Kłopoty z wyborem

Głos Małgorzaty Jędruch z pewnością znają wszyscy słuchacze programów Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Wystarczy wspomnieć, że to właśnie ona relacjonuje wszystkie koncerty folkowe odbywające się w S1 na Woronicza. Od co najmniej trzech lat zasiada też w jury konkursu "Scena Otwarta".


Jak oceniasz z perspektywy tych kilku lat "Scenę Otwartą"?


Jest coraz mniej muzyki południowoamerykańskiej czy celtyckiej w szerokim tego słowa znaczeniu, coraz więcej grup sięga do folkloru polskiego i słowiańskiego. Poza tym grupy podnoszą wciąż poziom wykonawczy, trudno je już nazywać amatorskimi. Są to zespoły właściwie profesjonalne mimo tego, że grający w nich muzycy w dużej mierze nie są kształceni w szkołach muzycznych. Nie przeszli tego całego cyklu edukacji muzycznej, a jednak na estradzie czuje się, że grają profesjonalnie. Mają bardzo dużą wiedzę na temat tego co robią, czym się inspirują, czym są zafascynowani. To już nie jest tylko powielanie nagrań gdzieś ze świata czy nawet z radia ściągniętych, tylko tworzenie swojej własnej wizji muzyki na dobrym poziomie wykonawczym. Jest to niezwykle pozytywne. Szkoda jeszcze, że brakuje odpowiednio silnego "lobbingu promocyjnego" dla tej sztuki, a myślę że byłoby warto.


Czy nie uważasz, że istnieje pewna moda na polskość w środowisku folkowym, że zespoły inspirujące się inną kulturą są w pewien sposób dyskryminowane?


Tak, pojawia się taki problem, ale wszyscy wykonawcy, których można spotkać na różnych festiwalach choćby w Europie, w jakiś sposób muszą pokazać swoją indywidualność. Mogą ją osiągnąć czerpiąc z własnych źródeł. Wtedy już nie jest ważne czy zespół będzie grał muzykę inspirowaną wyłącznie folklorem Radomskiego i Mazowsza - taki nasz idiom polskości, czy muzykę mniejszości narodowych zamieszkujących nasz kraj. Ważne, że będzie to muzyka, która w kraju i za granicą będzie kojarzyła się z kulturą muzyczną tego kraju, z ich korzeniami, ich źródłami - tym się mogą pochwalić.

Wybierze się np. na festiwal do Rudolstadt zespół polski grający muzykę irlandzką, i co z tego? Pojawią się na nim również Irlandczycy, którzy po prostu wyrośli w tej kulturze. Polacy nigdy nie będą potrafili wczuć się w prawdziwą irlandzkość. Dlatego myślę, że łatwiej nam czerpać z naszej kultury, bo w niej wyrośliśmy i później możemy ją przekazywać i uzmysławiać innym, że w Polsce jest też dużo pięknej, dobrej muzyki.


Kończąc nasze krótkie spotkanie chciałabym usłyszeć kilka słów o werdykcie jury. Dlaczego te, a nie inne zespoły?


Z jednej strony werdykt przysporzył nam wiele kłopotów, w drugiej nie był wcale taki trudny. Zdecydowana większość wykonawców to były grupy grające na bardzo wysokim poziomie zarówno jeśli chodzi o stronę muzyczną jak i umiejętność czerpania ze źródeł. Poziom pod tym względem był bardzo wyrównany. Staraliśmy się więc słuchać czy muzyka nas porwie, czy zespół "wciągnie w to, co robi", jak reaguje publiczność. Według tych naszych kryteriów - bardzo intuicyjnych, oddalonych od merytorycznej oceny - okazało się, że są cztery zespoły, na które wszyscy zwrócili uwagę. Powstały dylematy, czy zespół pierwszy ma być drugi itd., ale wszystko "kręciło się" wokół czterech grup: Ovo, Jahiar Group, Kapela Kaptoszki i Bractwo Wianki Samagri. Każda z nich ujęła nas czymś innym.

Zespół Ovo - śpiewający - po raz pierwszy pojawił się na "Mikołajkach", a jest to też nowość na krajowym rynku folkowym. Występują a'capella, nie boją się śpiewać (trzeba przypomnieć, że Bułgarzy właśnie w ten sposób wypromowali swoją kulturę). Ovo doskonale radzi sobie na scenie i wciąga w swój śpiew publiczność, choć są to trudne rzeczy - przede wszystkim muzyka obrzędowa. Zrobiło to wrażenie na nas i na widzach, bo było szczerym przekazem tego zespołu.

Jahiar Group - zespół grający od niedawna, więc wydawało się nam, że potrzebują trochę zgrania ze sobą. Cymbalista tak stworzył grupę, że właściwie nie potrzebuje ona dalszej pracy. Jest to znakomicie, spójnie brzmiący zespół, który pokazuje, że można łączyć elementy różnych kultur w wysoce profesjonalny sposób.

Wianki Samagri - troszeczkę pastiszowi, ironiczni, ale w bardzo dobry sposób pokazali, że można połączyć ze sobą np. polską weselną pieśń obrzędową z reggae i to nie na zasadzie zestawienia ze sobą dwóch różnych światów, tylko wprowadzenia elementów reggae, które ubarwia, ale pieśń nie traci nic z polskiego charakteru.

Ostatnim naszym faworytem była grupa Kaptoszki, która szuka repertuaru w miejscu zamieszkania. W bardzo energetyczny sposób przekazuje to, co chce powiedzieć publiczności. Udowadnia, że można połączyć to, co kiedyś było np., transową grę skrzypka (w niezwykły sposób wykorzystuje on dawne maniery wykonawcze) z instrumentami perkusyjnymi rozmaitego pochodzenia. W skład ich instrumentarium wchodzi jeszcze akordeon, a całość brzmi bardzo selektywnie, aranżacje są przemyślane, ciekawe i świeże.

Życzę tym grupom i wszystkim wykonawcom biorącym udział w "Scenie Otwartej" wiele zapału i radości z muzykowania.



Rozmawiała Agnieszka Matecka &nbsp&nbsp&nbsp&nbsp

Skrót artykułu: 

Głos Małgorzaty Jędruch z pewnością znają wszyscy słuchacze programów Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Wystarczy wspomnieć, że to właśnie ona relacjonuje wszystkie koncerty folkowe odbywające się w S1 na Woronicza. Od co najmniej trzech lat zasiada też w jury konkursu "Scena Otwarta".


Dział: 

Dodaj komentarz!