Lola z Ludwinowa

Folklor Krakowa

Fot.: Lajkonik, ante 1939; www.polona.pl

Dziewiętnastowieczny Kraków był miastem zaniedbanym i ubogim. Jego obszar, okolony Plantami, zamieszkiwali przedstawiciele ziemiaństwa i szlachty, urzędnicy, kadra uniwersytecka i przedstawiciele wolnych zawodów, a w suterynach domów gnieździł się miejski plebs i drobni rzemieślnicy. Dalej znajdowały się wsie, wprawdzie z czasem przekształcone w przedmieścia, ale mocno związane z tradycjami wiejskimi.

Mieszkańcy podkrakowskich wsi trudnili się sezonowymi pracami – takimi jak murarstwo i piaskarstwo. Brakowało miastu prężnie działającej burżuazji, której przedsięwzięcia gospodarcze dawałyby zajęcie miejskiej biedocie, co zaczęło się jednak zmieniać na przełomie XIX i XX wieku.

O zwyczajach miejskich Krakowa obszernie pisał Oskar Kolberg w pierwszym tomie Krakowskiego[1]. Badacz przedstawił m.in. środowisko przekupek, a właściwie tzw. ogrodniczek. Co rano wozy z jarzynami, uprawianymi z wielką dbałością we wsiach i ogrodach ulokowanych po prawej stronie Wisły, rozładowywano na placach Krakowa, m.in. na placu Szczepańskim. Warzywa sprzedawały ogrodniczki. W tym czasie pracami rolniczymi i ogrodnictwem trudnili się ich mężowie. Ogrodniczki często zachodziły do okolicznych winiarni i miodziarni, nie skąpiąc zarobionych pieniędzy. Takie odwrócenie ról było zdaniem ówczesnych publicystów przyczyną zepsucia obyczajów, gdyż: Ogrodniczki namiętnie lubią przysmaczki i napoje. Mężowie siedząc przy pracy w  domu marnotrawstwu żon zapobiec nie mogą, a nawet nie śmią, gdyż mimo dowodów męstwa w spotkaniach wojennych, wobec tych Ksantypp są bardzo nieśmiali… Potwierdza to poniższy tekst:

Ogrodniczka wraca,

ale się potacza.

Kiecka się jej wzdyma

Bo w niej czeskich [6 groszy] nie ma[2].

W lokalach gastronomicznych, zwłaszcza przylegających do placu Szczepańskiego, a nie jak dawniej w wiejskich karczmach, odbywały się też często wesela i stypy.

Inne krakowskie zwyczaje, o których wspomina Kolberg, to chodzenie z szopką oraz święto krakowskich przekupek. Szopki zaczęli tworzyć w XIX wieku murarze z podkrakowskiej wówczas Krowodrzy. Z czasem zwyczaj ten przejęli też ludzie z innych podmiejskich wsi, a dziś dzielnic, głównie ze Zwierzyńca i Półwsi Zwierzynieckiej. Murarze (zwani mularczykami) ze swoimi rodzinami odwiedzali okoliczne domy, a potem i kamienice mieszczańskie w centrum Krakowa, śpiewając kolędy i odgrywając jasełkowe przedstawienie. Wspierali przy okazji domowy budżet, co – biorąc pod uwagę sezonowy charakter murarskiej profesji – nie było bez znaczenia. Tradycja zaczęła podupadać, gdy wymienione wsie włączono do Krakowa, co miało miejsce w 1910 roku. W rezultacie tego połączenia w obrębie miasta znalazły się i Błonia – wielka łąka, na której mieszkańcy Zwierzyńca mogli wypasać bydło, a która z czasem stała się dla krakowian ulubionym miejscem rekreacji.

Z dzielnicą tą wiążą się liczne tradycje i zwyczaje, m.in. Konik Zwierzyniecki, czyli lajkonik. W oktawę Bożego Ciała włóczkowie, czyli flisacy szli w stronę ulicy Wiślnej, a z nimi tłumy krakowian. To pamiątka obrony miasta przed najazdem tatarskim, który w pochodzie symbolizował Tatar na niby-koniu, a całości towarzyszyła niezwykle głośna muzyka. W Zwierzyńcu kończyło się to zabawą miejską.

