My pastuszki mali. O hucznym kolędowaniu słów kilka

Może niektórzy pamiętają jeszcze czasy, gdy kolędnicze kozy z dzwoneczkami u szyi chodziły pod opieką właścicieli po Lublinie i wioskach. Dlaczego akurat te zwierzęta? Bo: "Gdzie koza chodzi, tam się żytko rodzi". Jeśli nie przypominacie sobie obchodów z autentycznymi zwierzętami, choć niegdyś takie bywały, to przynajmniej powinny przyjść wam na myśl z osobami w ich przebraniu. Niegdyś również kolędnicy chodzili osobno w grupach dziewczęcych i chłopięcych. Forma kolędowania dawniej była także bardziej rozbudowana, chodzono ze spektaklem, wystawiając go w domostwach. Do tych zwyczajów nawiązali założyciele kapeli Bosa Nóżka: Marta i Krzysztof Butrynowie, którzy 16. grudnia poprowadzili spotkanie kolędnicze "My pastuszki mali". Miało ono miejsce w Warsztatach Kultury przy ul. Popiełuszki 5. Wydarzenie adresowane do dzieci w wieku 5-12 lat odbyło się w ramach "Słowno-muzycznych spotkań dla najmłodszych".

Mimo iż zima była w pełni, spotkanie odbyło się na zielonym dywaniku, imitującym trawę, który bardzo przypadł dzieciom do gustu i łatwo było w to miejsce zwabić kozę. Przebrana za zwierzę Marta Graban-Butryn zrobiła prawdziwą furorę. Meczała, poruszała paszczą i zabawnie się przewracała, śpiewając:


"Tańcowała koza pomiędzy kozami
aż się przewróciła do góry nogami."

Dzieci usłużnie pomagały jej wstać. Nie trzeba było młodych kolędników długo zachęcać, by również wdziały na siebie przebranie kozy. Energicznie pociągały za sznurek, by zwierzę kłapało paszczą z jęzorem. Reszta uczestników pomagała śpiewać tańcującej kozie i prowadzącemu ją pastuszkowi. Mimo że działania miały miejsce na zielonej trawce, pastuszek (Krzysztof Butryn), jak na zimową porę przystało, ubrany był w kożuch i czapę. Dzieci obłaskawiły kózkę, zaczęły ją głaskać, podziwiać jej okazałe rogi. W końcu dały zwierzęciu odpocząć. Chociaż przyznały, że jeszcze nie chodziły po kolędzie, wiedziały jakie postacie w tym uczestniczą. Wymieniły aniołka, diabełka, śmierć z kosą, królów, w tym okrutnego Heroda. Młodym uczestnikom spotkania bardzo spodobali się przebierańcy pokazani na slajdach. Poznały w ten sposób kolejne postaci kolędnicze: żołnierzy ochraniających Heroda, Żyda, itp. Z entuzjazmem oglądały maski służące do przebrania. W związku z tym, że chodząc od domu do domu śpiewa się kolędy oraz pastorałki i składa życzenia gospodarzom, dzieci na warsztatach uczyły się również ich. Butrynowie przynieśli ze sobą także okazałą gwiazdę betlejemską na kiju, taką, jaką noszą ze sobą kolędnicy, ale bez ozdób. Przystrojenie jej należało do dzieci, co sprawiło im niemałą frajdę. Wycinały z kolorowej bibuły i papieru różne ozdoby. Powstały puszyste pompony, finezyjnie wykonane wycinanki. Do pomocy przy robieniu ozdób zostali zaproszeni rodzice, którzy chętnie pomagali swoim pociechom. Dzięki temu wycinanki i pompony powstały bardzo szybko. Pozostało przyklejenie do gwiazdy misternie wykonanych ozdób. Pośrodku umieszczono obrazek z szopką betlejemską. Przyozdobioną gwiazdą dzieci zaczęły ochoczo kręcić, gdyż zgodnie ze zwyczajem kolędniczym, miała ona często tę właściwość. Z gotowymi atrybutami pozostało już tylko grać i śpiewać. Dzieci poznawały instrumenty (w tym: skrzypce, basy, bębenek, tamburyn) i troszkę ich historii. Niektóre myślały, że na skrzypcach gra się patykiem, lecz te starsze uświadomiły im, że to się nazywa smyczek. Dzieci bardzo zaciekawiła suka biłgorajska, dowiedziały się, że to "pradziadek" skrzypiec, który kiedyś zaginął i na nowo został odbudowany, a technika gry na tym instrumencie jest również archaiczna. Takim sposobem gra się na przykład w Mongolii. Dzieci próbowały zagrać na instrumentach, starały się wykonywać podkład jak najbardziej fachowo. Melodia "Chodzenia z kozą" wyszła im świetnie. Następnie nauczyły się utworu "Panie Gospodarzu", kierowanego bezpośrednio do pana i pani domu, których odwiedza się z gwiazdą. Ustalono zasadę, że ten, kto trzyma ten okazały atrybut kolędowania, śpiewa najgłośniej. Butrynowie nauczyli również dzieci jak podziękować za gościnę, gdy od gospodyni otrzymają: "talerz sera, talerz masła", bo będzie ona kolędników "pasła". Życzenia były nie tylko pomyślne, ale i żartobliwe. Składano m. in. takie:


"W polu żyto i pszenica
A na piecu dzieci kopica".

Gwiazdor pełnił bardzo ważną rolę w przedsięwzięciu, gdyż powinien nie tylko głośno śpiewać, ale i mówić życzenia. Może dzięki tego typu spotkaniom Butrynom uda się wychować młode pokolenie kolędników, którzy będą kultywowali dawne tradycje. Zwłaszcza, że za kolędę można zostać szczodrze obdarowanym: pieniążkami, cukierkami czy specjalnymi bułeczkami.

Skrót artykułu: 

Może niektórzy pamiętają jeszcze czasy, gdy kolędnicze kozy z dzwoneczkami u szyi chodziły pod opieką właścicieli po Lublinie i wioskach. Dlaczego akurat te zwierzęta? Bo: „Gdzie koza chodzi, tam się żytko rodzi”. Jeśli nie przypominacie sobie obchodów z autentycznymi zwierzętami, choć niegdyś takie bywały, to przynajmniej powinny przyjść wam na myśl z osobami w ich przebraniu.

Dział: 

Dodaj komentarz!