Yarehma

v

Od trzech lat na krakowskim Kazimierzu przygrywa zespół Yarehma. Gra na żydowską nutę z domieszką rytmów bałkańskich i elementów orientalnych, nadając tradycyjnym melodiom współczesne brzmienie. Yarehma przyjechała ze swoją muzyką na konkurs „Scena Otwarta” XI „Mikołajków Folkowych” w Lublinie, gdzie zwróciła na siebie uwagę jury, które uhonorowało ją wyróżnieniem, a także publiczności, żywo reagującej na klezmerskie nuty z Krakowa.


Gracie muzykę klezmerską. Co wpłynęło na to, że wybraliście właśnie ten nurt? Tradycje rodzinne, krakowski Kazimierz, który słynie z wielkiego Festiwalu Kultury Żydowskiej, przypadkowo zrodzone fascynacje kulturą jidysz?

Paweł Kurasiewicz: Korzenie naszego grania na pewno tkwią w tradycyjnej muzyce ludowej. Chcemy ją rozwijać, pokazać, że zawiera w sobie ogromne pokłady wrażliwości i piękno warsztatu. W związku z tym wiele słuchamy, szukając nowych pomysłów i sposobów aranżacji tematów tradycyjnych. W muzyce klezmerskiej można doskonalić swoje umiejętności, to dobra muzyka do grania.

Jarosław Wilkosz: Wszyscy jesteśmy po Akademii Muzycznej w Krakowie. Atmosfera tego miasta, jego dawnej żydowskiej dzielnicy z ulicą Szeroką, przez którą wielokrotnie przechodziliśmy, wracając z zajęć do akademika, zrobiła swoje. Trudno być obojętnym na dochodzące stamtąd dźwięki. To one nas zainspirowały.

Często koncertujecie na Kazimierzu?

P. K.: Tak, oczywiście, zwłaszcza w sezonie turystycznym, letnim, gdy w Krakowie jest dużo przyjezdnych z zagranicy. Wówczas średnio co drugi dzień tam grywamy. Warto odwiedzać Kazimierz. Na przełomie czerwca i lipca odbywa się tam Festiwal Kultury Żydowskiej, który jest trzecim co do wielkości festiwalem tego typu na świecie. To miejsce niezwykle urokliwe, magiczne przez wyjątkowy klimat, który udaje się mu zachować w kawiarniach, hotelach, czy po prostu na ulicach. Poza tym nie jest tak zatłoczone turystami i samymi krakowianami, jak Rynek. Tam trafiają ludzie, którzy wiedzą, czego szukają. I to znajdują. Poza Kazimierzem występujemy też na dużych koncertach, imprezach plenerowych, bankietach. Często wyjeżdżamy z naszą muzyką do Wrocławia.

J. W.: Wesela żydowskie! Kiedyś poznaliśmy pewnego rabina z Fundacji Ronalda S. Laudera w Krakowie, który zaproponował nam grywanie na takich imprezach. Teraz jesteśmy podobno jedyną w Polsce kapelą wiedzącą, jak dopasować oprawę muzyczną do całej formuły takiej uroczystości – w trakcie ślubu i przyjęcia dla gości. Zazwyczaj są to wesela ludzi wyznania mojżeszowego, raz zdarzyło się mieszane katolicko–żydowskie. Wyglądają nieco inaczej niż tradycyjne polskie. Odbywają się w bardzo dziwne dni (dla katolików), jak np. poniedziałek czy środa. Ceremonia ślubna zaczyna się po południu, potem jest zabawa przy muzyce, ale nie do rana, zwykle kończy się o północy. Weselnicy bawią się krótko, lecz bardzo intensywnie, tańcząc do upadłego. Trzy lata temu graliśmy na weselu w Krakowie, które było pierwszym po wojnie weselem żydowskim w Polsce z zachowaniem wszystkich tradycji.


Ostatnio nagraliście płytę.

J. W.: „The Jewel”. To nasz pierwszy krążek. W czerwcu zeszłego roku wynajęliśmy na dwa tygodnie katowickie studio i w tym czasie musieliśmy się zmieścić. Jesteśmy z płyty zadowoleni, ale z perspektywy czasu widzimy dla niej inne rozwiązania muzyczne. Teraz myślimy już o następnej. Mamy nowe materiały i koncepcje...

P. K.: Na „The Jewel” jest piętnaście kompozycji, większość stanowią tradycyjne żydowskie tematy zaaranżowane przez nas. Jest też kilka utworów autorskich utrzymanych w klezmerskim klimacie. Na tej płycie zawarliśmy całe spektrum naszego grania – od tradycyjnych po nowocześniejsze formy i odważne pomysły. Przy jej nagrywaniu staraliśmy się, aby zespół brzmiał jak na koncercie, stapiając się w spójność brzmieniową.


Co oznacza słowo „Yarehma”?

Krzysztof Kossowski: Początkowo nazywaliśmy się Yaro Klezmer Group, ale ciągle szukaliśmy nazwy, która bardziej by nam odpowiadała. Graliśmy coraz więcej koncertów i często organizatorzy nam tę nazwę zmieniali. Raz nawet przeczytawszy na plakacie Jaro Klezmurim mieliśmy niezły ubaw. Szukaliśmy słowa, które nic nie znaczyłoby, z niczym nie kojarzyłoby się, a dobrze brzmiało. I tak Paweł, jadąc tłuczącym się pociągiem relacji Kraków – Katowice, wymyślił obecną nazwę.


W jaki sposób docieracie do tradycyjnej muzyki żydowskiej?

J. W.: Słuchamy dużo nagrań, zarówno starych z okresu międzywojennego, jak i tych współczesnych, a wszystko po to, aby poszerzać swoje horyzonty. Co ciekawsze tradycyjne tematy aranżujemy na swój sposób. Wiele też zyskujemy dzięki znajomościom z innymi muzykami oraz z zaprzyjaźnionymi rabinami (Jonah Bookstein i Sacha Pecaric).


Macie na swoim koncie już jakieś konkursy dla młodych zespołów?

J. W.: Nie. Gramy już od trzech lat, ale lubelskie „Mikołajki Folkowe” są pierwszym przeglądem, w którym wzięliśmy udział. Cieszymy się, że z powodzeniem. Teraz szukamy managera. Chcielibyśmy, żeby ktoś zajął się organizacją naszych koncertów, sprawami technicznymi. Z doświadczenia wiemy już, że jeżeli robią to muzycy z zespołu, tracą przy tym za dużo energii, którą mogliby spożytkować na scenie.

Skrót artykułu: 

Od trzech lat na krakowskim Kazimierzu przygrywa zespół Yarehma. Gra na żydowską nutę z domieszką rytmów bałkańskich i elementów orientalnych, nadając tradycyjnym melodiom współczesne brzmienie. Yarehma przyjechała ze swoją muzyką na konkurs „Scena Otwarta” XI „Mikołajków Folkowych” w Lublinie, gdzie zwróciła na siebie uwagę jury, które uhonorowało ją wyróżnieniem, a także publiczności, żywo reagującej na klezmerskie nuty z Krakowa.

Dział: 

Dodaj komentarz!