Kolberg wspomniał też o święcie krakowskich przekupek, które wypadało w Tłusty Czwartek. W dniu tym z Piasku, czyli z jednego z krakowskich przedmieść, wleczono ulicami aż na rynek wypchanego słomą bałwana, by go potem rozerwać na kawałki. Towarzyszyły temu huczne zabawy, w których brały udział także wspomniane wyżej ogrodniczki. Być może jest to kontynuacja dawnego zwyczaju, wzmiankowanego w 1600 roku, zwanego babski comber, kiedy w Tłusty Czwartek przekupki gromadziły się na rynku, tańcząc i śpiewając. Niektóre z opisanych przez Kolberga tradycji miejskich są do dziś kontynuowane, choć chodzenie z szopką zastąpione zostało konkursem.

Kolberg nie podaje właściwie żadnych informacji o tradycjach muzycznych miejskiego plebsu – zapewne dlatego, że za czasów jego pobytu w Krakowie przestrzeń miasta, wykraczająca poza linię Plant, była bardzo silnie związana ze wsią. Dodatkowo badacz, pisząc o zwyczajach krakowskich, korzystał przede wszystkim z istniejącej literatury, która opisywała raczej tradycje włościańskie. Natomiast w dziewiętnastowiecznej i późniejszej literaturze pamiętnikarskiej znaleźć można wzmianki o podwórkowych występach kataryniarzy, którzy grali popularne szlagiery i fragmenty operetek. Atrakcją podwórek bywali też skrzypkowie i czeskie harfiarki, których repertuar był ograniczony do kilku melodii.

Najwięcej o życiu krakowskich przedmieść dowiadujemy się, o dziwo, z popularnego wówczas w Krakowie gatunku scenicznego, jakim był wodewil. W 1898 roku na deskach teatrzyku ogródkowego Pod Słońcem, który mieścił się w często odwiedzanym Parku Krakowskim, wystawiono „Królową przedmieścia”. Autorem był Konstanty Krumłowski, a muzykę do śpiewanych kupletów stworzył Władysław Powiadowski. Akcja dziełka osadzona jest w środowisku zwierzynieckiego przedmieścia, gdzie zresztą jego autor w młodości mieszkał i gdzie miał okazję obserwować życie i zwyczaje mieszkańców. Historia jest romansowa, ale jej główna bohaterka, Mańka, była ponoć postacią rzeczywistą. Prawdopodobnie była pracownicą fabryki cygar. Wśród badaczy nie ma zgodności co do jej nazwiska. Środowisko podmiejskie reprezentuje w utworze także grupa zwierzynieckich andrusów, flisacy, czyli włóczki (jak ich niegdyś nazywano) oraz przekupka z Czarnej Wsi, na co dzień handlująca w Krakowie. Na scenie pojawiają się ponadto dziewczęta z fabryki cygar oraz podmiejskie łobuziaki. Andrusy, na których mówiono również kindry bądź agary, to młodzież męska z przedmieść, spędzająca razem czas, posługująca się swoistą gwarą i respektująca pewnego rodzaju lokalny kodeks honorowy, jakkolwiek czasem będąca na bakier z prawem – to najbarwniejsza część mieszkańców podkrakowskich dzielnic. Oni są tak naprawdę bohaterami „Królowej przedmieścia” – z uwagi na folklor słowny i śpiewane kuplety. Z postaciami andrusów wiążą się charakterystyczne zwroty, takie jak np. kaź ta wlaz. Jeden z bohaterów, Antek, śpiewa o sobie piosenkę, która ponad sto lat później weszła do repertuaru współczesnego „króla andrusów”, podwórkowego artysty o pseudonimie Makino, o którym szerzej piszę dalej. Wodewilowy Antek przedstawiał się tak:

Andrusów zwierzynieckich jestem król

Na Półwsiu wodze prym

A gdyby mnie zamknęli w ul

Ja bym pokazał im.

Za rogatkami w szynkach piję fest

Bo wszędzie krydę mam

Tam moja rezydencja jest

Królestwo moje tam!

Sława moja dobrze wiem

To dla każdego w oku sól

Kto zacz? Chcesz znać? No, to mniejsza z tem

Pisz pan: Andrusów król!

