Gen-DOS

W piątek, 25 listopada, po raz kolejny do Warszawy zawitał Gendos. Jest on jednym z najbardziej znanych na świecie mieszkańców republiki Tuwy w środkowej Syberii. Mistrz śpiewu gardłowego, instrumentalista, szaman, eksperymentator, rockman - to różne z jego wcieleń. Tym razem wziął ze sobą dwóch muzyków swojej etnorockowej grupy występującej pod szyldem Gen-DOS (Aleksandr Miedwiediew - gitara akustyczna i elektryczna; Aleksiej Saaja - morinhuur, gitara basowa). Na warszawskim koncercie dołączył do nich grający na tabli Jędrzej Kuziela.

Koncert zespołu miał odbyć się dzień później w Ośrodku Kultury Ochoty, jednak z jakichś powodów zmieniono datę i miejsce - w końcu był w "Jadłodajni Filozoficznej". Niestety, dezinformacja spowodowała fatalną frekwencję - koncertu słuchało dokładnie 6 osób. W dodatku pod koniec występu zaczęli wchodzić ludzie na mającą się później odbyć imprezę reggae, nie interesując się zbytnio tuwińskimi muzykami i zakłócając mistyczną atmosferę, jaką starali się wytworzyć. Wszystko to przedstawiało dość smutny widok i na pewno nie wpłynęło dobrze na samopoczucie artystów.

Na szczęście sam występ chyba na tym nie ucierpiał. Gen-DOS zaserwował ponadgodzinną porcję brzmień, które można określić mianem tuwińsko-amerykańskich. Zaczęło się od rytuału oczyszczenia sceny przez Gendosa-szamana przy pomocy kadzidła, dzwonka i drumli (homus). Pierwsza część koncertu była bardziej tradycyjna, nastrojowa, wykorzystująca instrumenty akustyczne. Dominował gardłowy śpiew Gendosa oraz kwintowe i kwartowe akordy obsługiwanego przez niego doszpuluru (dwustrunowej tuwińskiej lutni). W dalszej części występu do "warstwy tuwińskiej" zaczęły dołączać przesterowane gitarowe riffy, perkusyjne groove'y (z playbacku), wreszcie różnorodne brzmienia elektroniczne. Artystom nie udało się uniknąć spłycenia i uproszczenia "warstwy zachodniej" - brzmiącej czasem po prostu sztucznie, niczym w disco polo. Jednak co najmniej równie często rockowo-elektroniczne wstawki tworzyły ciekawy efekt w połączeniu z grą i śpiewem Gendosa. Muzycy dostrzegli zaskakujące podobieństwo podstaw muzyki tuwińskiej i rockowej (mimo ogromnych różnic geograficznych i kulturowych) i wykorzystali je do stworzenia całkiem spójnej, czadowej, klimatycznej, nowej jakości.

Występowi towarzyszyła projekcja przywiezionego przez artystów filmu. Można było zobaczyć bezkresne krajobrazy Tuwy, ale także Gendosa składającego hołd wielkiej komunistycznej tablicy z nazwą republiki oraz... całkiem szczegółową dokumentację zarzynania kozła, od pierwszego wbicia noża do wyjęcia ostatnich wnętrzności. Czyżby Gendos chciał zadrwić z "miękkich" mieszczuchów - Europejczyków? Dodam, że tego dnia sprzedawano w "Jadłodajni" potrawy wyłącznie wegetariańskie...

Zespół Gen-DOS w Warszawie niewątpliwie zaciekawia swoją muzyką. Na koncercie w Jadłodajni muzycy dali z siebie to, co mogli. Jednak w dalszym ciągu czekają na doceniającą ich, liczniejszą publiczność.

Skrót artykułu: 

W piątek, 25 listopada, po raz kolejny do Warszawy zawitał Gendos. Jest on jednym z najbardziej znanych na świecie mieszkańców republiki Tuwy w środkowej Syberii. Mistrz śpiewu gardłowego, instrumentalista, szaman, eksperymentator, rockman - to różne z jego wcieleń. Tym razem wziął ze sobą dwóch muzyków swojej etnorockowej grupy występującej pod szyldem Gen-DOS (Aleksandr Miedwiediew - gitara akustyczna i elektryczna; Aleksiej Saaja - morinhuur, gitara basowa). Na warszawskim koncercie dołączył do nich grający na tabli Jędrzej Kuziela.

Dział: 

Dodaj komentarz!