradycyjnych (przykładem może być pieśń „Zakładajcie siwe kónie w nowou kolase”). Płytę zamyka jedna z najbardziej powszechnych w dwudziestoleciu melodii („Za Ebru falą goniąc spojrzeniem”), do której artystka ułożyła swój tekst. Wydaje się, że kluczem wyboru repertuaru na płytę była popularność – znalazły się na niej najbardziej znane kurpiowskie pieśni. Uwagę zwraca estetyczny wymiar doboru nagrań – zarówno jeśli chodzi o kondycję wokalną śpiewaczki, jak też jakość techniczną rejestracji. Zabrakło natomiast dbałości o korektę edytorską m.in. w zapisach incipitów pieśni. Klimatycznym wypełnieniem bookletu są fotografie – zwłaszcza ta romantyczna, nad brzegiem morza, z długim warkoczem. Żarnochowej można i trzeba pokazać więcej, różnorodniej – liczę na to, że autorzy fonogramu nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i wydobędą z archiwum kolejne części portretu tej wybitnej śpiewaczki.

 

Sugerowane cytowanie: W. Grozdew-Kołacińska, Kulturowa ryzykantka, "Pismo Folkowe" 2022, nr 158-159 (1-2), s. 39.

Skrót artykułu: 

Pod koniec roku 2021 ukazała się kolejna płyta monograficzna z serii „Muzyka Źródeł”, wydana przez Polskie Radio. Sesja terenowa, z której pochodzi większość zamieszczonych na płycie nagrań, odbyła się w listopadzie 1975 roku we wsi Dąbrowy, na pograniczu Kurpi i Mazur. Stamtąd powędrował w świat jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów polskiej muzyki tradycyjnej. Waleria Żarnoch – artystka „topowa” na liście ludowych indywidualności.

Dział: 

Dodaj komentarz!