Sister Fa.

Afrykańska pasja i misja

Fatou Mandiang Diatta, znana pod pseudonimem Sister Fa, urodziła się w kwietniu 1982 roku w Dakarze, w Senegalu. Jako osiemnastolatka, zafascynowana społecznością senegalskich raperów nagrała kasetę demo i wzięła udział w swoim pierwszym festiwalu „Rhythm et Melodie” w Centre Culturel Blaise Senghor. Rok później została po raz pierwszy zaproszona do występu podczas gali Senegalese Hip-Hop Awards, na której przyznawane są nagrody dla najlepszych senegalskich muzyków hip-hopowych. W 2002 roku Sister Fa reprezentowała Senegal na Międzynarodowym Festiwalu kobiecego rapu w Gwinei. Swój pierwszy samodzielny album nagrała i wydała w 2005 roku (wcześniej brała udział w nagraniach składanek Art City w 2002 roku i Tous Rappons le Sida w 2003 roku), a pod koniec roku na piątej gali Senegalese Hip-Hop Awards otrzymała pierwszą nagrodę w kategorii Debiut Roku. Po przeprowadzce do męża do Niemiec, w 2006 roku, nie zaprzestała aktywnej działalności społecznej i głoszenia swojej misji na koncertach. W tym roku możemy posłuchać świeżo wydanej przez wytwórnię Piranha płyty „Sarabah”, którą zadebiutowała na światowych rynkach.

Posyłasz ludziom pewien przekaz. Stąd moje pierwsze pytanie – dlaczego wykorzystujesz do tego hip-hop?
Pochodzę z południa, z regionu Kazamus, gdzie jest rebelia, a kobiety żyją w bardzo ciężkich warunkach – doświadczają wielu niesprawiedliwości i nic się nie zmienia. Pochodzę właśnie z takiej okolicy. Na początku było we mnie wiele buntu i nurtowało mnie pytanie – dlaczego tak jest? Urodziłam się buntowniczką. Uświadomiłam sobie, że muszę przemówić za tych ludzi, którzy nie mają w ręku mikrofonu, nie mają możliwości pójść do telewizji i powiedzieć: hej, my tutaj cierpimy!

Pomyślałam: Tak, pewnego dnia zrobię o tym muzykę i powiem o tym w moich kawałkach. Ale w muzyce tradycyjnej – w mbalach – nie możesz krytykować ludzi, to muzyka, w której możesz jedynie pochwalać ludzkie życie, a więc tylko hip-hop pasował do mojego usposobienia i tego, co chcę robić.


Co jest ważniejsze? Flow, wyczucie rytmu, czy przekaz, jaki dajesz ludziom?
Sorry, ale nie jestem w tej grupie, która traktuje koncert jako możliwość pokazania się, dobrej zabawy. Dla mnie ważniejszy jest przekaz – zastanawiam się, jak mogę pomóc ludziom dotrzeć do edukacji, jak pomóc ich rodzicom. Nie czułabym się dobrze rapując wyłącznie o seksualności, narkotykach, alkoholu – nie wyobrażam sobie siebie w takiej roli. Ja chcę pomagać ludziom wychodzić z trudnej sytuacji, dawać im coś pozytywnego, to nie tylko kwestia rymów. Oczywiście, fajnie jest mieć dobre rymy, dobry podkład muzyczny, ale jednak najważniejszy pozostaje przekaz, jaki umieszczam w tekście.

Ale nie zrywasz kontaktu z tradycją – używasz tradycyjnych melodii…
Dla mnie ważne jest to, aby pokazywać swoją kulturę i miejsce skąd pochodzę. Jeśli rozmawiamy o hip-hopie, automatycznie ludzie myślą o Stanach Zjednoczonych, bo mówi się, że tam narodził się ten styl. Wyobraź sobie kogoś z Senegalu wykrzykującego amerykańskie teksty – wtedy ludzie widzą ciebie przez taki pryzmat. Na przykład w Niemczech, gdzie teraz mieszkam – jeśli próbowałabym skopiować ten amerykański styl, nie byłoby to interesujące – jestem pewna, że gdyby ludzie chcieli słuchać czegoś takiego, sprowadziliby Missy Elliot, czy inną postać lepszą w tym stylu ode mnie. Ja chcę pokazać odmienność naszej kultury i myślę, że często mi się to udaje.

