Czeremcha 2002

W Czeremsze na Białostocczyźnie odbyły się w dniach 7- 9 czerwca tradycyjne już VII Spotkania Folkowe „Z wiejskiego podwórza”. Z roku na rok program tego podlaskiego folkowego święta robi się coraz ciekawszy, a i impreza się rozrasta.

Wiedziona wrodzonym „nosem” oraz zeszłorocznym doświadczeniem, skuszona takimi zespołami, jak Ethno Trio Troitsa, Muzykanci, czy Horyna, nie zrażając się paskudą pogodą, ni innymi przeciwnościami losu, w piątkowe popołudnie wsiadłam do pociągu marki „osobowy” zmierzającego na rubieże wschodnie.

Czeremcha powitała pochmurnym niebem, muzyką dobiegającą z domu kultury i tradycyjną już wspaniałą gościnnością gospodarzy (zupa ogórkowa pierwsza klasa!). Od razu udałam się na koncert, ale na Teatr Studio Hołos z Ukrainy i WZ Orkiestrę z Białorusi już się niestety nie załapałam. Za to udało mi się zobaczyć występ osławionego Embryo – niemieckiego zespołu, który penetruje muzykę korzeni od ponad trzydziestu lat. Nawet jako sceptyk w stosunku do „trudnych” odłamów folku, muszę uczciwie przyznać, że słuchało się ich bardzo dobrze. Mimo jazzującego stylu aranżacji, muzyka ta nie gubi swojego folkowego charakteru. Profesjonaliści mogli ponadto docenić prawdziwy kunszt wykonawców.

Ledwo skończyło grać Embryo, impreza przeniosła się na scenę plenerową. W programie byli Muzykanci i Sielska Kapela Weselna, ale zimny wiatr i pokapujący deszcz skutecznie zredukowały liczbę fanów do zaledwie garstki. Najpierw zagrała Sielska – od ucha i na nogę – w sam raz do tańca na specjalnie przygotowanym podeście przed sceną. Trochę osób zaczęło się bawić, ale dopiero kiedy do akcji wkroczyli Muzykanci, zaczęło się małe szaleństwo. Muzykanci stanowią swoiste, niepowtarzalne zjawisko – przy nich zawsze się tańczy, choćby nie wiem jak okoliczności nie sprzyjały – to po prostu duża klasa i wysoka jakość. Raz, ku uciesze gawiedzi, wśród której kilku młodzieńców wołało o „przebój!”, nie precyzując o jaki im chodzi, zagrali „O mój rozmarynie”, co się bardzo spodobało, a okrzyki „Przebój! My chcemy przebój” mieszały się z aplauzem już do końca. Oba zespoły grały długo w noc zmieniając się co kilka utworów, na koniec już wspólnie, a podest przed sceną pełen był tańczących, niezrażonych zimnem i deszczem, który w końcu postanowił rozpadać się na dobre. Poddaliśmy się około drugiej, a koncert skończył się w okolicy trzeciej i ostatnie niedobitki udały się na spoczynek – też zresztą świetnie zorganizowany przez czeremszan.

W sobotę od rana deszczyk – bez złudzeń co do wieczoru. Atrakcje „piknikowe” rozpoczęły się po południu (ranek można było przeznaczyć na bliższe poznanie okolicy). Do straganów prezentujących wyroby rękodzielnicze (największą furorę robił kowal, który uczył kucia i kuł dla ludu), dołączył hit imprezy: stragan z potrawami regionalnymi. Za symboliczną złotówkę można było napróbować się do syta takich smakowitości, jak np. kiszka ziemniaczana, tartun, zsiadłe mleko, słona kutia, domowe dżemy i twarogi, chleb, babka drożdżowa, że o fantastycznych ogóreczkach małosolnych nie wspomnę. Niemal jednocześnie rozpoczęły się występy sceniczne – najpierw niemiecki zespół The Buskers, który zagrał po prostu „przebój” za „przebojem” ze światowej teki standardów okołofolkowych. Potem kurpiowska Folkiestra – bez zaskoczenia. Ci, którzy pamiętają ich z Mikołajków Folkowych czy Nowej Tradycji, mogą wierzyć, że było dokładnie tam samo – ale fajnie wpasowywali się w klimaty plenerowe. Kolejni wystąpili Syrbacy – ci trochę zgubili tego ognia i ochoty do zabawy, jakie nakręciła im Folkiestra, ale przynajmniej zaprezentowali walor poznawczy, pokazując rozmaite własnoręcznie wykonane instrumenty. A tu Syrbacy mają się czym pochwalić, ze względu na taką właśnie zdolność – odtwarzania i wytwarzania instrumentów (łuk elektryczny, skrzypce patefonowe, pierdziel).

