Jawornicki czakram

Spytali mnie w pracy, gdzie jadę na urlop, odpowiedziałam, że na pogranicze Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
- Ale ci fajnie! Będziesz sobie chodzić?
- Nie, będę leżeć!


Bywalcy Jawornika wiedzą, że nigdzie na świecie nie wypoczywa się tak doskonale i skutecznie, jak właśnie w tej magicznej dolinie zagubionej gdzieś w bok od czerwonego szlaku pomiędzy Beskidem Niskim a Bieszczadami. Nawet zapaleni wędrowcy, kiedy tu dotrą, nie bardzo mają ochotę gdziekolwiek się ruszać. Zanim poznałam Jawornik wydawało mi się, że nie można spędzać wakacji co roku w tym samym miejscu. Teraz bez problemu sobie to wyobrażam, ba! wejście na najbliższą górę Kamień zajęło mi 10 lat! - i to poszłam tylko dlatego, że była okazja wycieczki z grupą dzieci i przewodnikiem. Teraz mam kolejne 10 lat na myślenie o wycieczce do cerkwi we wsi Rzepedzi.

Czakram dla nałogowców

Według tradycji indyjskiej termin czakram używany jest do oznaczenia miejsca, w którym koncentruje się energia - zarówno na ciele człowieka, jak i na kuli ziemskiej. Ze względu na swoją moc czakram Ziemi często nazywany jest świętym kamieniem. Miejsce, w którym znajduje się taki kamień uważane jest za szczęśliwe, mające nigdy nie ulec zagładzie. Podobno siódmy czakram Ziemi jest w Polsce na Wawelu, a może jest ich osiem i ten ósmy jest w Jaworniku? Jest w tej dolinie coś niezwykłego, jakaś siła energetyczno-grawitacyjna, która przyciąga ludzi do siebie. Jawornicki czakram sprawia, że nie tylko sentymentalni bywalcy ciągną doń nałogowo. Kilka razy spotykałam ludzi, którzy go sami odkryli i reagują podobnie. Umówiłam się kiedyś w Komańczy z grupą rajdową z Warszawy. Mieli być o 10:00, najdalej o 11:00, bo nocowali poprzedniej nocy w Jaworniku. Czekałam trzy godziny, a oni siedzieli w bazie na spakowanych plecakach i nie mogli się ruszyć, tak im było tam dobrze.

Nieistniejący sołtys zaprasza na imieniny do nieistniejącej wsi

Jawornik - wieś zniknął w 1947 roku po Akcji "Wisła", pozostały po nim zarośnięte zielskiem piwniczki i zdziczałe sady, Jawornik - miejsce na terenie dawnej wsi powstał w 1995 roku z inicjatywy Orkiestry p.w. św. Mikołaja, a ludzie z jej kręgu dbają o niego do dziś. Początkiem orkiestrowego Jawornika była studencka baza namiotowa prowadzona razem z SKPB Lublin (Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich), działająca latem, i doroczna impreza "Imieniny Sołtysa", gdzie bazowy w imieniu mitycznego sołtysa nieistniejącej wsi przewodniczył imprezie ogniskowej ze śpiewami przy ognisku i tańcami do świtu. Potem zakończyła się dzierżawa miejsca na pagórku nad potokiem i baza została wyrugowana. Dzięki miłości do tego miejsca i ludzkiej determinacji udało się przenieść bazę w głąb doliny, za cmentarz, do sadu nad strumieniem. Od 1999 roku Jawornik istnieje więc na dawnym dolnym Jaworniku nad potokiem. W tym roku stuknęło nowej bazie 10 lat, z tej okazji "wydaliśmy" koszulkę z logo nowej bazy1. Działalność bazy namiotowej i Imieniny Sołtysa zakończyły się jakieś cztery lata temu, pozostało miejsce i grono stałych bywalców, którzy zjawiają się tu kilka razy w roku o różnych porach, dbają o siedlisko, spotykają się by pośpiewać, odpocząć, pośmiać się i powarsztatować wzajemnie (warsztaty piosenek, sitowia, kolczyków, haftu, ikon itd.). Do tych bywalców-gospodarzy należą głównie: Dorota i Waldek Samociuk, Paweł Królikowski (Foton), Marta i Zibi Białkowscy, Wójciak, Ika Samolińska i ja, niżej podpisana, ale pojawiają się też nowe osoby, które zasilają szeregi.

W Jaworniku świetnie "robi się Nic".

Tak naprawdę to robota co roku się znajduje. Dwa lata temu zrobiliśmy ekipą remont dachu bacówki, w ubiegłym roku powstał nowy kibelek (marki Trefl, kontynuacja jawornickiej serii karcianych sławojek2), w tym roku nie było większych prac poza melioracją umywalni, zmywalni i obkoszeniem bazy, za to pewnie w przyszłym roku trzeba będzie zrobić remont generalny piwniczki. Są też pomysły placu zabaw, bo małych jaworniczan, poniżej lat 10, jest coraz więcej.

Co jakiś czas w Jaworniku gości zlot Rainbow, również miejscowa młodzież z Rzepedzi i Zagórza przychodzi robić sobie ogniska (na szczęście ta grupa, na którą natknęliśmy się w tym roku była na poziomie, bawili się tak, że innym nie przeszkadzali i zabrali ze sobą swoje śmieci). Plagą jawornicką ostatnich lat stały się - nie, nie gzy, te można wytłuc - "kłady", które rozjeżdżają bazę i ujęcie wody, płoszą zwierzynę i ryją drogę.