Jesteś producentem swojej płyty. Co wpłynęło na tę decyzję?
Tak, to było jeszcze w Senegalu, w 2004 roku. Byłam strasznie wkurzona – robiłam muzykę, a w domu nikt tego nie rozumiał, nie było nawet dla mnie jedzenia w domu. Mówili: skoro siedzisz ciągle w studiu, jedz w studiu! Ale przecież tam nie ma jedzenia – jest mikrofon i inny sprzęt. Pomyślałam sobie: OK, to jak bitwa, pokażę im, że to mój wybór, i że jest słuszny. Pokażę, że mogę nieść coś dobrego dla innych.

Czekałam na producenta, ale nic z tego nie wyszło. Nikt nie był zainteresowany pracą z pierwszą dziewczyną w tym biznesie. Zaczęłam więc nagrywać tu i tam, i jak już miałam wszystko nagrane, zapragnęłam mieć profesjonalny materiał. Pożyczyłam pieniądze od ojca i od brata, który był wtedy bardzo chory i leżał w szpitalu – to było dla niego duże ryzyko, ale dał mi te pieniądze. Pomogli mi jeszcze przyjaciele, zapłaciłam za studio, nagrałam wszystko z zaprzyjaźnioną kapelą – FNF, czyli Fight and Forget. W tej ekipie był ktoś, kto potrafił zaprojektować okładkę, kto inny umiał programować, był wokalista – była to taka przyjacielska pomoc.

Nie mogłam czekać już dłużej, nawet w 2004 roku było już za późno. Czułam, że powinien być ktoś przede mną, jakaś dziewczyna, która miałaby taką szansę jak ja. Stąd moja decyzja, że zrobię płytę samodzielnie. Dzisiaj nie żałuję, że tak się stało.


Czy to co robisz jest nadal powiązane z tradycją, czy jednak czujesz, że tworzysz coś nowego?
Czasem czuję, że tworzę coś nowego. Ale kiedy śpiewam w moim ojczystym języku, w języku z mojej wioski – w dżiula, to nie jest to dla mnie nic nowego; po prostu śpiewam melodie z południa, aby opowiedzieć o mojej kulturze. Moi niemieccy muzycy dokładają własną wiedzę, dorzucają ten groove i z tego rodzi się coś nowego. Ale szczerze, to już nie robię tego hardkorowego rapu, jaki robiłam wcześniej – teraz więcej śpiewam, jest więcej melodii, więcej przestrzeni dla muzyków, są solówki. To, co robię mogę nazwać muzyką świata, ale wewnątrz ciągle jest hip-hop.

Czy są jakieś różnice w odbiorze przez publikę w Senegalu, z tym jak przyjmuje Ciebie Europa?
W Senegalu mam inną publiczność, tam jest więcej młodych odbiorców – zbuntowanych, czujących potrzebę pójścia na koncert, aby się rozładować. Tutaj publika jest bardziej dojrzała, a odbiorcy są otwarci na nowe brzmienia, na muzykę świata.

W zeszłym roku mieliśmy trasę w Senegalu, z innymi artystami – pokazywaliśmy filmy, organizowaliśmy warsztaty, zagraliśmy za darmo mnóstwo koncertów. Młodzi ludzie chętnie przychodzili. Dla mnie było ważne, aby dotrzeć do młodzieży z hip-hopem, który oni tak bardzo tam lubią. W mojej muzyce zawierałam swój przekaz: możecie mieć dostęp do edukacji bez plemiennego okaleczania.

Muzyka to świetny sposób na dotarcie do ludzi. Robiliśmy tak w rozpropagowaniu akcji przeciwko AIDS – zrobiliśmy składankę na płycie, którą rozdawaliśmy za darmo. Na płycie różni artyści mówili o AIDS: wiesz, używajcie prezerwatyw i inne takie hasła, i to pomogło, ponieważ Senegal to jedno z niewielu państw w Afryce, które nie ma nawet jednego procenta zakażonych ludzi. To prawie nic, szczególnie jeśli porównasz to z innymi krajami Afryki. Wszystko dzięki artystom, którzy poczuli, że też mogą coś zrobić w tej sprawie.