Mimo nie najlepszej pogody, przyszło naprawdę sporo ludzi. Niektóre starsze osoby jak zajęły ławki przed sceną około czternastej, to opuszczały je grubo po północy. Zagrała białoruska Ethno Trio Troitsa – wyczekiwana i niezawodna. Bogate brzmienia, przemyślane aranżacje, głos i charyzma Iwana Kirczuka sprawiły, że każdy pojedynczy utwór stanowił element spójnej całości. Podobało się wszystkim. Zagrali wyłącznie utwory z nowej płyty, bo jak pogodnie wyjaśnił Iwan, w odpowiedzi na prośby o coś z pierwszego krążka: „Dzisiaj gramy tylko nowe piosenki. Co zrobić?”. Bisowali kilka razy. Grupa Kirczuka wystąpiła w Polsce dopiero trzeci raz (dwa poprzednie koncerty miały miejsce w Lublinie), mimo to najwyraźniej zdobyła sobie już zdecydowanych zwolenników – niektórzy przyjechali do Czeremchy głównie na ich koncert. Po Troitsy wystąpił zespół Yerba Mater, stosunkowo nowa formacja warszawska, subtelnie płynąc przez wielokulturowe klimaty muzyczne, nawiązujące do bliższego lub dalszego Wschodu, wygrywane na przedziwnych, egzotycznych instrumentach. Mimo to, koncert ich nie spotkał się z odpowiednim przyjęciem publiki, nastawionej na „przeboje”. Wydaje się, że Yerba powinna być umieszczona w programie koncertu piątkowego lub w ogóle w bardziej kameralnych warunkach sali. Po Yerbie na scenę weszła Czeremszyna – gospodarze imprezy. I tu chyba nietrudno się domyśleć, że nastąpiło pełne szaleństwo publiczności. Zagrali ostro, szybko i dobrze – do pełnego odbioru doszedł patriotyzm lokalny słuchaczy. Zespół bisował kilka razy i z trudem udało mu się w końcu ustąpić miejsca ukraińskiej Horynie. To właśnie Horyna okazała się największym zaskoczeniem wieczoru. Tym, którzy pamiętają dwudziestoosobowy chór i tancerzy z lubelskich Mikołajków Folkowych, wyjaśniam: to była tzw. mała Horyna, czyli Ksari, grający na przykład po weselach. Wyszło czterech facetów w pięknych ludowych strojach, z akordeonem,...syntezatorami, gitarą elektryczną i czym tam jeszcze, i dawaj od ucha! A gdzie te śpiewy surowe?, gdzie głosy?, gdzie tańce? Ano tańce były – pod sceną – i to ogniste, ale jednak element zaskoczenia zwyciężył. Gdyby ktoś powiedział, że będzie kapela na zabawę, pewnie by mi się podobało, jednak kontrast z oczekiwaniami był zbyt uderzający; ostatecznie późna pora, deszcz i zmęczenie wygoniły nas na nocleg. Zabawa zaś trwała ponoć do świtu.

Właśnie taka jest Czeremchowa impreza – serdeczna, ciekawa, spontaniczna i do białego rana.

Skrót artykułu: 

W Czeremsze na Białostocczyźnie odbyły się w dniach 7- 9 czerwca tradycyjne już VII Spotkania Folkowe „Z wiejskiego podwórza”. Z roku na rok program tego podlaskiego folkowego święta robi się coraz ciekawszy, a i impreza się rozrasta.

Dział: 

Dodaj komentarz!