Ferenc Sebő w Polsce

Ferenc Sebő z zespołem i programem poetycko - folkowym „Tajemnice” zagościł 15 listopada w stołecznym NOK-u. Koncert rozpoczął się trzema połączonymi w całość pieśniami (m.in. „Zagraj Janoszu” i „Koś, moja różo, koś” ) - Ferenc Sebő zagrał i zaśpiewał je solo. Najpierw transowa lira korbowa wprowadziła kameralną publiczność w odpowiedni nastrój, następnie tempo zdecydowanie wzrosło. W tym momencie do akcji przystąpił już cały zespół. Zagrano kolejne trzy pieśni, tym razem autorstwa Balinta Balassiego, zrekonstruowane muzycznie przez Ferenca Sebő. Zabrzmiał klarnet i gitary na turecką nutę - najpierw rzecz „O Julii” (w rytmie „tańca juhasów”) z ciekawym zakończeniem, urwanym jakby w pół nuty i „Enigmę”, dworską melodię chorwacką, wesoło plumkającą podwójnymi piszczałkami (z mrocznym tekstem) i pieśń żołnierską (właściwie - rycerską) „Na nutę jeden smutek” solidnie rozbudowaną muzycznie z wyraźnie marszowym, zagrzewającym do boju rytmem.

Sebő przeszedł do prezentacji trochę spokojniejszych klimatów poety Arbany’ego - „Czy słyszysz, mroczny cieniu”. Zgodnie z tytułem treściowo nieco gothic, gitary falowały niczym morze, odrobina patosu zbiegła się z mruczandem i zmianą rytmu na nieco szybszy. Całość przeszła w bułgarską nutę do wiersza Laszlo Nagya „Trzy świerszcze”, jednego z najbardziej dynamicznych utworów tego koncertu z bułgarskimi buzukami w akcji... A zespół przeniósł zebranych w czasy Horacego utworami: pulsującym reggae’owo „Do Lidii” (to ten, który skopiowały Brathanki) i z celtycka brzmiącym „Do Deliego”. Rymowanie tych utworów jest bardzo charakterystyczne - najpierw krótkie sylaby, potem długie i co ciekawe - numery te śpiewane były częściowo po łacinie, potem już po węgiersku a rymowanie było prawie identyczne - Sebő żartował, że w polskim języku też jest możliwy taki manewr, skoro Brathanki śpiewały to po polsku. Tymczasem zespół powrócił do czasów relatywnie nam bliższych, do działalności Michalya Csokonaiego, wtedy to poezja brała już pewien rozbrat z muzyką, ale jeszcze gdzieniegdzie śpiewano ją i właśnie takie klimaty zostały zagrane: „Wstrzemięźliwa próba”, folkowy bluesik, lider naśladował głosem dixielandowe trąbki oraz „Ślubowanie”, początkowo brzmiące jak flamenco, potem przeszło w Bałkany za sprawą lutni długogryfowych. Kontynuując prezentację efektów swych poetycko-muzycznych poszukiwań, zespół przypomniał Sandora Veresa czterema utworami: „Prawym i lewym” (zupełnie niczym Open Folk, najpierw dynamicznie, potem wolniej i znów dynamicznie), „Czubatką” („Bobita, bobita almos...” z płynącym gitarami), „Łukiem” (transowy folkgothic zakończony szeptem), „Kocim Marszem” (wesoły flecik i cicho stąpający kot miauczący na zakończenie (a u nas Halinka „daje po ślubie”!). Sebő grał sporo numerów, które Brathanki od niego „pożyczyły”, ale przypominanie o tym przy prawie każdym numerze nie ma sensu, poza tym sprawa jest ogólnie znana. Koncert zbliżał się do końca, zespół przeszedł do tytułowej „Tajemnicy” - średniowiecznej pieśni miłosnej Jozsefa Atilli zbliżonej klimatem do naszej Wolnej Grupy Bukowiny i na koniec części oficjalnej - „Kropelki łzy” z dużą dawką fletu i lutni. Po burzliwych brawach Sebő Egyuttes bisowali dwukrotnie - „Serenadą” Michalya Bobicsa (lutniarskim bluesem) i króciutkim żartem muzycznym „Czerwona Żaba” (coś na wzór szamańskich zaklęć). Koncert nie był długi, ale kameralny i sympatyczny, bardzo ciepło przyjęty przez publiczność NOK-u.

Skrót artykułu: 

Ferenc Sebő z zespołem i programem poetycko - folkowym „Tajemnice” zagościł 15 listopada w stołecznym NOK-u. Koncert rozpoczął się trzema połączonymi w całość pieśniami (m.in. „Zagraj Janoszu” i „Koś, moja różo, koś” ) - Ferenc Sebő zagrał i zaśpiewał je solo.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!