Naśladowcy i kontynuatorzy

Popularność i rozgłos zdobyty przez The Pogues sprawiły, że wiele grup sięgnęło po podobne środki wyrazu. Nie można co prawda mówić o eksplozji punk-folku, ale niewątpliwie Irlandczycy z londyńskiego Soho znaleźli liczne grono naśladowców. Są wśród nich zarówno naśladowcy bezpośredni, którzy inspirują się stylem The Pogues, jak i tacy, dla których wyznacznikiem jest jedynie łączenie folku z punkiem.

Do tych pierwszych zaliczyć można sporo kapel pubowych, z których większość nie osiąga zbytniej popularności, ograniczając się do przeróbek tradycyjnych utworów lub nawet coverów The Pogues. Są jednak i takie, na które warto zwrócić uwagę. Istnieje kapela nawiązująca do Poguesów również nazwą – The Mahones. The Mahones to ciekawa grupa, której nagrania stanowią mieszankę elementów znanych z nagrań The Pogues z własnymi, często bardzo ciekawymi pomysłami. Jeden z utworów grupy, zatytułowany „London” został zadedykowany Shane’owi. The Mahones mają doskonałe wytłumaczenie drobnej wtórności względem stylu The Pogues. Otóż zespół powstał w momencie, kiedy jego członkowie, zadeklarowani fani The Pogues, zauważyli, że ich ulubiona kapela odchodzi coraz bardziej od klimatów celtyckich i zaczyna się inspirować czymś bardzo odległym. Widać to zwłaszcza na „Hell’s Ditch”. Rzeczywiście, The Mahones brzmi jak wcześniejsze The Pogues, a ich inspiracje są niewątpliwie celtyckie. Słychać to już na pierwszej płycie – „Dragging the Days”, oraz na kolejnej – „Rise Again”. Jednak już wydany w 1999 roku album „The Hellfire Club Sessions” niesie ze sobą muzykę nieco inną, a na pewno bogatszą. Kontynuacją tej drogi jest ostatni jak dotąd album studyjny The Mahones – „Here Comes Lucky”. (Uwaga! Nie należy mylić tej kanadyjskiej grupy z niemiecką kapelą o tej samej nazwie.)

Warto na pewno zwrócić uwagę na takie „post-poguesowe” zespoły jak Pint O’Guiness, Dust Rhinos, The Greenland Whalefisheries czy kapele niemieckie, czerpiące z The Pogues, lecz idące własną drogą, jak Fiddler’s Green, Waxie’s czy Paddy Goes To Holyhead. Zwłaszcza ta ostatnia kapela zdaje się zdobywać coraz większą popularność. Nagrała już kilka płyt i choć w jej aranżacjach znajdują się również elementy muzyki pop, łatwo znaleźć w nich punkowy pazur. Ciekawostką może też być fiński Wild Rover, śpiewający The Pogues w swym rodzimym języku, oraz podobnie czyniący słoweński Belfast Food. Jak wspomniałem wyżej, jest też cała gama kapel o punkfolkowym brzmieniu, które nie starają się bezpośrednio naśladować The Pogues. Może wydać się to dziwne, ale albumem punkfolkowym ochrzczono debiutancki krążek kanadyjskiego zespołu Spirit of The West. Jest to jednak płyta w dużej mierze akustyczna i w tym przypadku chodzi raczej o dynamikę i tematykę utworów. Muzycznie porównać go można z bardziej znanym w naszym kraju zespołem Great Big Sea.