Jawornik to...

... muzyka, to dym z ogniska, który przesiąka wszystko, to smak ziemniaków ze skwarkami i wędzonej herbaty, to gzy, motyle i świetliki, zachody słońca, na które co wieczór wyrusza się uroczyście całą gromadą na wzgórze, to derkacze w trawie, ciekawie podchodzące do śpiewaków, to las pełen srebrzystych buków, za to z wyzbieranym chrustem, to pogawędki na korycie pod chałupą, zdziczałe agresty na krzaku, błoto po kostki w czasie deszczu i cień sadu w upalne dni, to wreszcie ludzie, którzy są lepsi w tym miejscu i którzy nawzajem się z tym miejscem potrzebują.

Kiedy zdarza mi się zatęsknić za wakacjami, wyciągam aparat fotograficzny, którego nie da się uprać i wącham sobie zapach bacówki.



Z kroniki Jawornika 2007-2009:

Przyszliśmy w nocy (...),nawet porządek i drewno na wieczór. Super jest być w bacówce, jakby się nigdy nie wyjeżdżało. Siedzimy do 3:00 w nocy.

Jestem tu pierwszy raz i naprawdę chciałam iść na Kamień! Wczoraj, dzisiaj, jutro też - ale nie pójdę bo już jadę. Ika powiedziała: , po czym wstała i usiadła na kamieniu przed bacówką. Wszyscy byli pod wrażeniem.

Warsztaty leżenia. Na słońcu. To bardzo ciężka praca(...). Uwaga, gzy jedzą tylko wtedy, kiedy się siedzi. Kiedy się leży, czasem przelatują, ale obiektu leżącego nie widzą.

Chłopaki budują trefla, ale słyszę, że dziewczyny się śmieją, więc może warto tam pójść i zobaczyć z czego.

Dialogi: Marta, ty umiesz zrobić miotłę? - Nie umiem, ale mogę ją opisać!

Wschód słońca był piękny, pośpiewaliśmy, teraz ja jestem trochę wczorajsza, inni wyglądają świeżo. Pięknie jest strasznie, fajnie jest zastanawiać się, który dzisiaj, a godzina jest tajemnicą, bo nikt nie ma zegarka.

Udało nam się wyliczyć datę, jest czwartek, bo Kasia przyjeżdża.

Co myśli człowiek idąc o zmroku przez łąkę oświetloną przez stado świetlików? Być może zastanawia się nad sensem istnienia, być może odczuwa kosmiczną energię, a może po prostu myśli, jak nie zaryć twarzą w glebę.

Świetliki. W Jaworniku świetlików nie brakuje. Kiedy wchodziłem tu po raz pierwszy około godziny północnej służyły mi za latarkę.

Powiększa nas systematycznie ilość pożeranego jedzenia - wczoraj były trzy obiady, w tym pizza jawornikowa produkowana przez Jensa. Pizzy było strasznie dużo i była strasznie pyszna.

W poniedziałek odwiedziło nas 10 zakonnic. We wtorek czekaliśmy więc na księdza. Przyszedł Łukasz. Przyszedł nam pomóc - ot tak.

Chłopaki robią trapy na dach. Odbijamy resztki papowych podkładek do późnego wieczora, Marek kosi autostrady do kibla i umywalni. Przegapiamy zachód słońca.

Wczoraj odbyły się upragnione warsztaty oberka. Tańczyło się bardzo dobrze, choć ja, pomimo odpowiedniego wykonywania figur tanecznych, nic z tego nie rozumiem.

Gra muzyka z Jawornika, gra i tańczy chłop z Komańczy, a z Rzepedzi chłop siedzi.)

(zanotowane w Kronice za Pszczelarzem)

Przypisy:
1Zainteresowanych potencjalnych posiadaczy proszę o kontakt na asiazpodlasia@yahoo.co.uk
2W internetowej Wikipedii pod hasłem "sławojka" widnieje zdjęcie właśnie obiektu Jawornickiego "kier", obecnie zdemontowanego, którego elementy zachowano w umywalni
Skrót artykułu: 

Spytali mnie w pracy, gdzie jadę na urlop, odpowiedziałam, że na pogranicze Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
- Ale ci fajnie! Będziesz sobie chodzić?
- Nie, będę leżeć!

Bywalcy Jawornika wiedzą, że nigdzie na świecie nie wypoczywa się tak doskonale i skutecznie, jak właśnie w tej magicznej dolinie zagubionej gdzieś w bok od czerwonego szlaku pomiędzy Beskidem Niskim a Bieszczadami. Nawet zapaleni wędrowcy, kiedy tu dotrą, nie bardzo mają ochotę gdziekolwiek się ruszać. Zanim poznałam Jawornik wydawało mi się, że nie można spędzać wakacji co roku w tym samym miejscu. Teraz bez problemu sobie to wyobrażam, ba! wejście na najbliższą górę Kamień zajęło mi 10 lat! - i to poszłam tylko dlatego, że była okazja wycieczki z grupą dzieci i przewodnikiem. Teraz mam kolejne 10 lat na myślenie o wycieczce do cerkwi we wsi Rzepedzi.

Dział: 

Dodaj komentarz!