Pomijając elementy satyry i komizmu w sposobie przedstawienia postaci urzędników, sztuka Krumłowskiego trafnie charakteryzuje środowisko krakowskiego przedmieścia i jego związki z podmiejską wsią. Zamieszczone na końcu drukowanego wydania wodewilu melodie opierają się na rytmach tanecznych – głównie krakowiaka, a piosenka Mani mazurka. Sztuka cieszyła się ogromną popularnością, ukazywała krakowskiej bohemie inny świat, spoza Plant, z którego istnienia być może nie zdawano sobie sprawy, mieszkając w ich obrębie. Źródła przekazują zachwyty Stanisława Przybyszewskiego, który podobno widział wodewil wielokrotnie. Poza „Królową przedmieścia” Krumłowski napisał jeszcze kilka wodewilów osadzonych w środowisku podkrakowskim, kultywując w ten sposób podmiejskie zwyczaje.

Tradycje krakowskich przedmieść fascynowały i później, czego przykładem są późniejsze wodewile, choć już nie Krumłowskiego. Do bardziej znanych należą „Krowoderskie zuchy” i tytułowa „Lola z Ludwinowa” Stefana Turskiego. Pierwszy z wymienionych opowiada o rodzinie Gzymsików, murarzy z Krowodrzy (dziś dzielnicy Krakowa), którzy przygotowują krakowską szopkę.

Ludwinów to kolejna wieś, a potem przedmieście, którego mieszkańcy stali się bohaterami wodewilu – razem z Lolą, która była piękną dziewczyną i z którą wiąże się historyjka romansowo-małżeńska. Piosenka z tego, wystawionego w 1910 roku, dzieła –„Oleandry”, należy do folkloru miejskiego Krakowa, a nawiązuje do krakowskich Błoni i okolicznego parku. Kilkadziesiąt lat później wykorzystana została w powstałym w 1943 roku w Sielcach nad Oką utworze „Oka” z tekstem Leona Pasternaka. Ludwinów stał się też inspiracją dla Jerzego Petersburskiego i Andrzeja Własta, autorów piosenki „Ludwinowskie tango”:

[…]

To krakowskie ludwinowskie tango

Będziesz brachu tańczyć chciał

[…]

Gdy jedyna zdradzi cię dziewczyna

Nie martw się, tańcz gdzie klawo, bo

Zdradzi ciebie i mnie

I coś z pół Krakowa,

Właśnie ta dziewczyna

Właśnie ta jedyna

Lola z Ludwinowa.

[…]

Bardziej znane kuplety z wymienionych wodewilów, w tym przykład zamieszczony powyżej, znalazły się po latach w repertuarze kilku krakowskich kapel podwórkowych, takich jak Krakowska Szmelcpaka, Centusie czy Andrusy. Pierwsze dwie dziś już nie grają, trzecia w zasadzie też nie, choć jeszcze kilkanaście lat temu można ją było spotkać na ul. Floriańskiej lub gdzieś pod Wawelem.

Kapela Andrusy, razem ze swoim liderem – Aleksandrem Łodzia-Kobylińskim zwanym Makino – uświetniali krakowski Emaus na Salwatorze. To stary, ludowy zwyczaj, praktykowany nie tylko w Krakowie. W Poniedziałek Wielkanocny przy klasztorze norbertanek na Salwatorze (dzielnica Zwierzyniec) odbywał się – i nadal się odbywa – odpust, któremu towarzyszą kramy z różnościami. Dawny, tradycyjny spacer świąteczny krakowskich mieszczan w XIX wieku przerodził się w rodzaj ludowego festynu, wielkiej atrakcji dla mieszkańców Krakowa i okolic. Tak jest do dziś, a Makino grał tam i śpiewał z kapelą Andrusy.

