W polskim jazzie istnieje, a wręcz wciąż się rozwija, tendencja do sięgania po polskie ludowe melodie i aranżowania ich na język jazzowy. Nie jest to nic nowego, bo chociażby Zbigniew Namysłowski ze swoim kwintetem już w 1975 roku wydał „Kujaviak Goes Funky”. A dziś? Powstają takie płyty, jak „Kurpian Songs & Meditations” Łukasza Ojdany czy „Folk Five” Irka Wojtczaka, których materiałem kompozytorskim są tematy pieśni lub tańców ludowych. A co, jeśli twórca przesiąknięty folklorem, muzyką etniczną z różnych zakątków świata w zupełnie inny sposób połączy te fascynacje z improwizacją? Nie spędzi wielu godzin w pracowni, aranżując tematy ludowe, a postanowi po prostu stanąć z saksofonem pośrodku – z pozoru – niczego, a jednak wśród najdoskonalszej orkiestry świata? To właśnie zrobił Mateusz Pospieszalski, zdecydował się porozmawiać z naturą, „pojammować” z ptakami, deszczem i morskimi falami.
Twórczości i działalności Mateusza Pospieszalskiego nie da się określić jednoznacznie. Wynika to przede wszystkim z jego postawy względem muzyki i jej klasyfikacji – jak sam zaznacza: „Muzyka nie jest konkretnym gatunkiem, tylko muzyka jest światem”[1]. Aktywny jest w wielu odmiennych środowiskach muzycznych: jako kompozytor, instrumentalista, wokalista i producent. Na jazzowej scenie przede wszystkim znany jest z kultowego zespołu Tie Break, ale w 2017 roku dał się także poznać jako lider jazzowo-folkowego składu Mateusz Pospieszalski Quintet, z którym wydał album „Tralala”. Był to drugi po Mateo Pospieszalski Project (zakończony płytą „Empe 3”) krok w stronę indywidualnej wypowiedzi, próby stworzenia własnego projektu. Dość późno, biorąc pod uwagę wieloletnie, intensywne doświadczenie sceniczne i wydawnicze. Kolejnym novum albo – jak przyznał w jednym z wywiadów: efektem przekory – było zagranie solo.
Płyta „Tam i sam”, czyli sam Pospieszalski, to możliwość poznania tego artysty bez zespołu, bez wpływów kolegów i bez kompromisów. To także wyjście na łono natury bez wsparcia nut, programu czy towarzyszy, zagranie jedynie tematu i czekanie na odpowiedź otoczenia.
Album składa się z dziesięciu utworów, w tym dwóch wersji „Zwieczorniałego”. Wszystkie tytuły są Leśmianowską zabawą w baśniowość, mogą pomóc lub przeszkodzić w interpretacji nagrania, bo jak sam autor zaznacza – nie lubi ingerować w odbiór słuchacza. „Dowód tożsamości” zagrany (jak wszystkie numery) wyłącznie na saksofonie jest utworem niemal wokalnym. Słychać w nim ogromną przestrzeń, pustkowie, po którym rozchodzi się arabski śpiew. „Dogłębnie przemokły”, nagrany na plaży, jest przekomarzaniem się z wodą, która – jak sam tytuł podpowiada – wygrywa w ostatecznym starciu. Na płycie występują gęsi z Suwalszczyzny, pies sąsiada, jesienny deszcz, bałtyckie fale obijające się o sopockie molo. Chciałoby się użyć słowa pejzaże, ale otaczająca Pospieszalskiego przyroda nie była tylko tłem, a wykonawcą, pełnoprawnym członkiem zespołu. Tak, jak podczas koncertów Voo Voo czy Tie Break saksofonista odpowiadał na reakcje kolegów czy publiczności, tak tu musiał współpracować z naturą, chociażby bawiąc się odbijającym o jezioro dźwiękiem swojego instrumentu.
Istotna w twórczości improwizowanej, ale także ludowej, jest spontaniczność: reagowanie na otoczenie (w postaci towarzysza na scenie, ptaków czy wspólnoty podczas muzykowania) – słuchanie i odpowiadanie mu. Ten właśnie punkt wspólny jazzu i folkloru realizuje Pospieszalski w albumie „Tam i sam”. Może dzięki tej naturalności, żywiołowości muzyka zarejestrowana na płycie z każdym następnym odsłuchaniem rozwija się, tworzy kolejne historie. A różnorodne, wielokulturowe inspiracje autora sprawiają, że albumu słucha się jak akompaniamentu do obrazu, filmu pełnego dramatycznych i dekadenckich wątków.
Najnowszy solowy album Mateusza Pospieszalskiego to suma jego muzycznych wpływów, wszystkiego, czym nasiąkał przez życie, zaczynając od melodii ludowych, religijnych pieśni pielgrzymów w jego dzieciństwie maszerujących pod oknem na Jasną Górę, a kończąc na fascynacji muzyką świata, jazzem i muzyką improwizowaną. Saksofonista podkreśla: „Jestem muzycznym obywatelem świata”, a „Tam i sam” jest dowodem tej tożsamości.
Aya Al Azab
Sugerowane cytowanie: A. Al Azab, Jam session z ptakami, "Pismo Folkowe" 2021, nr 155 (4), s. 39.
[1] Wszystkie przytoczone lub parafrazowane wypowiedzi Mateusza Pospieszalskiego pochodzą z wywiadu, który ukazał się w miesięczniku „JazzPRESS” 2021, nr 4, s. 55–66.
W polskim jazzie istnieje, a wręcz wciąż się rozwija, tendencja do sięgania po polskie ludowe melodie i aranżowania ich na język jazzowy. Nie jest to nic nowego, bo chociażby Zbigniew Namysłowski ze swoim kwintetem już w 1975 roku wydał „Kujaviak Goes Funky”. A dziś? Powstają takie płyty, jak „Kurpian Songs & Meditations” Łukasza Ojdany czy „Folk Five” Irka Wojtczaka, których materiałem kompozytorskim są tematy pieśni lub tańców ludowych.