Listy do...(1)

Warszwa, 10 lutego 2002 roku

Postanowiłam wrócić do tego, dzisiaj niemal zapomnianego, sposobu kontaktów z bliskimi sobie ludźmi - pisania listów. Mieszkasz w innym kraju, inne są twoje kulturowe korzenie, a zatem wiele spraw, które nas poruszają, jest dla Ciebie niezrozumiałych. Poczta internetowa zmusza do porozumiewania się półmyślami, półzdaniami, półsłówkami, półprawdami – to chyba za mało, aby móc wyrazić choćby niewielką część przeżyć, przemyśleń. Tak czy inaczej cieszę się, że mamy u nas, w Polsce, takie miejsce w ogromnym śmietnisku rzeczy bardzo ważnych i zupełnie nie mających znaczenia jakim jest internet, gdzie można w niczym nieskrępowany sposób dyskutować na wszelkie tematy dotyczące muzyki ludowej, folkowej, etnicznej, muzyki świata...

A to dzięki pomysłowi i determinacji jednego człowieka istnieje takie miejsce. Tak właśnie u nas się dzieje, że najczęściej to jeden lub dwoje ludzi sprawia, że coś może funkcjonować. Na przykład dzięki determinacji i uporowi organizatorów „Mikołajków Folkowych” ten festiwal żyje i z roku na rok rozwija się. Dzięki ogromnemu zacięciu 1,5 lub 2,5 osoby znowu odbędzie się festiwal w Dowspudzie. Upór i codzienna walka o każdy grosz sprawia, że coraz bogatszy w swej ofercie jest przeglądowy festiwal w Ząbkowicach Śląskich. Fascynacja „muzyką świata” niemal jednego tylko człowieka owocuje tym, że coraz lepiej wrasta w roczny kalendarz imprez „Folkopranie”. Coraz lepiej i coraz pełniej działają „Domy Tańca” – można już pisać o tym zjawisku używając liczby mnogiej. I chociaż nieszczęsna dziura budżetowa zacienia coraz więcej miejsc na kulturalnej mapie polski, to przecież determinacja, zwykle pojedynczych ludzi, małych instytucji broni festiwale, przeglądy ogólnopolskie i te lokalne przed wessaniem i odejściem w niebyt. I ciągle jeszcze może rozbrzmiewać ta najbardziej tradycyjna muzyka w wykonaniach wiejskich muzykantów i śpiewaczek. W różnych miejscach naszego kraju jest również wiele takich ośrodków kultury, gdzie mogą chwalić się swoim dorobkiem mniejszości narodowe i etniczne współtworzące od wieków polską kulturę. Lista tych wszystkich działań, musisz przyznać, jest imponująca, a przecież to tylko wierzchołek góry ludowej (lodowej ?).

I pozostańmy przy tym – wybór jest ogromny. Miesiące wiosenno-letnie mógłbyś spędzić jeżdżąc z miejsca na miejsce i nie do wszystkich punktów mapy imprez mógłbyś dotrzeć. Jak wiele można się nauczyć, jak wielu wspaniałych ludzi poznać, jakiej muzyki posłuchać!!!

I tu dochodzimy do sedna... czemu tak bardzo dziwisz się regulaminowi konkursu „Nowa Tradycja”? O ileż ciekawiej i prawdziwiej jest, gdy w jednej sali słuchać będziesz muzyki irlandzkiej, w innej południowoamerykańskiej, w następnej perskiej, dalej łemkowskiej, a jeszcze gdzie indziej z Małopolski. Przecież nigdy nie można mieć wszystkiego – Sztuka, Artyści nigdy nie będą tworzyć wszystkiego. Sztuka nie lubi kompromisów. Artyści to wiedzą – i Ci z małej wsi, i Ci z wielkiego miasta. Niektórzy chcą tworzyć w spokoju, bez zwracania uwagi na siebie i na to, co inni w tym samym czasie robią. Inni potrzebują podniesienia poziomu adrenaliny, podjęcia rywalizacji, zmagania się ze sobą... i z innymi – i nie po to wcale by być lepszym, bo lepiej (równa się szybciej) można przebierać palcami po klawiszach fortepianu lub grać na skrzypcach, ale po to, by uczyć się od nich, by szukać inspiracji. A o sprawności warsztatu technicznego w ogóle nie powinniśmy rozmawiać – to pierwszy schodek, pierwsze półpiętro, bez pokonania którego nie można wejść na szczyt. Bo ten co bierze skrzypce do ręki nie bierze ich po to, żeby nauczyć się zagrać na nich cokolwiek, ale by zagrać utwór którym wyrazi siebie, poruszy choć jednego słuchacza. A zatem konkursy muzyki folkowej (nawet jeżeli występują amatorzy równa się niekształceni profesjonalnie muzycy) i werdykty jurorów nie mogą być oceną tego, czy ktoś zagrał czysto, nie pomylił się i grał tak równo jak wszyscy w zespole, tylko to, czy jego kreacja niesie za sobą jakieś przesłanie, czy wie dlaczego gra to, co gra i czy potrafi przekonać słuchaczy, że to co, robi jest autentyczne. To jedna strona medalu. Jednakowoż werdykty jurorów muszą zauważać (i temu pomaga np. wykształcenie muzyczne, muzykologiczne) w przypadku muzyki folkowej sposób opracowania, aranżacji utworu. Istnieją znane z literatury fachowej albo intuicyjnie odkrywane przez muzyków reguły tym rządzące. Oto taki prosty przykład. Co można zrobić, gdy zespół liczy 10 osób i wszystkie one umieją grać na różnych instrumentach. Można oczywiście umówić się na próbie, że wszyscy gramy od początku do końca: jeden głos mają skrzypce i flet prosty, drugi akordeon, podstawę harmoniczną dają gitara klasyczna, basowa, kontrabas i banjo, do tego jeszcze rytmika: tamburyn (czy bębenek z brzękadłami), marakasy, konga, djembe i jeszcze wszyscy śpiewają. Efekt takiego podejścia do opracowania może być jeden: dobra zabawa w kręgu osób tworzących zespół, dużo hałasu na koncercie publicznym. Nie słychać, choćby technik nagłaśniający koncert stanął na głowie, niektórych instrumentów. Nagle słychać tylko fałszujące skrzypce i flet prosty (to są ciche instrumenty i nagłośnieniowcy starają się je „ustawiać” jak najgłośniej), bo to instrumenty, które pod wpływem temperatury zmieniają strój, czyli wysokość dźwięków, które bardzo trudno zgrać ze sobą nawet w idealnych warunkach akustycznych (bez publiczności, w niedużym pomieszczeniu o średniej temperaturze). A zatem najlepiej chyba zagrać melodię na jednym instrumencie, później na drugim (tym samym muzycy mogą pokazać swoje umiejętności, mogą improwizować) z towarzyszeniem tylko instrumentów rytmizujących (i też nie wszystkich od razu). To daje możliwość budowania dramaturgii, rozwijania napięcia. I dopiero sam koniec – finał – niech będzie mocny, z wykorzystaniem większości instrumentów (nie wszystkich). Można też zupełnie inaczej. Ale takie opisywanie mogłoby zająć wiele tomów. Tworzenie to przecież dokonywanie wyborów, poczynając od tematu, przez materiały i środki, jakimi dysponujemy, a jakie byłyby najlepsze dla osiągnięcia zamierzonego celu.