W środowiskach emigrantów irlandzkich i szkockich za Wielką Wodą muzyka celtycka również jest bardzo popularna. Nic więc dziwnego, że młodzi ludzie doszli do tego, by łączyć punk z folkiem. Powstało tam sporo ciekawych zespołów, takich jak Flogging Molly, The Young Dubliners czy nowojorski Black 47. Muzycy tej ostatniej kapeli łączą ze sobą prawie wszystko, co przyjdzie im do głowy, np. ciężkie gitary, hip hopowe wokale i irlandzkie dudy. I wszystko to w jednym utworze. Wśród kapel wyróżniają się niewątpliwie dwa zespoły, grające najbardziej siarczyście i nie bojące się zagrać po prostu punkowo. Pierwszy z nich to Irlandczycy z Bostonu – Dropkick Murphy’s. Panowie z DM są bostońskimi skinheadami i zapewne irlandzkimi nacjonalistami. Swoje songi o walce i zabawie wyśpiewują z wielkim zapałem. Są też całkiem sprawni muzycznie, poza mocnymi gitarami operują takimi instrumentami jak dudy czy tin whistle. Udowodnili, że potrafią zagrać zarówno folkowy utwór The Pogues, jak i oi! z repertuaru Cock Sparrer – a będzie to dalej brzmiało jak Dropkick Murphy’s. Na ostatniej płycie studyjnej zespołu – „Sing Loud, Sing Proud” pojawia się gościnnie Shane MacGowan. Kolejną kapelą, która też wie do czego służą elektryczne gitary (i nie jest to ekipa Kuby Sienkiewicza) jest zespół The Real MacKenzies. Muzycy ci mają z kolei szkockie pochodzenie. Charakterystyczne dla ich muzyki są majestatyczne dudy grające razem z gitarami. Wojciech Ossowski w radiowej Trójce prezentował kiedyś koncertowe nagrania tej kapeli i z tego co słyszałem, podobała się ona wielu słuchaczom. Na pewno warto zapoznać się ze studyjnym albumem zespołu „The Clash of Tartans”.

Niewątpliwie punkowy klimat panuje też w nagraniach The Tossers. Zespół zaczynał dość oryginalnie, krocząc własną ścieżką przez punkfolkowy światek, kiedy nagle, niespodziewanie, na przedostatnim albumie „Communication & Conviction” pojawiły się piosenki bardziej „poguesowe”, w tym również tematy nad którymi pracowali wcześniej The Pogues: „Young Ned Of The Hills”, „Maidrin Rua” i „Irish Rover”. Muzyka ta wciąż różni się od tej prezentowanej przez protoplastów punkfolku, ale zapewne spodobałaby się miłośnikom ostrzejszych utworów The Pogues.

Z pewnością kontynuatorami idei łączenia punka z folkiem jest pochodząca z angielskiego Brighton formacja The Levellers. Niestety, ostatnio muzyka tej grupy skłania się raczej w kierunku britpopu niż dźwięków punkfolkowych. Należy jednak przyznać, że kapela ta miała spory wpływ na rozwój punkfolku, i to nie tylko na Wyspach Brytyjskich. Wspominając o korzeniach muzycznych (i być może ideowych) The Levellers nie sposób pominąć zespoły New Model Army i The Waterboys. Ten drugi – zwłaszcza z okresu fascynacji muzyką celtycką (płyty „Room to Roam” i „The Fisherman’s Blues”). Do pierwszego zespołu nawiązuje już choćby nazwa kapeli, zaczerpnięta z angielskiej historii. W połowie lat 90. mówiło się, że uczniowie (czyli właśnie The Levellers) prześcignęli swoich mistrzów (New Model Army). Ile w tym prawdy – nie wiem, pozostawiam to więc ocenie słuchaczy. Pierwsze dwie płyty The Levellers – „Weapon Called The World” i „Levelling The Land” – są folkowym akustycznym brzmieniem z punkową energią, mieszanką najwyższych lotów. Pochodzą z nich pierwsze hity zespołu, takie jak „Carry Me” czy „One Way”. Doskonałe połączenie ostrej niekiedy rytmiki z dźwiękiem akustycznych gitar, charakterystycznym „luzackim” wokalem Marka Chadwicka i świetnymi skrzypcami Jona Sevinka stanowiły doskonały znak rozpoznawczy The Levellers we wczesnych latach istnienia grupy. Zespół zyskał spore grono zwolenników, a także prężnie działający fan club, który regularnie wydaje bootlegi zespołu, niekiedy znacznie ciekawsze od wydawanych oficjalnie albumów studyjnych. Należą do nich choćby takie rodzynki jak „Subway Songs” – piosenki wykonywane niemal wyłącznie przez Marka (z gitarą akustyczną), brzmiące jak demo ewentualnej solowej płyty wokalisty, „Drunk In The Public” i „Too Drunk In The Public” – nagrania z pubowych sesji z towarzyszeniem przyjaciela kapeli Reva Hammera. Można na nich usłyszeć akustyczne wersje utworów, które na późniejszych płytach Levellersów nagrane były przy pomocy gitar elektrycznych i elektroniki.

