Dźwięki Północy to gdański festiwal o wieloletniej tradycji. Początkowo tytułowa „północ” dotyczyła przede wszystkim obszarów naszego kraju, ze szczególnym uwzględnieniem Kaszub.
Od lat 70. XX w. festiwal funkcjonował jako typowa impreza folklorystyczna. Później, pod nazwą Festiwal Ludów Północy, pojawiła się impreza folkowa, kontynuująca niejako etniczne tradycje, ale poszerzająca zarówno obszar zainteresowań organizatorów, jak i rozrzut stylistyczny wykonawców. Przełomowym okazał się rok 1999, kiedy już jako Dźwięki Północy wydarzenie trafiło pod opiekę Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Od tego czasu jest to impreza łącząca w swoim repertuarze różne formy muzyki inspirowanej folklorem. Wśród zapraszanych zespołów dominują wprawdzie te związane z krajami nordyckimi, nie brakuje jednak również grup polskich (czy szerzej: słowiańskich) oraz projektów międzykulturowych, łączących muzykę północy z bardzo różnorodnymi formami ekspresji.
Tegoroczna edycja Dźwięków Północy zaczęła się niezwykle mocnym akcentem. Mowa o żywiołowym występie zespołu Burónka, który zaczarował zebraną w Centrum Św. Jana widownię. Stary gotycki kościół, przerobiony na salę koncertową, stał się świadkiem niezwykłego wydarzenia. Olga Stopińska i czwórka towarzyszących jej muzyków pokazali piękno kurpiowskiej muzyki w nowoczesnych aranżacjach. Ich siłą było to, że nie sprowadzono elementów ludowych do roli ozdobników. Tradycyjny śpiew, przechodzący w jazzowe frazy i świetna gra instrumentalistów sprawiły, że gdańska publiczność nie chciała pozwolić zejść artystom ze sceny. Burónka dała się wcześniej poznać widzom Nowej Tradycji, gdzie w zeszłym roku otrzymała II nagrodę i „Burzę Braw”. Od tego czasu muzyka zespołu jeszcze bardziej zyskała na wyrazie, ponieważ do grupy dołączył kontrabasista Mateusz Woźniak, który jest niesamowitym wsparciem dla i tak już całkiem ciekawej sekcji rytmicznej w postaci perkusjonalisty Mateusza Sieradzana. Osobą odpowiedzialną za brzmienie całości jest akordeonista i aranżer Mateusz Wachowiak. Po jego grze widać (i słychać), że wkłada w tę muzykę całe serce.
Burónka to nie jedyny polski zespół na tegorocznych Dźwiękach Północy. I nie jedyny, w którym pojawia się Mateusz Wachowiak. Grupa WoWaKin, w składzie której również występuje, uraczyła nas przede wszystkim tańcami polskimi, w większości znanymi z wydanej w ubiegłym roku płyty „Kraj za miastem”. Materiał ten również został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność – mimo że sala, jaką jest kościół św. Jana, nie sprzyja potańcówkom. O wiele lepiej polskie pieśni ludowe zabrzmiały na scenie Ratusza Staromiejskiego w wykonaniu Sutari. Choć to miejsce gromadziło trochę więcej przypadkowej publiczności, to muzyka w wykonaniu żeńskiego tria szybko przekonała nawet największych sceptyków.
Dwie pozostałe polskie grupy to zespoły eksperymentujące. Księżyc to już klasyka rodzimej sceny etno/folk. Dla nich to wymarzone miejsce, zwłaszcza że po reaktywacji muzyka tego zespołu również przeszła swoistą re-aktywację i jest dziś jeszcze bardziej eksperymentalna niż w latach 90. Grupa Nanook of the North to próba wejścia w nowocześnie brzmiącą muzykę północy i to bardzo dalekiej. Projekt tworzony przez Stefana Wesołowskiego i Piotra Kalińskiego rozpoczął się od improwizowanego grania do starego francusko-amerykańskiego filmu dokumentalnego „Nanook of the North. A Story of Life and Love in the Actual Arctic”, opowiadającego o życiu kanadyjskich Inuitów. Muzyka ta, ujęta w ramy aranżacyjne, trafiła na wydaną na początku tego roku płytę. Utwory zagrane podczas festiwalu łączyły elektronikę i żywe granie w jedną, spójną, a jednocześnie szalenie nostalgiczną i niepokojącą opowieść.
