"Św. Jerzy, wstawaj rano,
odmykaj ziemię, wypuszczaj rosę,
Na wiosnę mokrą, na ciepłą,
Na lato ciepłe, na żyto bujne, na jędrne, na kłośne."
Ta i inne pieśni-zaklęcia często rozbrzmiewały wśród pól i lasów, gdy przyroda powoli budziła się z zimowego snu. Kwiecień to miesiąc, w którym na dobre rozgaszczała się wiosna. Spod starych, jesiennych liści wybijały się ku słońcu jasnozielone trawki, nieśmiało zakwitały pierwsze, delikatne jeszcze i kruche kwiatki, drzewa pokryły się pąkami, z których wkrótce rozwijały się młode listki, a ptaki już od rana urządzały radosne koncerty. Wtedy też rozpoczynał się ruch na polach i łąkach. Nad wszystkim tym czuwali święci Jerzy i Wojciech - patroni wiosny i prac polowych. Do nich to właśnie zanoszono prośby o urodzaj, o słońce, o deszcz.
23 kwietnia, dzień św. Jura, to na Białostocczyznie święto wiosny. Brano wtedy chleb i sól, zawijano w płótno i obchodzono z tym pola. Wypiekano też specjalne pszenne kołacze, zw. korowajczykami, które toczono po wschodzącym młodym zbożu. A wszystko po to, aby żytko szybciej rosło i urodzaj był większy i gospodarzom dobrze się działo. Czasem rozłamywano korowajczyk, spożywano na polu, a okruchy pozostawiano w bruzdach. Na Pomorzu tego dnia należało posiać len, gdyż - jak mówiło stare przysłowie - "Jeśli chcesz mieć kęs płótna dobrego, siej len na świętego Jerzego". Św. Wojciecha częściej łączono z przepowiadaniem pogody. Świadczą o tym chociażby dwa przysłowia: "Kiedy grzmi na św. Wojciecha, rośnie rolnikom pociecha", oraz "Gdy na Wojciecha pada, co trzecia kopa na łąkach przepada". Czy więc deszcz był dla gospodarzy radością, czy przekleństwem? Chyba i jednym i drugim po trochu. Św. Jura i św. Wojciech pospołu opiekowali się bydłem. Ich zadaniem było ochronić je przed czarownicami, które w noc poprzedzającą święto patronów przekradały się do obór, aby odebrać lub "popsuć" krowom mleko. Do swych czarodziejskich praktyk kradły sitka i ściereczki do cedzenia mleka i włóczyły je po podwórku i ogrodzie, co powodowało, że krowy dawały mało mleka, miało ono zły smak i wygląd, czasami pomieszane było z krwią. Przez czarownice szybko psuły się sery, mleko gorzkniało i nie chciało się zsiadać, a i śmietany w nim nie było. Na wszystkie te nieszczęścia były jednak sposoby. Aby uchronić krowy przed czarami złych duchów w wigilię św. Jerzego i Wojciecha obchodzono krowy trzymając w ręku chleb i obrazek św. Jury, okadzano je poświęconym zielem, smarowano im rogi dziegciem lub czosnkiem, kredą święconą kreślono nad łbami znak krzyża, przeganiano je przez ostre przedmioty, np. kosę czy lemiesz. A wszystko to było tym skuteczniejsze, im gorętsze i pobożniejsze westchnienia do świętych im towarzyszyły.
Na wiosnę ożywiała się wszędzie pasterska rzesza. Gdy tylko powiał kwietniowy, ciepły wiatr pojawiały się tam i ówdzie pierwsze ogniska, strzelały baty, zawodziły wierzbowe fujarki, a z różnych wygonów, przylasków i nadrzeczy napływał śpiew mówiący o ciężkiej doli świniopasów i skotarzy, owczarzy i koniarek, cielęciarzy i źrebięciarzy, gęsiarek i odgadzin (tych od kur).
Tworzyły się pasterskie hierarchie i autorytety. Wierzono, że owczarze to pomocnicy diabła, dlatego przyglądano im się z trwogą, jednocześnie zaś chodzono doń po porady znachorskie. Koniarki wyśmiewały się ze skotarzy, ale najwięcej drwin spotykało małych nieszczęśników pasących świnie albo kozy. Pastuszą "karierę" można było zacząć już w wieku pięciu lat, od pilnowania kur. Potem awansowało się do gęsi, jeszcze później do świń. Gdy zaś pastuszek skończył osiem lat, mógł już wyganiać bydło i "nawracać je od szkody". Całodzienne pasienie było dość monotonne i nużące, dlatego dzieciarnia uprzyjemniała sobie ten czas zabawą w zajączki pod miedzą, złotą kulę albo wielbłąda. Na Kujawach dorośli pasterze wybierali króla. Zostawał nim ten, kto w wyznaczonym dniu, zazwyczaj w Zielone Świątki, pierwszy wypędził swe stado na pastwisko. Za to spotykały go liczne honory, począwszy od wieńców, paradnych piór i pierścieni, przewodzeniu w tańcach, aż do możliwości wydojenia krów gospodarza.
Na wiosnę oprócz kwiatów, rozkwitały też uczucia. Stęsknieni pastuszkowie wróżyli sobie z płatków, czy wybranka kocha ich, czy nie. Czasami z potajemnie uwielbianą osobą zakładali się o "zielone" i...wygrywali. A dziś? Kto dziś gra w zielone? Warto chyba spróbować pobawić się w to, chociażby po to, aby mieć kogo obsypywać kwiatami, których jest coraz więcej i są coraz piękniejsze. Bo któraż kobieta nie lubi kwiatów i nie pragnie ich dostawać?
"Św. Jerzy, wstawaj rano,
odmykaj ziemię, wypuszczaj rosę,
Na wiosnę mokrą, na ciepłą,
Na lato ciepłe, na żyto bujne, na jędrne, na kłośne."