Ów elektryczny zwrot w muzyce zespołu nastąpił wraz z wydaną w 1993 roku płytą „Levellers”. To płyta, która zawiera najmroczniejszą jak dotąd muzykę. Dużo się na niej dzieje, ale mimo iż zyskała sporą popularność, nie ma na niej dawnej przebojowości. Jej echa wracają na płycie „Zeitgeist”. Wiele tu elektryczno-akustycznych fragmentów i muzyka jest taka jakaś... ładna. Nic dziwnego, że utwór „Hope Str.” trafił na listę przebojów MTV. Podobnie było z przebojem z kolejnej płyty (album „Mouth To Mouth”), utworem „Beautiful Day”, który stał się jednym z letnich hitów. Niestety, poza radosnymi kawałkami, które znajdowały się na singlach, oraz poza kilkoma miłymi balladami zespół pod płaszczykiem rozwoju swej formuły zaczął grać coraz bardziej popowo, a nawet britpopowo. Szczytem tego nurtu w twórczości zespołu jest ostatni album studyjny „Hallo Pig”. Niestety, nie zanosi się na to, by zespół powrócił do punkfolkowych kompozycji, których echa pobrzmiewają jeszcze na „Zeitgeist”.

Na szczęście Levellersi znaleźli też swoich kontynuatorów, są więc zespoły punkfolkowe inspirujące się wcześniejszymi i późniejszymi (ale wciąż folkowymi) nagraniami tej kapeli. Osobiście mogę polecić płyty Trick Upon Travellers, zespołu, który pochodzi z tego samego miasta (Brighton), co The Levellers. Obecnie co prawda zespół przechodzi pewne perturbacje i nie wie, czy powinien kontynuować karierę jako Trick Upon Travellers, czy Trick Upon Travellers 2, lub też pod inną nazwą. Pozostaje jednak faktem, że to niezły zespół, którego inspiracje stanowi zarówno punk-rock, jaki i folk spod znaku The Levellers i... Fairport Convention. Właśnie do kompozycji Fairport można porównać niektóre piosenki zespołu, choć jednocześnie grupa zachowuje typowe dla siebie garażowe brzmienie.

Znakiem wyróżniającym The Levellers jest maniera wokalna Marka Chadwicka. Muszę przyznać, że ów charakterystyczny śpiew, jakby wokalista śpiewał od niechcenia, jakby mu na niczym nie zależało, nie od razu potrafi do siebie przekonać. Jak się jednak okazuje, trudno znaleźć drugi taki głos. Jedyny zespół, który posługuje się podobnym brzmieniem wokali to francuski Louise Attaque. Muzycznie pobrzmiewają w nim echa zarówno The Pogues, jak i Mano Negry. Kapel grających w sposób zbliżony do The Pogues i The Levellers jest niewątpliwie bardzo dużo i trudno byłoby je wszystkie wymienić. Na początku 2001 roku powstała jednak inicjatywa internetowa w postaci web-zina (fanzina internetowego) Shite’n’Onions, poświęconego irlandzkiej muzyce punkfolkowej i punkowej, a ostatnio również kapelom ska. Jakimś cudem znalazło się tam również miejsce dla Thin Lizzy i Horslips. Zinowi daleko jeszcze do miana kompendium wiedzy o punk-folku, jednak można w nim poczytać sporo o zespołach, zarówno młodych, jak i starszych, są też recenzje płyt i koncertów oraz linki do stron internetowych wykonawców. Polecam kontakt z tą witryną jako swoistym uzupełnieniem i aktualizacją niniejszego artykułu (www.levellers.co.uk).

Skrót artykułu: 

Popularność i rozgłos zdobyty przez The Pogues sprawiły, że wiele grup sięgnęło po podobne środki wyrazu. Nie można co prawda mówić o eksplozji punk-folku, ale niewątpliwie Irlandczycy z londyńskiego Soho znaleźli liczne grono naśladowców. Są wśród nich zarówno naśladowcy bezpośredni, którzy inspirują się stylem The Pogues, jak i tacy, dla których wyznacznikiem jest jedynie łączenie folku z punkiem.

Dodaj komentarz!