Skoro już dotarliśmy do muzycznych opowieści o prawdziwej Północy, pora wspomnieć nieco o Skandynawach, którzy w każdej edycji festiwalu prezentują coś ciekawego. Tym razem najciekawiej zaprezentował się norwesko-szwedzki Rim. To zespół z krótkim stażem, ale już prezentujący bardzo dobry poziom wykonawczy. Dość swobodnie łączy elementy z różnych stron Skandynawii, na dodatek przeplatając je własnymi improwizacjami. Dla purystów pewnie to nie do zniesienia, ale takie podejście do muzyki doskonale wpływa na końcowy efekt. Ze sceny popłynęły piękne dźwięki, w większości spokojne, stonowane. Nawet rzewne szwedzkie tańce zabrzmiały w wykonaniu Rim nieco bardziej wyniośle i poważnie. Spora w tym zasługa Sunnivy Abelli, wokalistki i instrumentalistki, grającej na nyckelharpie. Miłośnicy skandynawskiego grania mogą ją kojarzyć również z takich zespołów jak Vilde czy Tradpunkt, w których oprócz tradycyjnych melodii gra własne kompozycje, inspirowane szwedzkim folklorem. W Rim sprawiała początkowo wrażenie nieco wycofanej, ale okazało się, że to pozory. Szybko dała do zrozumienia, że jej czarodziejski instrument nie służy tylko do tworzenia tła dla skrzypiec. Szwedka Elin Jonsson i Norweg Jo Einar Jansen to dwoje skrzypków pochodzących z nieco odmiennych tradycji, choć nie tak odległych terytorialnie. Elin specjalizuje się w muzyce z jej rodzinnej prowincji Jämtland, położonej w północnej części Szwecji, niedaleko granicy z Norwegią. Jej gra jest oparta na ciągłym balansowaniu między mocnymi akcentami i delikatnymi, subtelnymi brzmieniami. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Jo Einara, który pochodzi z Nord-Trøndelag, graniczącego od południa ze Szwecją. Gra on w sposób bardziej zdecydowany, pełen pasji i dynamiki. Czwartą osobą w tym składzie jest grająca na akordeonie diatonicznym Hilde Fjerdingøy. Wydaje się, że to najbardziej doświadczona osoba w zespole, która spaja całą grupę zarówno swoją grą, jak i niewątpliwą charyzmą.
Nazwa drugiej szwedzkiej grupy składa się z nazwisk wykonawców. To dość częste w przypadku tamtejszej sceny folkowej, której przedstawiciele grają zwykle w kilku różnych zespołach. W pewnym momencie wymyślanie kolejnych nazw dla projektów staje się bezcelowe, a nazwiska zawsze są dobrą wizytówką w przypadku muzyków, którzy już wyrobili sobie renomę w środowisku. Emma Ahlberg, Daniel Ek i Niklas Roswall grają głównie do tańca. Choć dwójka muzyków pochodzi z północy Szwecji, w ich repertuarze dominują melodie ze środkowej i południowej części kraju (często jest to taniec polska). Oznacza to, że główną rolę w zespole odgrywa Niklas Roswall, grający na nyckelharpie muzyk ze Skanii. On i gitarzysta Daniel Ek znają się już bardzo dobrze z czasów wspólnego grania w popularnej folkowej grupie Ranarim. Emma Ahlberg Ek również ma za sobą staż w kilku zespołach, ale jest też dyplomowaną artystką, która (podobnie jak Niklas Roswall) zdobyła tytuł Riksspelman, przyznawany najlepszym szwedzkim muzykom ludowym. Ze względu na taneczny repertuar grupa Ahlberg, Ek & Roswall została zainstalowana na scenie Ratusza Staromiejskiego, gdzie tego rodzaju dźwięki miały szansę przyciągnąć publiczność mniej zorientowaną w profilu całego festiwalu. Pod tym względem świetnie się to sprawdziło. Taneczne rytmy muzyki szwedzkiej na pewno były doskonałą wizytówką imprezy.