Makino to piewca Zwierzyńca i nieistniejącego już dziś Baru na Stawach – jednego z legendarnych miejsc tej dzielnicy, gdzie często zachodził Jerzy Harasymowicz, dobrze czując się wśród bywalców knajpy (niezbyt zresztą eleganckiej). Przyjaźnił się także z Łodzia-Kobylińskim i innymi legendarnymi postaciami Krakowa. Nazwa baru wzięła się stąd, że pobliski klasztor sióstr norbertanek miał początkowo na tym terenie staw rybny. Po jego zasypaniu powstał plac handlowy, a na nim bar. Tam gromadziło się charakterystyczne zwierzynieckie towarzystwo kindrów i andrusów. Miejscu temu poświęcił poeta wiersz pod tym samym tytułem:

Nieraz pytają za kim jestem

W tym kraju częsta to sprawa

Mówię najbardziej popieram szyld

Z napisem „Bar Na Stawach”[3]

Zwierzyniec, podobnie jak Grzegórzki i Ludwinów, to dziś dzielnice okalające stary Kraków, które sto lat temu były podmiejskimi wsiami. Zwyczaje ich mieszkańców, a zwłaszcza barwne postaci andrusów, agarów czy kindrów – charakterystycznych typów z przedmieść – znalazły odbicie w przedsięwzięciach artystycznych, takich jak wodewile, które paradoksalnie stały się pewnego rodzaju świadectwem epoki. Charakter podmiejskich dzielnic ugruntowywał poczucie tożsamości kolejnych pokoleń, które dziedziczyły specyficzną kulturę. Tworzyły ją gwara, piosenki, kodeks postępowania oraz wspólnie spędzany wolny czas, najczęściej na ulicach, podwórkach, w barach. Wszystko to dawało także silne poczucie więzi łączącej ludzi zamieszkujących od pokoleń ten sam obszar miejski. Obecnie pozostał już tylko szczątkowy folklor wraz z jego piewcą, królem andrusów Makino, który w kaszkiecie i kraciastej marynarce, śpiewa o Zwierzyńcu:

Jest w Krakowie ta dzielnica

Co to wszystkich, co to wszystkich wciąż zachwyca

Z niej andrusy biorą ród

I ruszają w Kraka gród.

Tutaj Błonia, tu Rudawa

Tutaj słynny, tutaj słynny Bar na Stawach

O Zwierzyńcu śpiewała także inna kapela krakowska – Centusie:

Ze Zwierzyńca jest Holoubek,

Tu Makino mieszka też

Swą dzielnicę bardzo lubię,

A dlaczego- sam pan wiesz.

[…]

Zwierzyniec, kochany Zwierzyniec

Stąd piękny masz widok na Tyniec

Zwierzyniec to płuca Krakowa

Las Wolski i Błonia i trawa.

[…]

Zwierzyniec, dzielnica kochana,

Ferajna tu rządzi od rana,

[…].

Ani kapeli Centusie, ani Andrusów z Makino dziś już na ulicach Krakowa się nie usłyszy. Pozostaje nadzieja, że znajdą się kontynuatorzy tego nurtu miejskiej tradycji.

Bożena Lewandowska
adiunkt w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jej badania naukowe koncentrują się na muzyce ludowej polskich Karpat. Interesuje się też folklorem miejskim i muzyką folkową; juror festiwali muzycznych folkloru miejskiego i konkursu kapel, instrumentalistów i śpiewaków ludowych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem.

 

Literatura

J. Bieniarzówna, J.M. Małecki, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1796­1918, Kraków 1994.

B. Drobner, To już tak dawno, [w:] Kopiec wspomnień, red. J. Gintel, Kraków 1964.

J. Harasymowicz, Bar na Stawach, Kraków 1974.

O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 5, Krakowskie, cz. 1, Wrocław-Poznań 1962.

K. Krumłowski, Królowa przedmieścia, Kraków 1991.

W. Pęcławski, Listy o Krakowie, Poznań 1850.

K. Siwiec, Andrusów król, Kraków 2010.

 

[1] O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 5, Krakowskie, cz. 1, Wrocław-Poznań 1962.

[2] Tamże, s. 101-102.

[3] J. Harasymowicz, Bar na Stawach, Kraków 1974, s. 101.

Skrót artykułu: 

Dziewiętnastowieczny Kraków był miastem zaniedbanym i ubogim. Jego obszar, okolony Plantami, zamieszkiwali przedstawiciele ziemiaństwa i szlachty, urzędnicy, kadra uniwersytecka i przedstawiciele wolnych zawodów, a w suterynach domów gnieździł się miejski plebs i drobni rzemieślnicy. Dalej znajdowały się wsie, wprawdzie z czasem przekształcone w przedmieścia, ale mocno związane z tradycjami wiejskimi.

Fot.: Lajkonik, ante 1939; www.polona.pl

Dział: 

Dodaj komentarz!