Zderzenie dwóch komet

Na festiwalu "Shanties" 2005 w Krakowie można było posłuchać nowego szantowo-folkowego projektu. Zespoły Ryczące Dwudziestki i Shannon powołały do życia formację, która łączy tradycję z nowoczesnością. Na razie powstał krążek zawierający trzy utwory-zwiastuny, a wkrótce będzie ciąg dalszy. Tuż przed koncertem rozmawiałem z Andrzejem Grzelą i Wojciechem Dudzińskim z Ryczących Dwudziestek oraz Pawłem Piórkowskim z Shannona.


Od kogo wyszła inicjatywa powołania wspólnego projektu?

Andrzej Grzela: Ode mnie. Sześć lat temu dostałem płytę Shannonów; pomyślałem sobie, że to chyba najlepsza polska grupa grająca muzykę irlandzką. To po prostu mnie urzekło. I już od roku pracujemy razem.


U Was też pojawiały się melodie celtyckie...

A. G.: Tak, ale przerabiane na a cappella. I nagle zaświtał pomysł, żeby zrobić wspólny projekt osadzony folkowo. Z kapelą, która dobrze gra, dobrze śpiewa i z polskimi tekstami. Próbowaliśmy wcześniej z zespołem Stonehenge, ale z różnych powodów ten projekt upadł. Z Shannonami to tak, jakby zderzyły się dwie komety i wyszedł piękny błysk światła.

Przygotowaliśmy wcześniej teksty do linii melodycznych. Chłopaki z Ryczących - Wojtek Dudziński, Bogdan Kuśka i nasz przyjaciel Artur Szczesny - napisali parę tekstów. Mieliśmy już gotowy materiał, który należało potem zmodernizować i dopasować do obu kapel.

Paweł Piórkowski: Nasza współpraca od samego początku odbywała się w sposób szczery i przyjazny. Nie było zbędnych nacisków z żadnej ze stron.


A jak wyglądał dobór materiału?

Wojciech Dudziński: Jak się okazuje, nasze rynki - szantowy i folkowy - wcale tak dalekie od siebie nie są. Zauważ, że w szantach wpływy są wszelakie; są melodie ludowe, wpływy muzyki soul i gospel przemycane na żaglowce. Z czasem przybrało to formę, jaka jest wykorzystywana w szantach. Jeżeli zastanowimy się, czym jest w ogóle szanta - czyli pieśń pracy śpiewana na pokładach żaglowców, by usprawnić wykonywanie prac - to praktycznie jest to twór martwy. Nie ma już żaglowców, na których byłby szantymen - osoba, która nie robiła nic innego, tylko śpiewała.


Więc to wszystko jest dziś inspiracją?

W. D.: Jest to baza do tworzenia własnych rzeczy, z zachowaniem formy. Współczesny festiwal "Shanties" też już nie jest taki jak dwadzieścia lat temu, gdzie śpiewało się szanty klasyczne. Zespoły szantowe powędrowały w zupełnie różnych kierunkach. Część poszła w stronę instrumentalną, inne w wokalną.


Ryczące Dwudziestki zaczynały przecież jako zespół wokalno-instrumentalny.

A. G.: Jesteśmy zespołem śpiewającym a cappella. Ale nie boimy się też zagrać z gitarami, bo nasza widownia jest różna. Niektórym trudno wysłuchać godzinnego koncertu a cappella, a wtedy trzeba go trochę tymi instrumentami ubarwić.


W projekcie z Shannonami pojawia się bogactwo brzmieniowe.

W. D.: Myślę, że będzie ciekawie przy realizacji drugiej płyty. Shannony będą śpiewać, a my grać.

A. G.: A wracając do pierwszego krążka - skonstruujemy go tak, że będzie kawałek instrumentalny - sam Shannon, nasz wspólny utwór, a potem a cappella, ale jednak ciągle po linii "irish".


Gdzie można szukać informacji o projekcie?

A. G.: Lada dzień będzie dostępna nasza strona (www.shannonryczace.art.pl). Tam będzie można poczytać o singlu, płycie i koncertach.

Skrót artykułu: 

Na festiwalu "Shanties" 2005 w Krakowie można było posłuchać nowego szantowo-folkowego projektu. Zespoły Ryczące Dwudziestki i Shannon powołały do życia formację, która łączy tradycję z nowoczesnością. Na razie powstał krążek zawierający trzy utwory-zwiastuny, a wkrótce będzie ciąg dalszy. Tuż przed koncertem rozmawiałem z Andrzejem Grzelą i Wojciechem Dudzińskim z Ryczących Dwudziestek oraz Pawłem Piórkowskim z Shannona.

Dział: 

Dodaj komentarz!