Kolejni Skandynawowie to The Jietna Project z Norwegii. To grupa, dla której wnętrza Centrum Św. Jana to wymarzone miejsce na koncert. Centralnymi postaciami są dwie wokalistki – Katarina Barruk i Elina Waage Mikalsen, które śpiewają w języku Samów. Grupa, która powstała w 2016 roku i miała być jednorazowym projektem, przekształciła się w bardzo sprawnie działający zespół, prezentujący dość nowoczesne podejście do muzyki samskiej. Nie ma jeszcze na swoim koncie płyty, a szkoda, bo takie mniej tradycyjne spojrzenie na brzmienia kojarzące się przede wszystkim z dość konserwatywnymi aranżacjami na pewno znalazłoby liczne grono słuchaczy.
W podobny sposób do muzyki Północy podchodzi estoński duet Maarja Nuut & Ruum. Wokalistka i skrzypaczka, doskonale radząca sobie na tle elektronicznych dźwięków, to propozycja, która może do muzyki folkowej przyciągnąć zupełnie nowych słuchaczy. Jesienią ma się ukazać ich wspólny album, który może być bardzo interesującą pozycją.
Na zakończenie koniecznie trzeba wspomnieć o Marii Kalaniemi, ponieważ to gwiazda światowego formatu. Znana fińska akordeonistka, mająca na koncie kilkanaście płyt (zarówno zespołowych, jak i solowych), grała już w Polsce w 2015 r. Teraz na scenie towarzyszył jej grający na fisharmonii i harmonijce ustnej Eero Grundström (znany z grupy Sväng), z którym w zeszłym roku Maria nagrała album zatytułowany „Svalan”. Wypełniły go pieśni i melodie z północnej Karelii, zarówno te tradycyjne, jak i całkiem współczesne, napisane przez Kalaniemi, zainspirowane surowym pięknem karelskiej przyrody. To muzyka, która jest w stanie przekonać do siebie nawet największych sceptyków brzmienia akordeonu – takich jak piszący te słowa.
Ze względu na to, że od jakiegoś czasu Dźwięki Północy odbywają się co dwa lata, sporo zamieszania wprowadza numeracja kolejnych edycji festiwalu. W tym roku impreza odbyła się po raz 34., choć – jak wspomniałem powyżej – korzenie jej obecnej formuły tkwią o wiele głębiej. Być może właśnie dzięki takiemu dwuletniemu cyklowi organizatorom festiwalu udaje się zgromadzić na każdej imprezie ciekawe grono wykonawców i liczną publiczność, która z uwagą chłonie płynące ze sceny dźwięki.
Niemała w tym zasługa organizatorów, dlatego też nie dziwią specjalne gratulacje, jakie złożył pani Aleksandrze Kminikowskiej, kuratorce festiwalu, Larry „Okey” Ugwu, dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Niekłamane wzruszenie organizatorki każe przypuszczać, że nie spodziewała się ona tego, iż zostanie wywołana na scenę i w uroczysty sposób pochwalona. To dobrze, ponieważ wyjątkowo często zapominamy o osobach, które zajmują się organizacją udanych imprez. Tym razem mogliśmy o nich usłyszeć i nagrodzić brawami.
Rafał Chojnacki
polonista, miłośnik folkloru i skandynawskich kryminałów. Grał i śpiewał w zespole Caledonia. Publikował artykuły w czasopismach „Szantymaniak”, „Po wachcie”, „Nowa Fantastyka”, „Science Fiction, Fantasy i Horror”, „Czachopismo”, „Grabarz Polski”, „Lśnienie”, „Travels”, „Zew Północy”, „Jacht-Market”, „Folk24” i w ukraińskim „Jazz Kvadrat”.
Dźwięki Północy to gdański festiwal o wieloletniej tradycji. Początkowo tytułowa „północ” dotyczyła przede wszystkim obszarów naszego kraju, ze szczególnym uwzględnieniem Kaszub.
Fot. tyt. M. Samsel-Chojnacka: Sunniva Abelli (Rim)