No i jeszcze jeden problem, który bardzo Cię zastanawia – regulaminowe ograniczenia repertuarowe, czyli jak to nazywasz „jedynie słuszne tematy”. W dziejach historii kultury homo sapiens, artyści tworzyli głównie „na zamówienie”. Kapela ze Zdziłowic grała na weselu to, co przyśpiewał jej uczestnik zabawy weselnej, albo co zamówił płacąc za to. Johann Sebastian Bach pisał to, co winien był napisać na konkretną niedzielę roku kościelnego a jego kantaty nic nie straciły z genialności. Czy to, że „Requiem” zostało zamówione przez jakiegoś arystokratę, zmniejszyło potencjał twórczy Wolfganga Amadeusza Mozarta. Dałam przykłady genialnych twórców, ale czyż nie po to robimy coś, aby dążyć do ideału, aby dążyć do tego, co nieosiągalne? Czyż „zamówienie publiczne” tworzenia muzyki inspirowanej polską muzyką ludową lub muzyką historycznych mniejszości zamieszkujących Polskę jest tak wielkim ograniczeniem? To jest ogrom bogactwa: przepiękne pieśni łemkowskie, niezwykłe kołomyjki z Rudy Żórawieckiej, pieśni Katarzyny Haliny Weremczuk, inna harmonia muzyki Litwinów Polskich, wirtuozowskie czardasze Romów, muzyka klezmerów, pieśni w zachowanym dialekcie mieszkańców Wilamowic, melodie Słowaków, Górali Czadeckich, Niemców, w końcu oberki, sztajery, kosedery, kujawiaki, wiwaty, krakowiaki, polki i ballady – nieprzebrane źródło ludowej poezji, prawdy.

A zatem nadal będę próbowała namawiać do poddania się takim „rygorom”, zmagania ze sobą i trudną materią, jaką jest tradycyjna muzyka, później uwierzenia w swoje siły i jak najlepszego występu ze swoją, nową muzyką podczas może pierwszego, może już kolejnego konkursu. A to, że na przykład wcześniej jakiś koncert konkursowy nie przyniósł wykonawcy sukcesu, to tylko jedno z wielu doświadczeń, to tylko kolejny krok, żeby dać się poznać innym z najlepszej strony.

Poruszyłam w tym liście tylko kilka drobnych spraw, następne w dalszej korespondencji. Pozdrawiam Cię i do zobaczenia na „Nowej Tradycji”.

Skrót artykułu: 

Postanowiłam wrócić do tego, dzisiaj niemal zapomnianego, sposobu kontaktów z bliskimi sobie ludźmi - pisania listów. Mieszkasz w innym kraju, inne są twoje kulturowe korzenie, a zatem wiele spraw, które nas poruszają, jest dla Ciebie niezrozumiałych. Poczta internetowa zmusza do porozumiewania się półmyślami, półzdaniami, półsłówkami, półprawdami – to chyba za mało, aby móc wyrazić choćby niewielką część przeżyć, przemyśleń. Tak czy inaczej cieszę się, że mamy u nas, w Polsce, takie miejsce w ogromnym śmietnisku rzeczy bardzo ważnych i zupełnie nie mających znaczenia jakim jest internet, gdzie można w niczym nieskrępowany sposób dyskutować na wszelkie tematy dotyczące muzyki ludowej, folkowej, etnicznej, muzyki świata...

Dział: 

Dodaj komentarz!