fot. T. Kulbowski
Szesnasty lubelski festiwal Najstarsze Pieśni Europy – poświęcony tradycyjnym pieśniom – odbył się 8-9 października. Jego wiodącym tematem, a zarazem przedmiotem festiwalowej konferencji naukowej, był motyw płodności w pieśniach tradycyjnych. W programie znalazły się koncerty i „Noce tańca” w lubelskich knajpach, gdzie przygrywały Kapela Pańczaków i Kapela Witka Brody. Występy – dwa dziennie, nawiązujące do myśli przewodniej festiwalu – zostały zaplanowane w Studiu Koncertowym Radia Lublin. W piątek wystąpił Syrym Muhametżanow z Kazachstanu – pogranicza Europy i Azji, akompaniując sobie na tarze. Zaprezentował on styl śpiewu, który pojawił się w tym kraju w XIX w. W wolnym tłumaczeniu określany jest jako „ludowy profesjonalny”. Ten rodzaj śpiewu wywodzi się z wokalistyki ludowej. Mimo to jest przedmiotem uniwersyteckim, a przekazywany jest wciąż metodą mistrz-uczeń – nuty są w tym przypadku jedynie materiałem pomocniczym. Syrym Muhametżanow w godzinnym recitalu zaprezentował pieśni liryczne z kilku regionów Kazachstanu. Niestety, laik nie był w stanie wychwycić różnic. Młody muzyk śpiewał mocnym, „białym” głosem, ale jakby wygładzonym, trochę operowym. Większość pieśni miała podobną budowę. Zaczynała ją wokaliza, której zadaniem było pokazanie pełni walorów wokalnych artysty i przyciągnięcie uwagi słuchaczy. Po niej następowała czterowersowa zwrotka i rodzaj refrenu złożony z nic nie znaczących sylab, które dawały pole do improwizacji. Z powodu braku znajomości tekstów koncert był trochę monotonny, ale śpiewak został nagrodzony sowitymi brawami.
Jako drugie na scenie pojawiły się śpiewaczki z Gałek Rusinowskich w towarzystwie Kapeli Pańczaków z Rdzuchowa. Wspólnie zaprezentowali obszerne fragmenty wesela – nieobce bywalcom festiwalu, ale miło było posłuchać. Nogi rwały się do tańca. Niesamowitą, niemą rolę stworzyła młodziutka, bledziutka „panna młoda”, z rezygnacją poddająca się obrzędowi sprawowanemu przez ogół kobiet.
Drugiego dnia zabrakło zapowiadanego wcześniej zespołu z Bułgarii. Z powodzeniem zastąpiła go grupa Dziczka, wykonując wielogłosowe pieśni ludowe z Ukrainy. Hitem okazał się żeński zespół wokalny z Monsanto w Portugalii, który zaprezentował unikalny obrzęd wiosenny z tej górskiej, dziś prawie pustej wioski. Panie wyszły w tradycyjnych strojach, trzymając kwadratowe, dwumembranowe tamburyna (adufe), wypełnione nasionami. Grały na nich tylko kobiety. Jedna ze śpiewaczek miała na głowie bielony dzban z misternie ułożonym bukietem kwiatów, inna trzymała w ręku szmacianą lalkę bez twarzy (podobnie jak u ukraińskich motanek), będącą symbolem płodności. Panie zaśpiewały pieśni towarzyszące procesji, która co roku, trzeciego maja obchodzi mury wioski. Z jej historią związanych jest wiele legend. Jedna z nich głosi, że w minionych wiekach Hiszpanie przez wiele miesięcy bezskutecznie oblegali Monsanto. Zmęczeni oblężeniem Portugalczycy wystawili na murach dorodną jałówkę. Wówczas napastnicy, wierząc, że mieszkańcy Monsanto mają dużo zapasów żywności i mogą się bronić w nieskończoność, odstąpili od bram. Kobieta niosąca na głowie kwietny wieniec jest symbolem tej właśnie jałówki. Pieśni śpiewane w jednym rytmie były dość monotonne i wykonane amatorsko, ale zespół emanował naturalnością, był widowiskowy i egzotyczny. Z przyjemnością się słuchało i oglądało. Organizatorzy Najstarszych Pieśni Europy zawsze wyszukują interesujących artystów – tak było i tym razem. Pozostaje tylko czekać na kolejną edycję.
Agnieszka Matecka-Skrzypek
Szesnasty lubelski festiwal Najstarsze Pieśni Europy – poświęcony tradycyjnym pieśniom – odbył się 8-9 października. Jego wiodącym tematem, a zarazem przedmiotem festiwalowej konferencji naukowej, był motyw płodności w pieśniach tradycyjnych. W programie znalazły się koncerty i „Noce tańca” w lubelskich knajpach, gdzie przygrywały Kapela Pańczaków i Kapela Witka Brody. Występy – dwa dziennie, nawiązujące do myśli przewodniej festiwalu – zostały zaplanowane w Studiu Koncertowym Radia Lublin.