Muzyka czyli opowieść

Nie byłem na „Mikołajkach Folkowych” 2004. Nie żebym obraził się na folk czy piękne miasto Lublin. Wygrała przyziemna grypa i inne obiektywne okoliczności. Wspominam o tym jednak nie po to, by pleść mało interesujące autobiograficzne wątki. Piszę dlatego, że niemożność posłuchania choćby młodych wykonawców w konkursie „Scena Otwarta” zrekompensowała mi nowa (i nie nowa) muzyka klasyków folkowego czy „okołofolkowego” muzykowania. Oto bowiem mniej więcej w ten Mikołajkowy czas dotarły do mnie nowe płyty zespołu Osjan.

Paradoksalnie może, trafiły w znakomity czas. Nie tylko w kontekście tego, co za oknem, gdzie zapóźniona jesień walczy „o swoje” z niezdecydowaną zimą. Więc w szarobure dni, gdy każdy jasny dźwięk jest jakąś szczególną radością. Ale dobrze trafiły również właśnie w kontekście Mikołajkowego muzykowania, gdzie dominuje młodość, gdzie rodzi się nadzieja na przyszłość.

Jedna z dwóch wydanych właśnie płyt Osjana (przed laty Ossiana), nagrana została w 1980 roku, druga – „Księga liści” – jest najnowszym (2004) programem zespołu. Ileż przez te ćwierć wieku wydarzyło się na scenie muzycznej. Ile zjawisk przelotnych i niewartych zapamiętania, sezonowych mód. Ale też ile wydarzeń dobrych, mądrych, ważnych. Tymczasem muzyka Osjana po pierwsze się nie zestarzała, a po drugie – w sensie estetycznym czy stylistycznym (ponadstylistycznym?) – właściwie się nie zmieniła. Oczywiście słychać pewne różnice między muzyką sprzed ćwierć wieku, a muzyką dzisiejszą, ale o tym za chwilę.

Myślę (mogę się mylić, ale tak myślę), że Osjan jest jednym z patronów sceny folkowej. Zespołem, który wielu ludziom otworzył oczy i uszy. Który stanowił nie tyle efektowną alternatywę dla mdłych gwiazdek sceny pop, ale przede wszystkim był przemyślanym i konsekwentnie realizowanym pomysłem muzycznym, świadomym i odważnym poszukiwaniem własnego głosu w kontekście muzycznych tradycji. A wreszcie – zawsze – próbą spotkania, rozmowy, opowieści. To chyba wartości nie do przecenienia niezależnie od tego jaka „zawartość procentowa” i jakich tradycji mieści się w muzyce. Jeśli tylko jest efektem uczciwych artystycznie, a nie marketingowych poszukiwań. To też łączy Osjana ze sceną folkową.

Kiedy zaś słucham nagrań sprzed dwóch dekad, przychodzą mi na myśl czyjeś słowa, że tak naprawdę z dzisiejszej perspektywy, z wnętrza wydarzeń, nie sposób obiektywnie ocenić tego, co dzieje się na folkowej scenie, w folkowym środowisku. Tego powrotu do fascynacji kulturą tradycyjną. Że nasze dzisiejsze spory, debaty, dyskusje i – co najważniejsze – poszukiwania muzyczne mają bezsprzeczne znaczenie, jednak dopiero z perspektywy czasu będzie widać jakie naprawdę przyniosą owoce.

No i jeszcze, kontynuując poprzednią myśl, w kontekście owych dwóch płyt Osjana (ale też „Mikołajków Folkowych”) pojawia się pytanie co z naszymi, dzisiejszymi folkowymi wykonawcami będzie za dwadzieścia lat? Ciekawe. Oczywiście nie chodzi o artystyczną długowieczność na siłę, ale o wiarygodność, konsekwentne trwanie w szlachetnej muzycznej wizji. O siłę i wyrazistość nawet po wielu latach. Bo te cechy zachował Osjan. Ma też dziś – i być może to jest właśnie najważniejsza cecha różniąca wspomniane dwa krążki – jakby większy spokój. Jest to spokój mistrzów, którzy już tak naprawdę wiedzą, że nie muszą się z nikim ścigać, o niczym przekonywać, mogą po prostu (?) snuć swoje opowieści.

Skrót artykułu: 

Nie byłem na „Mikołajkach Folkowych” 2004. Nie żebym obraził się na folk czy piękne miasto Lublin. Wygrała przyziemna grypa i inne obiektywne okoliczności. Wspominam o tym jednak nie po to, by pleść mało interesujące autobiograficzne wątki. Piszę dlatego, że niemożność posłuchania choćby młodych wykonawców w konkursie „Scena Otwarta” zrekompensowała mi nowa (i nie nowa) muzyka klasyków folkowego czy „okołofolkowego” muzykowania. Oto bowiem mniej więcej w ten Mikołajkowy czas dotarły do mnie nowe płyty zespołu Osjan.




Miejsca sprzedaży

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!