Ania z Zielonego Wzgórza

W Lublinie, w Akademickim Centrum Kultury „Chatka Żaka” powstał nowy zespół – Ania z Zielonego Wzgórza. Pomimo jeszcze krótkiego stażu na polskiej scenie folkowej, sięgnął po nie lada nagrodę podczas ostatniej warszawskiej Nowej Tradycji. Założyciele grupy – Anna Kiełbusiewicz i Grzegorz Lesiak, oboje wywodzący się z Orkiestry p.w. św. Mikołaja, opowiadają o swojej muzyce.


Pierwsze miejsce w konkursie Nowa Tradycja 2001 to duże osiągnięcie, gratulacje! Od jak dawna gracie razem?


Anna Kiełbusiewicz: Zespół Ania z Zielonego Wzgórza powstał jesienią 2000 roku w Lublinie. Nie ma jeszcze ani długiej tradycji wspólnego muzykowania, ani wielu koncertów na swoim koncie. Pierwsza nagroda na Nowej Tradycji była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Bardzo się cieszymy, że taka twórczość została doceniona. Lubimy grać razem, ponieważ nasza muzyka cały czas się rozwijają, nie ma w niej rutyny i raz ustalonych schematów. Podczas wspólnego grania tworzy się napięcie emocjonalne, uważamy, że warto to wykorzystać, sprawić, by aranżacje pozwalały na swobodę wypowiedzi.


Jak to się stało, że zespół z Lublina wybrał sobie śląski repertuar?


A. K.: Wszystko, co do tej pory graliśmy, pochodzi ze Śląska. Pieśni śląskie są mi szczególnie bliskie, ponieważ właśnie tam się urodziłam. Nasz repertuar to w głównej mierze erotyki ludowe oraz pieśni obrzędowe, które odnalazłam w starych śpiewnikach. Wykonywałam je przez kilka lat solowo, akompaniując sobie na gitarze. Dzięki temu zmieniły one swój początkowy charakter i uzyskały bogatszą linię melodyczną. Prezentowałam je w wielu miejscach, głównie podczas festiwali folkowych i festiwali piosenki artystycznej. Piosenki śpiewam gwarą śląską, tak jak zostały zapisane. Jest wśród nich kilka ballad. Pewnie w związku z tym wiele osób kojarzy nasz zespół z nurtem poezji śpiewanej, co nie jest prawdą. Każda forma szufladkowania potrzebna jest jedynie krytykom albo sklepom muzycznym. Muzykom i słuchaczom jest ona zupełnie zbędna. Ania z Zielonego Wzgórza nie ma takiego założenia, żeby inspirować się wyłącznie folklorem śląskim. Chcemy, by nasza muzyka osiągnęła własne, niepowtarzalne brzmienie.


Aniu, jesteś kierownikiem muzycznym zespołu. To znaczy, że sama decydujesz o sposobie aranżacji utworów, czy ustalacie to wspólnie?


A. K.: Nie mam doświadczenia w aranżowaniu utworów, do tej pory korzystałam z dość ograniczonych środków prezentacji - głos i gitara, robiłam to spontanicznie, opierając się głównie na melodii pieśni. Linii melodycznej podporządkowałam rytm, który przez to nieco się skomplikował. Pierwszym krokiem w kierunku przystosowania do aranżacji zespołowej było wyliczenie tych połamanych przeze mnie podziałów. Dokonał tego Grzesiek, i to od niego pochodzi najwięcej pomysłów. Każdy dokłada trochę ze swojej wrażliwości, ze swoich dotychczasowych doświadczeń. Gramy to, co zostanie zaakceptowane przez cały zespół. Cieszę się, że udało nam się zmontować grupę całkowicie akustyczną. Daje nam to możliwość grania bez prądu, co bywa ciekawym doświadczeniem. Nie jest to jednak naszym priorytetem, lubimy stosować wszelakie pogłosy. Muzyka zyskuje wtedy dużo przestrzeni i głębi, powstaje między dźwiękami.


