Folkowa Ballada w S1

W Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, 13 listopada, odbył się koncert „Folkowa Ballada”. Jako pierwsi wyszli na scenę krakowscy Muzykanci i rozpoczęli wolnym „Co się tutaj stało, że się dwoje ludzi w sobie zakochało...”. Buczenie transowego akordeonu przez czas jakiś stanowiło jedyny akompaniament, przez co klimat zrobił się iście gotycki aż do momentu, kiedy ruszyli nieco skoczniej i zabrzmiały skrzypce. Apaszowy akordeon przeszedł w typowo polskie „Wyszła baba z kościoła...”, zespół przyspieszył tylko nieznacznie, Joanna Słowińska śpiewała z wielkim przejęciem, wręcz patosem. Już było wiadomo, że ten występ Muzykantów nie będzie taki jak inne - tym razem przeważały pieśni wolne, z dość mrocznymi tekstami (spokojnie można by je użyć w gothicu czy nawet deathu). Po kolejnej rzewnie skrzypcowej balladzie dalej płynęli garmoszkowym „Lesie, mój lesie”, akordeonista zmienił instrument na basy i już rozbrzmiewało rytmiczne „Wędrowali Rusy” okraszone solówkami. Zwolnili, „A na polu sośnia...” było melodyjne i trochę góralskie. Absolutna premiera - nowy utwór „U jeziora klęczy panna...” - o pannie, którą miał pożreć smok, wojsko wytoczyło „300 harmat” (i nic nie wskórało), dopiero św. Jerzy użył swojego konia i odholował smoka poza miasto. To nie koniec krwawych klimatów tego wieczoru - „W lesie, Malinówce, stała chatka mała...”, a następnie „Czyli on jedzie, czy nie jedzie...” i „Przyjechał Jasieńko z dalekiej krainy...”. Niezmordowani Muzykanci grali dalej, nieco żwawiej, barokowo w brzmieniu „Wraca smętny, bo swą żonkę w domu zostawił...” oraz rytmicznie „Chodziła, błagała...”. Nie zabrakło też odrobiny thrashu - „Od ojca, od matki dziewczęta uwodził...” ani klasyki rocka a’ la Led Zeppelin „Oj, Karolu, cóżeś ty zrobił...” (rzecz o tym, jak pewien Karol własnemi rękami ukatrupił Marysię i jak go za to powiesili) i na koniec występu znów thrashu „A na owej górze”. Muzykanci pokazali inne oblicze polskiego folku i zagrali nie skocznie i tanecznie, ale wolno i mrocznie.

Na scenie zameldowała się romska formacja ze Spisza - Kałe Bała (Czarne Włosy). Klimat zmienił się diametralnie. Zabrzmiało skocznie, pogodnie i pulsujące „Odoj tele paszo pani” a całość przeszła w folk-ska „Wurdan”. Następnie zgodnie z założeniami koncertu rozbrzmiała potencjalnie hiciarska ballada „Aj Romane” i znów przyspieszyli. Następny utwór rytmicznie płynął w stronę o’pa!-ballady, po niej rozbrzmiała gitara, utwór prosty, ale niesamowicie porywający! Brzmienia przeszły w bardziej madziarskie, by płynnie przekształcić się w rytm reggae, a na koniec w nieco płaczliwe. Kałe Bała jako jedyna bisowała. Rozbujała porządnie całe S1!

Po około dwudziestominutowej przerwie pojawiła się Varsovia Manta. Klimat ponownie zmienił się całkowicie i teraz zapanował niepodzielnie folkjazz z elementami bluesika. „Powiedzże mi moja miła...” pochodziło ze Spisza i nazywało się „Pod Tatrami”, stamtąd zespół przeniósł się muzycznie pod Sokołów Podlaski opowiadając funky’ującą historię szemranego Jana i nieskazitelnej Katarzyny oraz ponownie w Tatry „Muzyką”. „Hosadyna” w brzmieniu fukny/reggae/jazz wypadła całkiem klawo, tym bardziej, że trąbka brzmiała niczym w starym Kulcie. Ta sam trąbka walczyła dzielnie także w „Maćku” (który umarł i leży na desce). Przyszedł czas na kawałki doskonale znane folkowcom - Mikołajowa, ale jakże inna (blues plus funky jazz) „Niedaleko młyna wyrosła wirzbina” (nazwana „W dobrą godzinę”) oraz „Salsa na sukces”, czyli „Z jednej strony pośrodku wsi”. Varsovia zagrała jeszcze „Sądeckiego” na głosy z kultową trąbką i „Graj Muzyko” z dużą dawką „czika-czika” i echem dawnych klimatów andyjskich. W trakcie tego numeru Marek Kaim przedstawił zespół, a każdy zagrał króciutką solówkę. Varsovia Manta dość zręcznie łączy jazz, rock i stary dobry folk, z tym że w totalnie nowatorsko zagranych kawałkach są lepsi niż w tradycyjnie komponowanych.

Na tym koncercie zagrały trzy zupełnie różne formacje i naprawdę niemożliwością jest ocenić, kto wypadł najlepiej. Koncert był całkiem udany, szkoda, że w sumie mało ludzi przyszło i że zdarzały się przypadki wychodzenia w czasie utworów, zwłaszcza podczas VM, część starszej wiekowo publiki ostentacyjnie opuszczała salę, mrucząc coś pod nosem.

Skrót artykułu: 

W Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, 13 listopada, odbył się koncert „Folkowa Ballada”.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!