O zaletach wiernego trwania

[folk a sprawa polska]

Poznański klub Fabrika jest miejscem, w którym regularnie odbywają się koncerty wykonawców z kręgu muzyki alternatywnej, niezależnej - zarówno rockowych, jak jazzowych czy tak zwanego nowego brzmienia. Miejscem, które stosunkowo od niedawna, a jednak wytrwale pracuje na miano klubu kultowego. W jego murach od początku bieżącego roku znajduje się przestrzeń dla zespołów folkowych. Najpierw pojawiło się tu Trio Janusza Prusniowskiego - ale w kwintecie, potem Caci Vorba, przed nami koncert Bubliczków i innych wykonawców. Ot, nic wielkiego, jeden z wielu przypadków koncertowego życia w naszym kraju.

A jednak warto nie przeoczyć nawet drobnych, z pozoru przypadkowych albo mało istotnych zdarzeń. Nie przeceniając bowiem znaczenia oferty koncertowej jednego z wielu polskich klubów, możemy zauważyć, że folkowi wykonawcy coraz częściej pojawiają się w dość nieoczywistych - za to zadecydowanie kulturotwórczych - miejscach. Zdaję sobie sprawę, że np. z perspektywy Warszawy rzecz może wydawać się szczególnie nienadzwyczajna. Mam bowiem wrażenie, że w propozycji stołecznych klubów, sal i miejsc koncertowych od dawna jest wyrazista przestrzeń do działań folkowych. W innych miastach (nawet takich które szczycą się festiwalem Ethno Port) nie jest to już niestety tak oczywiste.

Dla sprawiedliwości przyznać warto, że to właśnie wspomniany Ethno Port zapewne działa tu na publiczność i organizatorów. Pokazując tym, którzy nie wyzbyli się jeszcze swoich uprzedzeń - jak bogata, różnorodna i wartościowa jest propozycja związana z world music, etno, folkiem. Nie bez znaczenia pozostają zapewne również kolejne, pojedyncze koncerty krajowych wykonawców.

Przede wszystkim chyba istotny jest tu upór mądrego trwania przy swoim, konsekwentnego działania w wybranej estetyce, wierność artystycznym zasadom czy założeniom. Byli, bywali wszak artyści, którzy na folkowej fali chcieli zawojować (nawet na chwilę im się to udawało) popowe listy przebojów. Ale: "Gdzie oni są?" - chciałoby się zawołać zgoła nie folkowym szlagwortem Grzegorza Ciechowskiego. Prawie nikt już o nich nie pamięta. Natomiast ci, którzy istotnie pozostają wokół folkowych natchnień, znajdują wsparcie i uznanie - z pewnością nie zawsze na czas, ale coraz częściej bywają dostrzegani, na co chyba każdy może dziś znaleźć dobitne przykłady.

Nawet wówczas - a może szczególnie wówczas - gdy te działania, twórcze poszukiwania, ogniskują się na folkowych pograniczach, gdy wiążą się czasem z artystyczną prowokacją, twórczym eksperymentem. Bo przecież łatwiej zgnuśnieć, wydeptując monotonnie wspólną ścieżkę, niż pozostawić sobie prawo do artystycznego wielogłosu. Jestem zresztą przekonany, że właśnie ów "wielogłos" decyduje o prawdziwej dynamice folkowej sceny. Bo wartością samą w sobie jest ta różnorodność: fascynacja muzyką wiejską, ale i w pełni "miejska", jej recepcja czy interpretacja, czerpanie garściami z muzyki naszych dziadów, ale i swobodne odwoływanie się do dziedzictwa innych kultur, głębokie interpretowanie klasycznej folkowej estetyki, ale i swoboda jej przełamywania. Przykładów tego ostatniego mieliśmy i wciąż mamy bez liku - gdy folk zderzano z muzyką klasyczną, minimalem, nowymi brzmieniami, jazzem, za każdym razem rozkwitał. Podobnie jak rozkwita wciąż w swej bardziej tradycyjnej, bardziej akustycznej, kameralnej formule. Cieszmy się bogactwem!

A piszę te słowa, mając jeszcze świeżo w pamięci Paszport Polityki, który przyznano Maćkowi Szajkowskiemu. Nie czas tu i miejsce, żebym składał Mu laurkę, zresztą nie jestem pewien, czy by tego koniecznie oczekiwał. Ale trudno nie dostrzec, że oto nagrodę otrzymał ktoś, komu się ona szczególnie należała. Taki właśnie niestrudzony folkowy wojownik, któremu zawsze po drodze było z twórcami reprezentującymi inne stylistyki - nie przypadkiem głównie z kręgu kultury niezależnej, offowej. Cała dotychczasowa twórczość Kapeli Ze Wsi Warszawa była tego wyrazem, a projekt R.U.T.A. wprost to potwierdza. To również dzięki niemu folk staje się (wciąż jest) ważnym elementem muzycznego dialogu w naszym kraju.

Skrót artykułu: 

Poznański klub Fabrika jest miejscem, w którym regularnie odbywają się koncerty wykonawców z kręgu muzyki alternatywnej, niezależnej - zarówno rockowych, jak jazzowych czy tak zwanego nowego brzmienia. Miejscem, które stosunkowo od niedawna, a jednak wytrwale pracuje na miano klubu kultowego. W jego murach od początku bieżącego roku znajduje się przestrzeń dla zespołów folkowych. Najpierw pojawiło się tu Trio Janusza Prusniowskiego – ale w kwintecie, potem Caci Vorba, przed nami koncert Bubliczków i innych wykonawców. Ot, nic wielkiego, jeden z wielu przypadków koncertowego życia w naszym kraju.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!