Wiem, że oprócz Ani z Zielonego Wzgórza macie inne doświadczenia muzyczne, opowiedzcie o tym.


Grzegorz Lesiak: Właściwie zawsze grałem w jakimś zespole. Zaczynałem mając 14 lat od punk-rocka, później zafascynowałem się muzyką reggae i grałam ją kilka lat. To były pierwsze kroki, bardzo dużo się wtedy uczyłem. Przełomowym momentem był dla mnie jednak blues, zacząłem wtedy inaczej podchodzić do muzyki. Słuchałem i uczyłem się improwizować na skali bluesowej. Miałem wtedy ograniczony dostęp do rzadkich nagrań, gdyż mieszkałem w małym mieście. Jedynym ratunkiem było radio. Nagrywałem, ile tylko mogłem. Audycje Wojciecha Ossowskiego, Włodzimierza Kleszcza (zresztą do dzisiaj), Sławomira Gołaszewskiego, Jerzego Pomianowskiego, później Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Pawła Brodowskiego, były dla mnie lekcjami muzyki. Założyłem zespół Kompot, którego muzyka powstawała głównie pod wpływem Toma Waitsa, oraz małomiasteczkowych orkiestr dętych. Wtedy przerzuciłem się z gitary elektrycznej na klasyczną, poznałem trochę utworów klasycznych i tak już zostało. Kiedy przyjechałem z żoną do Lublina, złożyłem własną grupę Do Świtu Grali, jej muzykę określono kiedyś jako "dezorientalną" i pewnie jest w tym trochę racji, bo tak naprawdę, nigdy nie wiadomo, co może się w niej wydarzyć. Tworzymy dużo kompozycji improwizowanych, nagraliśmy już płytę demo. Mam też za sobą doświadczenie z zespołem jazzowym - grywaliśmy standardy jazzowe w lubelskich knajpach. Grał z nami doskonały harmonijkarz, Bartosz Łęczycki. To bodajże jedyny muzyk w Polsce, który opanował bardzo trudną metodę over block, pozwalającą na wydobywanie dźwięków chromatycznych ze zwykłej harmonijki. Po pewnym czasie zdecydowałem się odejść z tej grupy, ponieważ Bogdan Bracha zaprosił mnie do grania w Orkiestrze św. Mikołaja. Muzykowanie z Orkiestrą przynosi mi wiele satysfakcji. W Orkiestrze poznałem Anię, z którą założyliśmy nasz zespół.

A. K.: Moje pierwsze kroki na scenie folkowej wiążą się z Orkiestrą św. Mikołaja i organizowanymi przez nią Mikołajkami Folkowymi. Wzięłam udział w konkursie Scena Otwarta, zdobyłam pierwszą nagrodę i odtąd mój repertuar stale się powiększał. Zgłaszałam się na kolejne festiwale - m.in. Eurofolk w Częstochowie, Folkową Majówkę w Radomiu, Festiwal Piosenki Artystycznej w Rybniku, gdzie otrzymałam nagrody i wyróżnienia. Rok temu zaśpiewałam na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie i jury przyznało mi wyróżnienie. Teraz te same utwory wykonuję w Ani z Zielonego Wzgórza. Od roku śpiewam też w Orkiestrze św. Mikołaja i swój czas dzielę między Lublinem, gdzie są Mikołaje i Ania, a Chorzowem na Śląsku, w którym nadal mieszkam. Oprócz śpiewania zajmuję się też malowaniem na szkle (obraz na okładce GzCh - red.). Początkowo czerpałam wiele motywów - postaci świętych, ornamentykę - z techniki ludowej. Później pojawiły się podwórka śląskie i inne elementy z najbliższej rzeczywistości. Z czasem zrezygnowałam ze świata przedmiotów i moje obrazki zwróciły się w kierunku coraz czystszej abstrakcji. Trochę czasu muszę poświęcić na przygotowywanie kolejnych wystaw.