A jaka jest reakcja Twoich najbliższych w Senegalu – rodziny, przyjaciół?
W Senegalu ciągle mam mojego brata, jedynego od strony matki, która zmarła. Jest tam też mój ojczym i przyszywana siostra i brat. Mój ojczym często mawia: jestem dumny z tego, co robisz. Jest dumny z tego, czym się zajmuję, ponieważ nie robię muzyki tylko dla siebie. Robię to, by pomagać ludziom w moim kraju.

Jeśli mówimy o plemiennym okaleczaniu kobiet – ja jestem jedną z nich od 5. czy 6. roku życia. Normalnie powinnam powiedzieć: jestem ofiarą tego okaleczenia, ale próbuję nie dopuścić, by tych ofiar było więcej. Dla mnie to walka. Każdego dnia pracuję przy moim komputerze i próbuję znajdować sposoby, jak można pomóc moim rodakom, na przykład w dotarciu do edukacji.


Jest wielu dobrych raperów w Senegalu, czy możemy oczekiwać eksplozji tej sceny w Europie, tak jak to się stało w przypadku muzyki etnicznej z Afryki, granej na bębnach – tamci artyści przybyli i osiągnęli tutaj wielki sukces. Czy będzie tak samo z afrykańskim hip-hopem?

Nie wydaje mi się. No chyba że Afrykańczycy będą wkładać do muzyki coś specjalnego – jak na przykład afrykańskie instrumenty – korę, balafon czy djembe – słowem coś typowego dla Afryki. Jeśli zbudują coś nowego, nie tylko kopiując amerykański styl, wtedy to może się udać. Ale jeśli będzie to tylko kalka z Ameryki, nie wydaje mi się, żeby to miało sens.

Gdy rapuję w języku wolof, ludzie nie rozumieją mnie tutaj. Musisz stworzyć coś nowego, żeby pokazać swoją indywidualność. Nie oglądaj się na innych. Ludzie są teraz zmęczeni tym ciągłym kopiowaniem innych – nie ma kreatywności. Widzą, że w muzyce jest to samo: nie ma sensu kupować kolejnej płyty – na przykład w tym roku jest Sean Paul, za rok Sean Paul, za dwa lata znowu Sean Paul. Każda kolejna płyta nie jest wcale nowa. Popatrz na to, co robili Beatlesi, czy The Police. Dla mnie świetną inspiracją jest muzyka Lionela Richie, a to przecież nie jest moje pokolenie, tylko mojej matki. Ciągle wracamy do kompozycji Mozarta czy Beethovena dlatego, że były wyjątkowe. Jeśli my stworzymy coś wyjątkowego, to może to być dobre dla przyszłych pokoleń.


Dziękuję za rozmowę.
Skrót artykułu: 

Fatou Mandiang Diatta, znana pod pseudonimem Sister Fa, urodziła się w kwietniu 1982 roku w Dakarze, w Senegalu. Jako osiemnastolatka, zafascynowana społecznością senegalskich raperów nagrała kasetę demo i wzięła udział w swoim pierwszym festiwalu „Rhythm et Melodie” w Centre Culturel Blaise Senghor. Rok później została po raz pierwszy zaproszona do występu podczas gali Senegalese Hip-Hop Awards, na której przyznawane są nagrody dla najlepszych senegalskich muzyków hip-hopowych. W 2002 roku Sister Fa reprezentowała Senegal na Międzynarodowym Festiwalu kobiecego rapu w Gwinei. Swój pierwszy samodzielny album nagrała i wydała w 2005 roku (wcześniej brała udział w nagraniach składanek Art City w 2002 roku i Tous Rappons le Sida w 2003 roku), a pod koniec roku na piątej gali Senegalese Hip-Hop Awards otrzymała pierwszą nagrodę w kategorii Debiut Roku. Po przeprowadzce do męża do Niemiec, w 2006 roku, nie zaprzestała aktywnej działalności społecznej i głoszenia swojej misji na koncertach. W tym roku możemy posłuchać świeżo wydanej przez wytwórnię Piranha płyty „Sarabah”, którą zadebiutowała na światowych rynkach.

Dział: 

Dodaj komentarz!