Aleh Klimchanka

29.10.1976 - 02.09.2012

Dzień był zmienny - niby padało, ale zza chmur co jakiś czas wyglądało słońce. Słowiański gród w Drohiczynie tętnił życiem, a po jego terenie kręciło się mnóstwo osób - przeważali albo odziani w skóry i czarne koszulki metalowcy, albo ludzie z grup rekonstruktorskich ubrani w lniane koszule, trzymający w rękach rozmaite przedmioty użytku codziennego - drewniane kufle, miecze, rogi…

W tym całym zgiełku nagle usłyszałem znajomy głos - potężny, donośny, ale zarazem życzliwy i przyjazny. "Cześć Marcin, jak się miewasz?" - zapytał Aleh z uśmiechem od ucha do ucha. Potem usiedliśmy na chwilę i "pogadaliśmy". Jako że ja nie bardzo znałem białoruski, a Aleh niekoniecznie rozmawiał po polsku, rozmawialiśmy "polskobiałoruskim". Kilka godzin później widziałem go już na scenie, jak dawał czadu z Litvintroll. Wyglądał tak samo potężnie jak brzmiał jego czterostrunowy generator niskich dźwięków. Po koncercie jeszcze uściskaliśmy się serdecznie i rozeszliśmy, każdy w swoim kierunku. Nigdy nie pomyślałbym, że było to nasze ostatnie spotkanie, że już nigdy się nie zobaczymy.

Aleh Klimchanka zmarł 2. września 2012 r. Zginął w sposób tak samo wspaniały i niedorzeczny zarazem - na scenie, podczas koncertu swojego zespołu na festiwalu "Mass Medium" w Homlu. W oficjalnym oświadczeniu wydanym po tym tragicznym incydencie napisano tylko, że Aleh zmarł w skutek porażenia prądem. Zszokowaną publiczność wyprowadzono a na miejsce wezwano karetkę pogotowia. Niestety na próżno. Już nic nie dało się zrobić.

Aleh należał do grona osób, których się nie zapomina. Zawsze uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. Mimo swej potężnej i budzącej grozę postury, był człowiekiem bardzo życzliwym i przyjacielskim. Ponad wszystko kochał muzykę, a zwłaszcza ciężką. Kiedy rozmawiałem z Andreiem Apanovichem, liderem formacji Litvintroll, powiedział mi, że dzięki basowi Aleha ich muzyka miała takiego kopa. Postawny basista sprawiał, że kompozycje białoruskich folk-metalowców miały zawsze drapieżny i mocny charakter. Nic dziwnego, skoro Aleh ponad wszystkie kapele, które lubił i cenił, stawiał dowodzoną przez Lemmy'ego Klimistera - Motorhead. Rzadko kiedy można było Go spotkać w innej koszulce niż tej prezentującej charakterystyczne logo metalowego tria z Wielkiej Brytanii.

Spotkaliśmy się kilka razy. W Lublinie, po ich koncercie w ramach sceny HelloFolks! podczas Mikołajków Folkowych 2010, przy dobrym, lubelskim piwie rozmawialiśmy o jego pomysłach i oczekiwaniach dotyczących kariery Litvintroll. Aleh mówił, że chciałby odwiedzić z zespołem te kraje, o których dotychczas mógł tylko przeczytać. Chciał także w przyszłości oddać hołd swoim ulubieńcom z Motorhead, nagrywając jeden z ich przebojów w folk-metalowej aranżacji. Szkoda, że nie zdążył.

2. września 2012 r. świat folk-metalu odniósł wielką, niepowetowaną stratę. Odszedł człowiek, który muzykę miał w sercu, przez nią wyrażał swoje emocje i uczucia. Człowiek, który miał przed sobą jeszcze mnóstwo do zagrania i napisania, który wierzył w potęgę muzyki i w jej słuszność. Kiedy z naszych odtwarzaczy popłyną dźwięki płyty "Rock'n'Troll" nie zapomnijmy, komu zawdzięczamy to wspaniałe, soczyste brzmienie.

Spoczywaj w pokoju, Przyjacielu.

Skrót artykułu: 

2. września 2012 r. świat folk-metalu odniósł wielką, niepowetowaną stratę. Odszedł człowiek, który muzykę miał w sercu, przez nią wyrażał swoje emocje i uczucia. Człowiek, który miał przed sobą jeszcze mnóstwo do zagrania i napisania, który wierzył w potęgę muzyki i w jej słuszność. Kiedy z naszych odtwarzaczy popłyną dźwięki płyty „Rock’n’Troll” nie zapomnijmy, komu zawdzięczamy to wspaniałe, soczyste brzmienie.

Dział: 

Dodaj komentarz!