Ania z Zielonego Wzgórza po sukcesie na Nowej Tradycji myśli już o nagrywaniu płyty?


G.L.: Na razie planujemy nagrać singiel, jeśli się uda, to w głównej mierze dzięki Marii Baliszewskiej i Małgorzacie Jędruch z Polskiego Radia, które dużo nam pomogły. Na płytę jest jeszcze za wcześnie, teraz skupiliśmy się na opracowywaniu repertuaru. Ania zna około czterdziestu piosenek i chcielibyśmy ułożyć dla nich ciekawe aranżacje. Każdą trzeba ograć, przećwiczyć, a to wymaga czasu. Poza tym ciągle mamy problemy personalne. Aktualnie, oprócz nas zespół tworzą: Przemek Łozowski - trąbka, Jacek Dejneka - kontrabas, Michał Wojda - konga, udu, bongosy. Nie tak łatwo o dobrych muzyków, jeśli już jakiś się pojawi, to okazuje się, że albo nie można dojść z nim do porozumienia w kwestiach muzycznych, albo ma zobowiązania wobec innych zespołów, albo znowu ciągną go do wojska.


Co sądzicie o rozwoju muzyki folkowej w Polsce?


G. L.: Muzyka folkowa rozwija się prężnie i w dodatku na kilku płaszczyznach. Pomijam tu wykonawców wiernie odtwarzających muzykę swoich przodków. Są grupy, dla których folk jest sposobem na gwiazdorstwo, ale to mnie specjalnie nie przeraża, bo gdyby takich zespołów nie było, powstałaby luka, wszy-stko jest potrzebne. A skoro postawiły sobie za główny cel robić muzykę bum-cyk, bum-cyk, u-ha, u-ha, to już ich sprawa i sumienie. Niedobrze jest z tymi, którzy nie rozwijają się, cały czas grają te same otrzaskane tematy, albo z braku pomysłów standardy (ale to chwyta, mają całkiem sporą publikę, na taki stan rzeczy nie ma rady). Najbardziej żenującym zjawiskiem (nie tylko w muzyce folkowej) są kapele klonujące brzmienie innych zasłużonych zespołów. To zupełnie nie do przyjęcia! Wprowadzanie elektryfikacji, perkusji, gitary basowej też nie zawsze się udaje, ale zdarzają się zespoły doskonałe, takie jak Tołhaje - bardzo ciekawa muzyka i duży krok na przód, czy Lautari Folk Band, który dzięki fortepianowi osiągnął swoje brzmienie. Właśnie takie zespoły, próbujące zrobić coś własnego, cenię najbardziej, to najlepsze zespoły świata! Ania z Zielonego Wzgórza też chce grać własną muzykę, a nie wiernie odtwarzać śląski folklor. Nie boimy się wprowadzać nowych skal, rytmów, aranżacji. Myślę, że w Polsce powinna pojawić się jeszcze muzyka elektroniczna, inspirowana folkiem, muzyka na samplach z domieszkami, serwowana przez dj'a. Na bazie folkloru można zrobić niesamowite rzeczy, czego przykładem są nagrania wirtuozów jazzu: m.in. Charlie Mariano, Dona Cherry, Rabih Abou-Khalila, Collina Walcotta, i wielu innych. Szkoda, że nasi jazzmani tak rzadko przetwarzają ludowe tematy.

Skrót artykułu: 

W Lublinie, w Akademickim Centrum Kultury „Chatka Żaka” powstał nowy zespół – Ania z Zielonego Wzgórza. Pomimo jeszcze krótkiego stażu na polskiej scenie folkowej, sięgnął po nie lada nagrodę podczas ostatniej warszawskiej Nowej Tradycji. Założyciele grupy – Anna Kiełbusiewicz i Grzegorz Lesiak, oboje wywodzący się z Orkiestry p.w. św. Mikołaja, opowiadają o swojej muzyce.


Dział: 

Dodaj komentarz!